
Zwalniają kogo się da, tną koszty, aż do kości – tak działa belgijski gigant InBev, który dzięki globalnej transakcji połączenia z SabMillerem przejmie kontrolę na Kompanią Piwowarską w Polsce. Oto czego możemy się spodziewać na polskim rynku.
Anheuser-Busch InBev i SABMiller będą wspólnie produkować co trzecią butelkę piwa rozlewanego na całym świecie. Transakcja przyniesie wiele zmian na polskim rynku, bo oznacza pojawienie się nowego właściciela w Kompani Piwowarskiej producenta piw: Tyskie, Lech, Żubr i Wojak. Według krążących na rynku nieoficjalnych informacji belgijski rewizor już pojawił się Polsce, aby ocenić jakość przejmowanych aktywów. Podobno zapowiedział zwolnienia i likwidacje marek nie uznanych za lokomotywy masowej sprzedaży. Oznaczałoby to koniec kariery reklamowanego piwa Książęce, Dębowego czy taniego Wojaka.
Szefowie Anheuser-Busch InBev patrzą na rynek globalnie, a nie lokalnie. Chcą koncentrować sprzedaż na jak najmniejszej liczbie marek. Nie będą zainteresowani drogą, jaką do tej pory podążał rynek w Polsce. U nas spożycie piwa już nie rośnie, za to producenci starają się przyciągnąć klientów tworząc nowe piwne marki. Spodziewam się, że InBev nie będzie zainteresowany wydawaniem pieniędzy na ich promocję, bo cała energia po fuzji będzie skierowana na rynki Chin, Afryki i Ameryki Południowej. To tam są młode społeczeństwa i miliony przyszłych konsumentów do zdobycia.
Oby w Polsce nie wydarzyło się to co w USA, kiedy w 2008 roku Belgowie przejmowali producenta amerykańskiego Budweisera cena za przyjęcie marki do promowanego globalnie zestawu piw było zwolnienie 1000 pracowników (z 8,6 tys. wszystkich zatrudnionych w 12 browarach). W dalszej kolejności pracę straciło 415 osób z firm podwykonawczych, nie dokończono rekrutacji na 250 wolnych do tej pory stanowisk. Kogo się dało wypchnięto na emeryturę. Wszystko to, aby zmniejszyć koszty o miliard dolarów. Na nic krytyka mediów, że bezwzględne cięcia rozpoczęto 8 grudnia, a pracownicy żegnali się gorzkim Merry Christmas. "Ale o co chodzi, przecież to dla dobra biznesu" – tłumaczyli szefowie korporacji.
Wielkie połączenie producentów piwa rodzi wiele innych obaw. W tym samym czasie po internecie rozchodzi się grafika, z której wynika, że 10 największych korporacji wytwarza 90 procent jedzenia dla 4,8 miliarda konsumentów na świecie. Taka koncentracja oznacza standaryzowanie i przyspieszanie metod produkcji, więcej chemicznych nie zawsze zdrowych dodatków, użycie soi z upraw GMO, a w piwowarstwie warzenie na skróty metodą High Gravity Brewing. Na tym tle giną też nasze rodzime poczciwe marki: Pudliszki to Heinz, Winiary to Nestle, Amino – Unilever, a Wedel przechodząc z rąk do rąk skończył w kieszeni Japończyków.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
