Niezbyt długo LOT cieszył się sławą, którą przyniosło brawurowe lądowanie kapitana Wrony. Linie wysłały dziś do Londynu samolot ze zbyt leciwą załogą. W efekcie polski samolot nie został dopuszczony do lotu.
Sprawę wieku załogi regulują przepisy międzynarodowego prawa lotniczego. LOT twierdzi, że przepisy zna i ściśle ich przestrzega, a winą za wpadkę obarcza niefortunny zbieg okoliczności i wadliwy system planowania.
Niefortunny zbieg okoliczności?
"W samolocie wykonującym rejs LO281/282, na lotnisku Heathrow odbyła się rutynowa, często występująca kontrola przeprowadzona przez pracowników brytyjskich władz lotnictwa cywilnego, którzy stwierdzili, że obaj piloci mają przekroczony wiek 60 lat, co według lokalnych przepisów nie pozwala na wykonanie rejsu powrotnego. W tym przypadku nastąpił niefortunny zbieg okoliczności - załoga została skompletowana na krótko przed odlotem z Warszawy i system planowania załóg nie wyemitował ostrzeżenia o przekroczonym wieku załogi, co zawsze robi." - czytamy w nadesłanym do naTemat oświadczeniu biura prasowego PLL LOT.
Wbrew opinii biura prasowego PLL LOT nie są to przepisy lokalne, tylko międzynarodowe, obowiązujące zarówno pilotów w Polsce, jak i Wielkiej Brytanii.
- Według prawa lotniczego ICAO w całej Unii Europejskiej są ograniczenia dotyczące wieku członków załogi. Zgodnie z nimi nie może dojść do sytuacji, w której obaj - kapitan i pierwszy oficer - mają przekroczone 60 lat. Dokładniej - jeden z nich musi mieć do 65, a drugi do 60 lat - podkreśla Katarzyna Krasnodębska, rzecznik prasowy Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Wiek robi różnicę
LOT zapewnia, że zna te przepisy i samo przypomina: "Podkreślamy - rejsu nie może wykonać załoga, gdy obaj członkowie kokpitu mają przekroczone 60 lat."
Mimo to, do Londynu poleciał samolot, w którym obaj piloci mieli powyżej 60 lat. Oznacza to, że linie złamały już prawo "wypuszczając" samolot z Warszawy.
Takie przepisy nie są oczywiście wyssane z palca. - Chodzi o bezpieczeństwo pasażerów - podkreśla kpt. Dariusz Sobczyński, pilot boeingów. - Te przepisy muszą być przestrzegane ściśle, co do jednego dnia. Łącznie na pokładzie nie może być powyżej 125 lat - dodaje.
SAFA jak policyjna drogówka
Pechowych pilotów-seniorów "wytropiono" w ramach tzw. SAFA, czyli kontroli naziemnej, sprawdzającej stan techniczny samolotów, które wylądowały w europejskich portach lotniczych. - Jeśli SAFA wytropi jakąś nieprawidłowość, zatrzymuje samolot, aż do jej wyeliminowania. Samolot po prostu nie wyleci - tłumaczy kpt. Sobczyński.
Tym razem trzeba było czekać na wymianę członka załogi na młodszego. Zajęło to kilka godzin. Samolot powinien wylecieć o 10.35 czasu miejscowego, a odleciał z Londynu o godzinie 16.45 naszego czasu. "Natychmiast po otrzymaniu wiadomości z Londynu dodatkowy członek załogi został wysłany z Warszawy" - podkreśla w oświadczeniu biuro prasowe. I zapewnia, że pasażerowie z opóźnionego rejsu zostali otoczeni należytą opieką.
Piloci przyrównują kontrole SAFA do kontroli policyjnej. Polska załoga miała pecha, bo SAFA nie obejmuje każdego lotu. Jednak jeśli już się zdarza, sprawdzane jest naprawdę wszystko tak, aby samolot i załoga spełniali światowe normy bezpieczeństwa.
- Kontrole są nieprzewidywalne. Nie wiadomo kiedy i na którym lotnisku zostaną przeprowadzone. Pracownicy wchodzą na pokład i sprawdzają wszystko. Od papierów pilotów, przez dokumentację lotu, aż po czystość podwozia. Mogą nie dopuścić do lotu np. pilota, który ma stwierdzoną wadę wzroku, a nie ma w torbie zapasowej pary okularów. Przepisy w takim przypadku wymagają posiadanie dwóch - wyjaśnia kpt. Sobczyński.