Młoda osoba opuszcza rodzinne strony, jedzie do wielkiego miasta, wchodzi w nowy, ekscytujący świat. Zaczyna studia, po 5 latach je kończy, potem znajduje całkiem nieźle płatną pracę – zapuściła korzenie. W betonie. Lunche na Placu Zbawiciela i ciuchy z modnych sklepów. A w głowie kołacze myśl, że czasami dziennie wydaje tyle, co rodzice w miesiącu.
Wszystko wspaniale, ale …
– Wychowywałam się w domu, w którym niespecjalnie się przelewało – mówi Weronika. – Od najmłodszych lat widziałam, jak ciężko było mojej mamie wiązać koniec z końcem.
Dziewczyna wyprowadziła się z domu 7 lat temu. Zamieszkała w stolicy, niedawno dostała wymarzoną posadę i jak sama przyznaje, wszystko jej się układa. Mimo tego, ciągle myśli o trudnej sytuacji mamy. – Kilka miesięcy temu dostała decyzję o eksmisji – opowiada. – Nie była w stanie opłacić czynszu w całości, to jednak nie wszystko. Spółdzielnia doliczyła nieprawdopodobne koszty za prąd i wodę, z których de facto nielegalnie korzystali sąsiedzi. Dług przekracza dziś 10 tys. złotych.
Córka co miesiąc wysyła matce pieniądze, by ta mogła kupić jedzenie czy uregulować najważniejsze rachunki. A to i tak nie wystarczy.
Joanna Wituszyńska z Ośrodka Psychoterapii i Psychoedukacji "Capra" tłumaczy to faktem, że rodzice "słoików" nie mogli pozwolić sobie na życie na takim poziomie, dlatego ich dorosłe dzieci czują się zobowiązane wyrównać różnice w zarobkach.
Jak mogę żyć swoim życiem?
– Moja mama mieszka w innym mieście, od niedawna jest na bezrobociu, jest też coraz starsza – tłumaczy 27-letnia Zuza. – I martwię się, że jak skończy jej się zasiłek, to włoży zęby w ścianę – dodaje. Zuza, która pracuje w branży medialnej, boi się, że z biegiem lat pojawią się też problemy zdrowotne. Zastanawia się, co wtedy zrobi, skoro od domu dzielą ją odległe kilometry.
– Takie podejście jest zrozumiałe w przypadku osób, które wychowywał jeden rodzic – mówi psycholog Joanna Wituszyńska. – Pojawia się u nich poczucie odpowiedzialności, często bardzo duże. I może negatywnie odbijać się na ich życiu.
Uśmiech przez łzy
Weronice i Zuzie wtóruje Karolina. Zdaje sobie sprawę, że zarabia o 2 tys. złotych lepiej od swojej mamy i w przeciwieństwie do niej może pozwolić sobie na to, by iść do kina, teatru czy restauracji. – A jej na to nie stać – mówi. – I mimo że nigdy nie poprosi o pieniądze, wiem, że kiedy zrobię zakupy, to w duchu jest mi wdzięczna.
Dziewczynę boli, że należy do grupy osób, żyjących na wysokim poziomie, choć w rodzinnym domu piszczy biedą. – Robię, co mogę, by tak nie było – konstatuje. – Mama jest jednak bardzo dumną osobą i pomoc musi być subtelna, by jej nie urazić. Psycholog przekonuje, że chęć pomagania rodzicom jest czymś zupełnie naturalnym. – W taki sposób dziękujemy im za to, że kiedyś się nami opiekowali – mówi. – Taka potrzeba pojawia się szczególnie, gdy się starzeją i tracą siły.
Na pytanie, czy istnieje jakaś granica w udzielaniu wsparcia, odpowiada, że tak. – Warto powiedzieć "stop", gdy odczuwa się ciężar odpowiedzialności za mamę i tatę – przekonuje. – Moment, gdy zauważamy u siebie jakąś niechęć, jest momentem krytycznym.
Wituszyńska podkreśla, że rodzice mogą być ważni, ale trzeba pamiętać o zachowaniu zdrowej równowagi między ich życiem a własnym.
Łatwo powiedzieć.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Ciągnę trzy prace. Jedna stała daje mi 1500 zł, pozostałe ok. 700 zł. Lubię kupić latte w sieciówce, iść na dobry obiad, poczytać książkę i gazetę z wyższej półki, tylko gdy wyciągam kartę z portfela, widzę moją mamę.
Zuza
W miejscowości, z której pochodzę nie ma pracy na pęczki jak w stolicy, a już na pewno nie ma jej dla osób po 50-tce. Nie jestem w stanie pomóc mamie finansowo, więc staram się przynajmniej do niej często dzwonić i ją podnosić na duchu w ten sposób.