Widząc złote (żółte) logo Warner Bros. odprężamy się na kinowym fotelu i czekamy na wielkie kino z "fabryki snów". Mało kto zdaje sobie sprawę, że historia tej firmy zaczęła się od konia i zegarka zastawionego przez polskich Żydów. Inne wielkie hollywoodzkie firmy mają "polskie korzenie".
Historia Hollywood to prawdziwy amerykański sen. Pierwsi filmowcy mieli zapał, otwarty umysł i parę dolarów. Wielkie pieniądze miały dopiero nadejść. W tych historiach jest pewien wątek, o którym zazwyczaj milczymy. To polskie korzenie słynnych producentów. A właściwie polsko-żydowskie. Bez nich może nigdy nie emocjonowalibyśmy się szpiegowskim kunsztem Jamesa Bonda czy urodą Grety Garbo.
Warszawski lew
Kto nie zna lwa ryczącego przy "wejściówce" filmów ze stajni MGM ten chyba nie był w kinie. Metro-Goldwyn-Mayer to jedna z najbardziej znanych wytwórni filmowych. W najlepszych latach dla MGM pracowali Clark Gable, Greta Garbo, Jean Harlow, James Stewart, Buster Keaton, Laurel i Hardy (Flip i Flap) czy Elvis Presley. Jednym z założycieli giganta filmowego był Szmul Gelbfisz.
Szmul, przyszły krezus, urodził się w 1879 roku w Warszawie jako najstarszy z szóstki dzieci niespecjalnie bogatego handlarza meblami. Po śmierci ojca, Szmul nie widział dla siebie miejsca w zarządzanej przez carat Warszawie. Bez grosza przy duszy, pieszo udał się do Niemiec, by stamtąd udać się statkiem do Birmigham. Tam był pomagierem w sklepie kowalskim, dorabiał też na drobnych oszustwach oraz żebraniu. Wielka Brytania nie dawała wielkich perspektyw niewykształconemu Żydowi z Polski.
W 1896 roku przez Kanadę wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Nie zajmował się jednak filmem czy nawet kulturą. Sprzedawał rękawiczki i tandetną biżuterię. W 1913, żonaty już Szmul, a właściwie teraz Samuel Goldwyn ( w Anglii był Samuelem Goldfishem) razem ze szwagrem Jesse Laskym zajęli się produkcją filmów. Pierwszą produkcją był The Squaw Men, przez wielu krytyków uważany za pierwszy western. Później nastąpiła fuzja z inną firmą -Adolph Zaukor’s Famous Players. Samuel wytrzymał w niej tylko kilka miesięcy.
Nie wiedział jednak, że i jego była spółka okaże się sukcesem - przekształcona została w znane Paramount Pictures.
Jedną z ulubionych aktorek Goldwyna była Greta Garbo
Producent długo nie próżnował, jeszcze w 1916 roku założył firmę Goldwyn Pictures Corporation. Udziały sprzedał w roku 1923, zaś firma po kolejnych fuzjach przekształciła się w Metro Goldwyn Mayer. Nasz bohater zaś zaczął realizować ambitne kino w Samuel Goldwyn Studio. Oscara otrzymał dopiero po wojnie. W 1947 roku za "Najlepsze lata naszego życia" dostał nagrodę w kategorii "Najlepszy film". W swej karierze na koncie zanotował 9 innych Oscarów, Złotego Globa oraz nagrodę im. Irvinga G. Thalberga. Goldwyn dożył sędziwego wieku - zmarł w 1974 roku. Co ciekawe nigdy w pełni nie nauczył się angielskiego, najlepiej mówił w jidysz i... po polsku.
Pan od Bonda
Metro Goldwyn Meyer to spółka... podwójnie polsko-żydowska. Louis Meyer urodził się bowiem w rodzinie żydowskiej w okolicach Mińska Mazowieckiego. O jego historii wiemy niewiele, wiadomo np., że 1927 r. należał do grona założycieli Amerykańskiej Akademii Filmowej przyznającej Oscary.
Meyer był też producentem "z nosem". Takie hity jak "Deszczowa piosenka" czy "Amerykanin w Paryżu" powstawały pod jego kuratelą. Przychylnym okiem spojrzał też na pomysł wykreowania agenta Jej Królewskiej Mości Jamesa Bonda i dał zielone światło do produkcji.
Warner Bros. czy bracia Wonsal?
"Co jest doktorku" to powiedzenie królika Bugsa wciąż bawi kolejne pokolenia. Mało kto jednak wie, że bracia Warner wywodzą się z Polski. Historia nie byłaby możliwa bez konia, zegarka oraz – niestety – antysemityzmu.
W 1888 roku Benjamin Warner przerażony kolejnymi pogromami i tumultami na Mazowszu (dokonywali ich polscy sąsiedzi, przy cichym przyzwoleniu carskiej policji) uciekł z terenu ówczesnego Cesarstwa Rosyjskiego. Jego rodzinna miejscowość Krasnosielc była biedną wsią, więc ojciec musiał szukać miejsca, do którego będzie mógł ściągnąć rodzinę za zarobione na saksach pieniądze. Pracujący jako szewc Benjamin początkowo zabrał żonę i dzieci do Kanady, by na stałe osiedlić się w USA.
Wśród 12 dzieci byli też Hirsz, Aaron, Szmuel i Izaak. To oni dali początek imperium Warnerów (ojciec po przeprowadzce zmienił nazwisko). W 1903 roku bracia poszli va banque – zastawili złoty zegarek ojca (przywieziony jeszcze z Mazowsza) oraz konia wabiącego się Bob i rozpoczęli poważny biznes. Za tysiąc dolarów kupuli kinoteleskop według projektu Thomasa Edisona. Od tego czasu objeżdżali kolejne miasteczka, gdzie pokazywali kopię "Napadu na ekspres". Zarobionych pieniędzy nie wydawali jednak, lecz urządzili stałe kino. Krzesła pożyczali od... właściciela zakładu pogrzebowego.
Wkrótce bracia uznali, że kino to opłacalny biznes, ale prawdziwym królem życia jest ten, który filmy produkuje. Po problemach sprzętowych – Edison chciał części zysków za to, że pracowali na jego sprzęcie – rozpoczęli nagrywanie w Kalifornii. Tam ciężko było ich wyśledzić agentom Edisona. W 1918 roku nagrali pierwszy film i pieniądze zarobione na nim przeznaczyli na zakup studia w Hollywood.
Jednym z najsłynniejszych filmów braci była Casablanca, która zdobyła trzy Oscary
Tym, co wypchnęło do przodu kino braci, były filmy dźwiękowe, przez krytyków często krytykowane. W 1925 roku za pomocą systemu Vitaphone rozpoczęto nagrywanie w dźwięku. Technologia kosztowała 7 milionów ówczesnych dolarów (przy uwzględnieniu inflacji i poziomu cen byłoby to około 150 mln dol). Tylu pieniędzy Warnerowie nie mieli i musieli się mocno zapożyczyć. Jak przyznali potem, nie do końca wierząc w kino dźwiękowe. Zmusiła ich jednak sytuacja w firmie, która nie do końca szła po ich myśli. Uważano ówcześnie, ze dźwięk to obniżenie artyzmu kina. Warnerowie nagrali Don Juana i... kąpali się w pieniądzach, bowiem dźwięk okazał się strzałem w 10. Od tego czasu Warner Bros. piął się w górę, a bracia stali się bogaczami. Najmłodszy z założycieli, Izaak, zmarł 9 września 1978 roku, kończąc epopeję, której początków można szukać w złotym zegarku polskiego Żyda. Nie mógł marzyć nawet, że wytwórnia nagra Matrix w technologii komputerowej.
Skoro jest tak pięknie, to dlaczego się nie chwalimy "polskim Hollywood". Problem w tym, że Meyer, jak i bracia Warner niespecjalnie przywiązywali się do pierwotnej ojczyzny. Szczególnie w obliczu tego, że żyli w niej w biedzie, a Benjamin Warner emigrował z rodziną w obawie o bezpieczeństwo. By mówić o nich w kontekście pochodzenia polskiego, trzeba by dotknąć delikatnych spraw relacji polsko-żydowskich i antysemityzmu. Z pierwotną ojczyzną czuł się związany Goldwyn, który zazwyczaj znany z rubasznych żartów, był jednym z głównych orędowników amerykańskiej pomocy dla Polski w czasie II wojnie światowej.