
Joanna Schmidt z .Nowoczesnej pokonała system. W Poznaniu zdobyła 35 202 głosy. Wygrała tym samym z kandydatami wszystkich innych partii. Co więcej, sama jedna zdobyła więcej zaufania wyborców, niż wszyscy poznańscy kandydaci Zjednoczonej Lewicy razem wzięci. Przy tym wszystkim jest zupełną debiutantką na scenie politycznej.
Do zdobycia w Poznaniu było 10 mandatów. Pięć dostała Platforma Obywatelska, trzy Prawo i Sprawiedliwość. Dzięki dobremu wynikowi Schmidt, Nowoczesna zyskała dwóch posłów. Prócz niej do Sejmu dostał się także drugi na liście Marek Ruciński.
Jest członkinią zarządu .Nowoczesnej, liderką Stowarzyszenia Nowoczesna w Wielkopolsce, a także menadżerką edukacji. W latach 2000-2007 pracowała jako menadżerka. Zajmowała się branżą wykończenia wnętrz, była dyrektorkę eksportu i wprowadzała produkty na 24 rynki Europy i Afryki. Była też trenerką biznesu, a w latach 2007-2012 przedsiębiorcą i udziałowcem w start-upach branży edukacyjnej – takie informacje podaje strona kanclerze.pl.
Skąd taki sukces? Posłanka widzi w tym duży udział kampanii bezpośredniej. Dwa dni przed wyborami umieściła na swoim profilu Facebookowym krótkie podsumowanie „Moja kampania w liczbach”. Wzięła udział między innymi w 7 debatach wyborczych, w 17 spotkaniach z mieszkańcami poznańskich dzielnic oraz podpoznańskich gmin, rozdała bezpośrednio ponad 10 tys. ulotek.
Sukces był zdecydowanie efektem działań bezpośrednich i kontaktu z moimi sympatykami, potencjalnymi wyborcami. Każdego dnia działałam więcej, bo każdego dnia te działania upewniały mnie w tym, że warto. Widziałam to po reakcjach ludzi, po rozmowach. To były osoby, które wracały do miejsca, gdzie można mnie było rano, czy wieczorem spotkać. Wracały, żeby mi powiedzieć tylko o tym, że przekonały całą swoją rodzinę: „Ma pani kolejne 6 głosów.”
Kampania bezpośrednia to również sukces wielu innych polityków .Nowoczesnej. Krzysztof Truskolaski, jedynka na listach podlaskich, miał czwarty wynik w swoim okręgu i również dostał się do Sejmu. – Duże partie, które mają już posłów, miały możliwość spotykania się z mieszkańcami przy oficjalnych okazjach. My niestety nie byliśmy na te spotkania zapraszani. Byliśmy zwykłymi kandydatami, a nie posłami, którzy ubiegają się o reelekcję. Nie było żadnych wytycznych, to były nasze oddolne pomysły. Dla nas wyjście do ludzi, rozmawianie z mieszkańcami miast, województw było najważniejsze. – ocenia Truskolaski.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
