
Skarszewy leżą nieco na uboczu głównych tras i szlaków turystycznych. Warto jednak zapamiętać tą nazwę, gdyż za kilka lat może o miasteczku być głośno. Wszystko za sprawą zmian jakie zachodzą w nieco dotąd sennym miasteczku położonym na Kociewiu. Dość paradoksalnie lata zaniedbań spowodowały, że nie ma tu kiczowatej architektury, morza banerów, są za to wąskie uliczki wspinające się po stromych zboczach wzgórza.
Skarszewy to kilka zakładów produkcyjnych i ulokowane na wzgórzu miasto, które niewiele się zmieniło od wielu lat. Wciąż zamknięte w obrębie średniowiecznych murów miasto zatrzymało się w czasie. W roku 2013 stopa bezrobocia wynosiła 41 proc. (ogólnopolskie bezrobocie w tym czasie wynosiło 13,4 proc.) Do miasteczka w tym czasie zajeżdżało niewiele osób, miasteczko stało na uboczu szlaków turystycznych.
Pierwsze wzmianki o Skarszewach pochodzą z roku 1198, kiedy to swą siedzibę miał tu zakon Joannitów. Sprowadził ich książę świecki-lubiszewski Grzymisław. Nadał im wsie Równino (późniejsze Skarszewy), Kamierowo, Czarocin oraz Szczodrowo. Książę udzielił także prawa połowu ryb i polowań na bobry na Wietcisie i Wierzycy. W zamian rycerze zobowiązali się strzec regionu przed Prusami. Teraz joannici wracają. Nie, nie będą to krwiożerczy rycerze nawracający ogniem i mieczem. Joannici podpisali umowę z miastem i uruchomią za średniowiecznymi murami dom opieki dla seniorów.
Skarszewy są piękne i zawsze będą piękne. To bardzo dobrze, że burmistrz się zajął eksponowaniem tego ukrytego piękna. Mnóstwo ludzi jeździ do Pelplina czy do Malborka, dlaczego więc nie mieli by zajrzeć też do nas, tym bardziej, że u nas nie było dużych zniszczeń wojennych i zabytki są oryginalne
Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl
