
Wszyscy znamy Jarosława Kaczyńskiego jako twardego, konserwatywnego polityka. Prezes nie przyznał się do palenia trawki (jak Donald Tusk), ani do bycia na gazie podczas oficjalnej wizyty (jak Kwaśniewski). Ale był okres, kiedy Kaczyński nie stronił od alkoholu. W dzień inauguracji Senatu po wyborach czerwcowych tak się upił, że składał ślubowanie dopiero na kolejnym posiedzeniu.
Na Wiejskiej czuje się jak ryba w wodzie: zamawia śniadanie w restauracji, popija piwem i jedzie do Hotelu Europejskiego, do Wałęsy. (...) Wychyla koniak, drugi, trzeci... Aż padnie nieprzytomny. Puszowie [współpracownicy Wałęsy - przyp. naTemat] nie wiedzą, co robić: posiedzenie zaraz się zaczyna, ale senator elekt nie jest w stanie ustać na nogach. Pakują go do mercedesa i na Żoliborz. Ślubowanie poczeka do kolejnej sesji.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl
