Stanisław Kociołek podczas rozprawy sądowej ws. grudnia 70.
Stanisław Kociołek podczas rozprawy sądowej ws. grudnia 70. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

Pogrzebowi na Powązkach Stanisława Kociołka towarzyszyły protesty i awantury. Kto i dlaczego nie chciał uhonorować dawnego komunistycznego dygnitarza?

REKLAMA
Pochówek "Kata Trójmiasta" wzbudza olbrzymie kontrowersje. Dawny komunistyczny dygnitarz uważany jest za odpowiedzialnego za masakrę robotników w grudniu 1970 roku. Pogrzeb odbył się o godzinie 13 w środę. Na miejsce, oprócz rodziny, przybyła również kilkunastoosobowa grupa protestujących. Przynieśli oni m.in. plakaty w formie klepsydry z informacją, że Stanisław Kociołek jest winny śmierci niewinnych. W rękach część osób trzymała zdjęcia ofiar Grudnia'70. Dlaczego pochówek komunisty budzi takie kontrowersje?
Kto opowiada za pochówek?
Gdy ogłoszono fakt, że Stanisław Kociołek będzie pochowany na Wojskowych Powązkach w wielu środowiskach zawrzało. Minister obrony musiał tłumaczyć się, że to nie jego decyzja.
Miejsce pochówku Kociołka nie leży w gestii MON. Nie będzie żadnej asysty wojskowej na pogrzebie, nikt się o takową zresztą nie zwracał.
Jak się okazało rodzina Kociołka obeszła przepisy cmentarza na Powązkach. By pochówek się odbył potrzebna jest zgoda prezydent Warszawy, zdecydowano się jednak na kremację i wstawienie urny do kolumbarium, na co zgody urzędowej już nie trzeba. Nietrudno się domyśleć, że miejsce pogrzebu wzbudziło spore kontrowersje. Umieszczenie komunistycznego dygnitarza przy bohaterach Polski komentowane jest jako nieetyczne.
dr Łukasz Kamiński Prezes Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

W najnowszej historii Polski zapisał on jedną z najczarniejszych kart. Będąc wicepremierem w grudniu 1970 roku w czasie protestów na Wybrzeżu odegrał kluczową rolę. W przeddzień krwawej masakry nawoływał robotników do przyjścia do pracy. 17 grudnia 1970 roku wojsko i milicja otworzyły ogień do robotników w Gdyni. Stanisław Kociołek w wymiarze moralnym i politycznym ponosi za to odpowiedzialność.

Przeciwko pochówkowi na Powązkach protestowali też opozycjoniści, którzy wysłali list otwarty. Na Facebooku krążył również list rzekomo od rodziny jeden z ofiar, ale obecnie jest on niedostępny. W liście była mowa rodzinach ofiar grudnia, które do dzisiaj cierpią.
"Kat Trójmiasta"
Kociołka nazywano „katem Trójmiasta”. Określenie to stworzył Krzysztof Dowgiałło, autor piosenki „Ballada o Janku Wiśniewskim”:

Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta,
Przez niego giną dzieci, niewiasty,
Poczekaj draniu - my cię dostaniem!
Janek Wiśniewski padł...

Z nekrologu przekazanego przez jego adwokata wynika, że Kociołek zmarł w ostatni czwartek, 1 października.
Polityk urodził się 3 maja 1933 r. w Warszawie. Był z wykształcenia socjologiem po UW, gdzie w latach październikowej "odwilży" (1956–58) szefował Komitetowi Uczelnianemu PZPR. Od 1967 r. do lipca 1970 r. był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, a od czerwca do grudnia 1970 był wicepremierem. Po wydarzeniach na Wybrzeżu stracił tę funkcję i odszedł do dyplomacji. Gdy był ambasadorem PRL w ZSRR, Urban napisał, że Jaruzelski nie ma ambasadora w Moskwie, za to Sowieci mają dwie ambasady przy Rządzie PRL. Jedna w Warszawie, druga w Moskwie.
Kociołek był oskarżony w procesie ws. masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. – m.in. razem z gen. Wojciechem Jaruzelskim oraz dowódcami wojska i milicji. Zarzuty dotyczące Kociołka dotyczyły tego, że 16 grudnia 1970 r. jako wicepremier w telewizyjnym wystąpieniu nakłaniał robotników strajkujących w Gdyni do powrotu do pracy, choć miał wiedzieć, że następnego dnia rano stocznia będzie "zablokowana" przez wojsko – wtedy na stacji kolejki miejskiej pod stocznią zginęło kilkanaście osób, które miały wysłuchać apelu wicepremiera.
Sądy prawomocnie uniewinniły Kociołka uznając, że nie da się wykazać, iż jego działania przyczyniły się do tragedii. W kwietniu tego roku uniewinnienie uchylił Sąd Najwyższy nakazując ponowny proces przed sądem w Gdańsku, który miałby wykazać czy wicepremier wzywając robotników do pracy godził się z możliwymi skutkami działań wojska.

Podczas tłumienia przez wojsko i milicję demonstracji protestacyjnych przeciw drastycznym podwyżkom cen zginęło 45 osób, a 1165 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności karnej. Dopiero w 1995 r. gdańska prokuratura oskarżyła 12 osób – w tym ówczesnego szefa MON gen. Wojciecha Jaruzelskiego - o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa (grozi za to dożywocie). Proces, który zaczął się w 1998 r. w Gdańsku, przeniesiono do Warszawy, gdzie w 2001 r. ruszył na nowo.
Proces trwał długo, bo prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1100 osób - sąd nie zgodził się na ograniczenie ich liczby. W 2011 r. sprawę trzeba było zacząć od nowa, gdyż zmarł ławnik. Z powodu śmierci lub problemów zdrowotnych kolejnych podsądnych, ostatecznie na ławie oskarżonych pozostały tylko trzy osoby. Jaruzelski, już wcześniej wyłączony z procesu ze względu na stan zdrowia, zmarł w maju ub.r.

Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl