
Film "On wrócił" („Er ist wieder da”) stał się hitem w Niemczech. Oparty jest na formule znanej z "Borata". Komedia, będącą kompilacją gagów i zabawnych sytuacji rozbawia do rozpuku naszych zachodnich sąsiadów. Hitler stał się postacią wręcz popkulturową. Czy takie demitologizowanie historii jest groźne czy to tylko niewinna zabawa?
Ekranizacja w reżyserii Davida Wnendta okazała się równym hitem co książka. Film był najbardziej udaną premierą filmu w niemieckich kinach w 2015 roku. W pierwszy weekend film obejrzało 360 tys. osób co dało 3,1 mln dolarów zysku, w kolejny było jeszcze lepiej - odpowiednio 400 tys. i 3,4 mln. Jeżeli trend się utrzyma film ma szanse rywalizować z najbardziej popularnymi w Niemczech "Piratami z Karaibów", czy "Hobbitem".
Wystarczy wejść do księgarni by zobaczyć, że ponad połowa książek historycznych "zahacza" o postać Hitlera. Postać, która fascynuje badaczy, ale też i masy. Dlatego zapewne stała się produktem marketingowym. "Nic tak nie sprzeda historii jak Hitler" Wódz Rzeszy stał się też w ostatnich latach "gwiazdą" internetu. Pamiętacie legendarne "Hitler: w poszukiwaniu elektro"? Dziś film ma 2,5 miliona odsłon. Z wodzem III Rzeszy Niemieckiej powstaje mnóstwo memów, edytowanych zdjęć (Hitler był przecież pierwszym hipsterem) a przeróbki filmów z podłożonymi napisami to kolejne miliony wyświetleń. Hitler stał się elementem świata internetu.
To szersze zjawisko. Kiedyś od przyjaciela usłyszałem określenie "pop-nazizm" i coś w tym jest. Hitler, SS itd. "dobrze się sprzedaje". To samo w sobie może nie jest jeszcze czymś nagannym, ale problem w tym, że z rzadka za tekstami, publikacjami grającymi tymi elementami stoi faktycznie coś wartościowego. Wystarczy spojrzeć na okładki miesięczników historycznych, których namnożyło się w ostatnich latach. Chyba nie znajdziemy żadnego, który w ciągu pierwszych trzech numerów nie miałby ma okładce Hitlera, Himmlera, jakiegoś innego nazistowskiego bonza lub "tajemnicy SS" itd.... A przecież pierwsze numery to zawsze jest próba, cel: przyciągnięcie czytelnika, tutaj raczej się nie eksperymentuje.
Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl
