W Irlandii furorę robi poradnik dla kibiców wybierających się na Euro 2012. Można w nim przeczytać, że picie z Polakami to "test wytrzymałości wątroby na długotrwałe zatrucie", a nasze wesela to "alkoholowe orgie". Jednak badania pokazują, że inne nacje piją więcej - przeganiają nas nie tylko Irlandczycy, ale też Holendrzy, Portugalczycy czy Francuzi. Dlaczego więc nadal uchodzimy za największych pijaków w Unii?
Damien Moran, autor przewodnika, mieszkający w Polsce od sześciu lat Irlandczyk twierdzi, że chciał opisać to, co interesuje kibiców najbardziej. Dlatego zapewne cały rozdział poświęcił kulturze picia alkoholu w naszym kraju. Stwierdził więc, że wesela w Polsce to "alkoholowe orgie", podczas których pije się nawet 70-procentową wódkę. - Jesteśmy zupełnie inni, piwo u nas ma mniej procent - to będzie trochę kłopot dla nas, dla naszych głów, dlatego w książce są informacje jak wyleczyć kaca - tłumaczył Moran w TVP INFO. I nie przeszkadza mu zapewne, że Irlandczycy piją więcej niż my, co pokazuje m.in. raport Światowej Organizacji Zdrowia.
- To jest przykład utrwalania stereotypów o Polsce - ocenia dr Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych. - Kiedyś nie było takich badań o spożyciu alkoholu i obcokrajowcy sami zbudowali sobie teorię, która funkcjonuje do dzisiaj. Jednak coraz więcej obywateli państw europejskich odwiedza Polskę. Otwarcie granic, wejście do Unii pomaga nam w nawiązaniu szerszych kontaktów. A im ich więcej, tym lepsze zdanie o Polakach, a przede wszystkim zdanie własne, a nie zapośredniczone - dodaje badaczka.
Niestety jest jeszcze sporo do zrobienia, bo jak wynika z badania TNS OBOP z 2010 roku Holendrzy i Austriacy wciąż kojarzą nas z uporem, agresją i nadużywaniem alkoholu. - Rzeczywistość nie jest taka czarno-biała - ocenia Dick Bank, Holender od 14 lat mieszkający w Polsce.- Przecież większość Holendrów nigdy nie była w Polsce i tak naprawdę nie ma większego pojęcia o tym kraju. Słyszą tylko różne opinie, wśród nich też taką, że siadając z Polakiem do wódki trzeba uważać - przyznaje.
Przewiduje jednak, że przecież kibice, którzy przyjadą do Polski w czerwcu, nie będą raczej prowadzić życia według zakonnych reguł. - Przyjedzie tutaj kilka tysięcy Holendrów, ale nie łudźmy się - oni będą tutaj dla Euro, więc ich zasięg to będzie strefa kibica, stadion, puby, kluby nocne i hotele - ocenia Dick Bank. - Może kilka procent z nich będzie chciało coś pozwiedzać, poznać historię i zabytki, ale większość będzie tutaj dla zabawy. Dla nich najważniejsze będą wyniki ich ukochanej drużyny, a nie II wojna światowa podsumowuje Holender.
"Kibice będą pozytywnie zaskoczeni"
Nie powinniśmy się więc chyba martwić, że fala piłkarskiej euforii, której poddamy się oglądając mecze w sponsorowanych przez producentów piwa strefach kibica, zniszczy nasz wizerunek. A ten jest coraz lepszy. - Emigracja ma duży wpływ na obraz Polaków, bo dziś jesteśmy postrzegani głównie jako cenieni i postrzegani pracownicy - mówi dr Łada. - Oczywiście goście z zagranicy zobaczą nas jako bawiących się ludzi, często pod wpływem alkoholu, ale przede wszystkim zobaczą nowoczesne inwestycje. Za granicą często słyszę, że ktoś był u nas w latach 80. Teraz gdy przyjedzie i zobaczy jak wiele przez ten czas zrobiono będzie pozytywnie zaskoczony - zapewnia starszy analityk Instytutu Spraw Publicznych.
Kevin Aiston, Brytyjczyk od 21 lat mieszkający w Polsce przypomina jednak, że nie powinniśmy aż tak oburzać się na wypominanie nam zamiłowania do mocniejszych trunków. - Nie ukrywajmy - robicie to od pokoleń, ale przecież to nie stawia was w złym świetle. Po prostu potraficie pić i jesteście z tego dumni. Ale nikt nie musi przecież pić z Polakami do końca imprezy - przecież można wstać od stołu i powiedzieć "dziękuję, mam dość" - zauważa Anglik. - Ale dzięki temu, że Brytyjczycy mieli styczność z Polakami, którzy tam mieszkają na stałe ich opinia się poszerza ponad to. Wielu uważa, że Polacy są uczciwi i pracowici. Mam sąsiadów z Polski w Wielkiej Brytanii, tak samo moje siostry i one mówią, że ci pokazują się z dobrej strony - relacjonuje Aiston.
Wydaje się więc, że przynajmniej w tym aspekcie masowa emigracja wyszła nam na dobre. Mieszkający za granicą rodacy są najlepszymi ambasadorami naszego kraju. Podczas Euro 2012 będziemy więc musieli postarać się, by tej dobrej opinii nie popsuć. - Jest niebezpieczeństwo w tym, że zawsze negatywne wspomnienia zostają na dłużej. Jednak liczę, że tych pozytywnych będzie więcej i nasza gościnność i pozytywne nastawienie przeważą - przewiduje dr Agnieszka Łada. - Mamy już tego przedsmak, bo media zagraniczne bardzo pozytywnie piszą o Polsce w kontekście Euro 2012 i inwestycji w infrastrukturę. Turysta czy kibic przyjedzie więc pozytywnie nastawiony, a jeszcze kilka lat temu raczej nie byłoby na to szans - ocenia.
Postarajmy się więc, by nie zawieść oczekiwań rozbudzonych przez zachodnią prasę, a na pewno dla naszego obrazu za granicą zrobimy co najmniej tyle, ile nasi rodacy mieszkający w Londynie, Dublinie czy Paryżu. - Pierwszy kontakt z Polakami bywa trudny, bo ci w miastach są dość zamknięci, za to ci ze wsi są bardzo otwarci i kontaktowi. Ale generalnie Polacy są OK - podsumowuje Dick Bank.