Wczorajszy szczyt w Brukseli zakończył się grubo po pierwszej w nocy. Jednak nie dla Donalda Tuska, który musiał wcześniej opuścić posiedzenie "ze względów technicznych" Jak twierdzi TVN24 pilotom, którzy przywieźli premiera kończył się czas pracy. "To ośmiesza Polskę" – mówi Adam Lipiński, wiceprezes PiS.
"Według nieoficjalnych informacji TVN24 'względy techniczne' oznaczały, że pilotom rządowego Embraera kończył się czas pracy. Gdyby nie odlecieli przed końcem szczytu, musieliby udać się na obowiązkową przerwę, co oznaczałoby pozostanie w Brukseli na noc" - czytamy. - Przewodniczący Van Rompuy konkluduje, ja tę konkluzję znam, natomiast ze względów technicznych musimy szybciej wsiąść do samolotu, żeby w ogóle móc odlecieć. Dziękuję - zakończył Donald Tusk i odszedł do limuzyny. Ta pojechała prosto na lotnisko.
"Nie komentujemy tej sytuacji" - usłyszeliśmy w Centrum Informacyjnym Rządu. Później jednak Paweł Graś, rzecznik rządu poinformował nas, że powstanie oficjalny komunikat CIR-u. To zresztą nie pierwsza sytuacja, gdy jeden z przywódców naszego kraju musiał podporządkować się załodze samolotu. Podczas lotu Bronisława Komorowskiego do Chin konieczne były dwa lądowania - w Jekaterynburgu i w Irkucku - aby piloci mogli odpocząć.
- Nie można bagatelizować procedur, bo wiemy, jak to się kończyło - mówi naTemat Andrzej Halicki z PO. - Ale jestem też dbaniem o bezpieczeństwo przez zakupienie nowej floty dla VIP-ów - deklaruje. Zaraz jednak przypomina, że wszelkie wydatki budzą krytykę opinii publicznej. - Przypominam sobie komentarze m.in. opozycji i nie były one przychylne - dodaje polityk.
Wydawałoby się, że katastrofa smoleńska zaprowadziła w tej sprawie konsensus i dziś nikt nie krytykowałby takiego zakupu. Taką deklarację w rozmowie z naTemat złożył Adam Lipiński, wiceprezes PiS. - Uważam, że Polska powinna mieć narzędzia do prowadzenia polityki zagranicznej. Taka sytuacja jak wczorajsza nas ośmiesza i osłabia - mówi polityki PiS. - Premier swego czasu deklarował przecież, że będzie latał samolotami rejsowymi, by nie przepłacać za rządowej - nic z tego nie wyszło. Ta sytuacja to dowód kryzysu państwa i osłabienia naszej polityki zagranicznej - dodaje.
Obecna umowa z LOT-em została podpisana krótko po katastrofie smoleńskiej, kiedy Polska nie miała własnych maszyn mogących wozić najważniejszych polityków na długich i średnich dystansach. Wyczarterowano więc obsługiwane przez cywilne załogi embraery, które jednak mają mniejszy zasięg niż tupolewy. Dodatkowo sporo kosztują: umowa z liniami opiewa na około 25 milionów rocznie. I są niewydolne, co pokazuje wczorajsza wizyta w Brukseli.
- Rozwiązanie jest proste: potrzeba więcej załóg - mówi Marcin Rogus, były rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych. - Niestety każda załoga to koszty, i to duże. Pewnie Kancelaria Premiera ma jakiś limit na obsługę lotniczą, ale jak pokazuje ta sytuacja jest on za niski - dodaje. - Tryb pracy premiera nie może być zdeterminowany przez tryb pracy jego obsługi, w tym przypadku pilotów. Przecież to tak, jakby kierowca limuzyny powiedział, że kończy mu się czas pracy i premier musi kończyć spotkanie - ocenia major rezerwy.
W jego opinii nieunikniony jest powrót do systemu, w którym polityków wożą wojskowi. A podstawą są tutaj własne maszyny. - Najważniejsze osoby w państwie powinny dysponować samolotami wojskowymi, a nie czarterowymi. Obecne rozwiązanie się nie sprawdza - cywile sobie nie poradzili i pewnie wrócimy za jakiś czas do poprzedniego stanu - przewiduje. - Są różne warianty proponowane przez ekspertów, ale powinniśmy kupić te dwie, trzy czy nawet cztery maszyny, by nie znaleźć się ponownie w takiej sytuacji, bo to nas kompromituje - podsumowuje Rogus.
- Na dzień dzisiejszy MON nie prowadzi żadnych prac związanych z przetargiem na samoloty dla VIP-ów - mówi naTemat rzecznik resortu, Jacek Sońta. To samo słyszymy od pracownika Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wydaje się więc, że czeka nas jeszcze sporo przedwcześnie zakończonych szczytów. Oby tylko udawało się "urwać" za mało ważnych części spotkania, tak jak było to wczoraj. Groteskowo wyglądałoby, gdybyśmy usłyszeli, że ominęły nas jakaś kluczowa część negocjacji nad budżetem, bo oszczędzamy na samolotach dla rządu.