Maciej Maciejowski, który jakiś czas temu napisał o prezydencie "bydlę", znów wprawia w osłupienie. Tym razem na Twitterze radny Prawa i Sprawiedliwości napisał: "3 stopnie skur…ienia: cichodajka, prostytutka, Sobieniowski". Tak silne emocje w samorządowcu z PiS wzbudził materiał o Jarosławie Kaczyńskim wyemitowany w "Faktach" TVN.
Wtorkowe wydanie "Faktów" (22.05) wzbudziło niemałe oburzenie wśród części prawicowych publicystów i polityków. Dziennikarzowi TVN Jakubowi Sobieniowskiemu zarzuca się, między innymi, że stworzony przez niego materiał był tendencyjny.
Sprawę tę na Twitterze komentowali chociażby Adam Hofman i Łukasz Warzecha. Tyle że oni, w przeciwieństwie do Macieja Maciejowskiego, nie używali tak ostrych słów.
Nie zrobił nic złego?
"3 stopnie skur…ienia: cichodajka, prostytutka, Sobieniowski" to, zdaniem autora wpisu, nic obraźliwego.
- To ohydne praktyki dziennikarskie, godne stanu wojennego. Montaż, dobór wypowiedzi, to wszystko manipulacje - tłumaczy swoją wypowiedź Maciejowski. - Nie użyłem żadnego obelżywego słowa pod adresem pana redaktora, tylko opisałem sytuację. Nie ma tam też nic wprost o panu redaktorze, od strony prawnej wszystko jest w porządku - zaznacza radny PiS.
Na nasze stwierdzenie, że od strony prawnej wszystko może być w porządku, ale od strony kultury politycznej niekoniecznie, Maciejowski również miał odpowiedź. - Ładunek emocjonalny był bardzo duży, ale taka była moja intencja - wyjaśnia radny.
Dla Ligii Krajewskiej, posłanki PO i byłej przewodniczącej warszawskiej rady, tłumaczenia o "ładunku emocjonalnym" nie są żadnym argumentem. - Można mieć duży ładunek przeżyć, odczuć, a umieć emocje powściągnąć - twierdzi Krajewska. Z kolei Jacek Żakowski, publicysta "Polityki", wskazuje, że może radni PiS używają w swoim środowisku takich wyrażeń do "opisywania sytuacji", ale "dla każdego normalnego człowieka to słowa obelżywe".
Język niedopuszczalny
Nie tylko przez posłankę PO i dziennikarza zachowanie radnego oceniane jest negatywnie. Według Małgorzaty Gosiewskiej z PiS, taki język jest "niedopuszczalny". - Ale przykład idzie z góry. Często widujemy, jak politycy Platformy czy Ruchu Palikota używają podobnych słów, i to w Sejmie - wskazuje winnych Gosiewska.
Według Jacka Żakowskiego nie ma tutaj nawet o czym dyskutować. - Oczywiście, że to niedopuszczalne. Co więcej, to nie tylko celowe poniżenie, ale i wyraźne naruszenie prawa, podważanie kompetencji w wykonywanym zawodzie - ocenia publicysta.
Posłanka Prawa i Sprawiedliwości zapewnia jednak, że jeśli wpis jest prawdziwy, to "na pewno odbędzie się jakaś rozmowa" z Maciejem Maciejowskim. Innym rozwiązaniem jest też wniosek do komisji etyki. - Jeśli takowy do komisji wpłynie, to na pewno ten przypadek zostanie rozpatrzony - twierdzi Gosiewska.
Kolejny raz, brak kary?
Niestety, komisja etyki, nawet jeśli uzna Twitterowy wpis za obraźliwy, może najwyżej dać radnemu naganę albo odsunąć go od pełnienia funkcji w komisjach. - Reszta należy do PiS-u, to oni mogą podjąć inne kroki - mówi nam Ligia Krajewska. A jeśli PiS "nie jest partią buraków, tylko normalnych ludzi, to powinna swojego członka ukarać, a nawet się go pozbyć" - wskazuje Jacek Żakowski. Zdaniem publicysty, takie słowa mogą być nawet przyczynkiem do złożenia pozwu sądowego. - Nie zdziwiłbym się, gdyby sprawa trafiła do sądu i to z roszczeniem o znaczne odszkodowanie - stwierdza dziennikarz "Polityki".
Posłanka PO wątpi jednak, by oficjalne formy dyscypliny pomogły na zachowanie radnego. "Skur…ienie" to nie pierwszy kontrowersyjny wpis Maciejowskiego. Wcześniej o prezydencie członek PiS napisał "bydlę" i już wtedy zajmowała się tym komisja etyki. Jak widać - bez skutku. - To ciche przyzwolenie, bo publicznie PiS to krytykuje, a tak naprawdę jest im to na rękę - ocenia Ligia Krajewska.
Jak widać, niski poziom wypowiedzi polityków znaleźć można na każdym szczeblu. Niestety, tylko partie poprzez wewnętrzne działania mogą sprawić, że takie wypowiedzi przestaną pojawiać się w przestrzeni publicznej. Pytanie tylko - czy chcą to zrobić?