Fot. Screen/wykop

Wyglądają jak gwiazdy, a ich kreacje godne są występu na czerwonym dywanie. Każdy chce tak wyglądać. Reklamują się na Facebooku i Instagramie, wszędzie tam, gdzie znajdą potencjalną klientkę. Mowa o buticzankach. Zachwycają pięknymi ubraniami, robią idealne zdjęcia i oferują sprzedaż ciuchów tylko drogą prywatną: przez telefon lub maila.

REKLAMA
Towar z Chin
Aliexpress, największy chiński e-bazar to coraz bardziej popularne źródło wszelkiej maści towarów wśród klienteli z Polski. Jak wynika ze statystyk Mega Panel, tylko w sierpniu z tego serwisu korzystało blisko 2,5 mln polskich użytkowników, tzw. real users. Aliexpress oferuje szeroki wybór ubrań z metką, bez i tych fałszywych, czyli zwykłych podróbek. Pomimo że każdy może kupić towar bezpośrednio od dostawcy w Chinach, nie każdy wie, gdzie jest owe źródło i odkupuje towar od „pośredniczek”, które dorobiły się miana buticzanek. Za swoje usługi pobierają niemałą marżę, równą albo większą od ceny, za którą zakupiły towar. Widać ten trend zwłaszcza w mediach społecznościowych, na Facebooku czy Instagramie.
logo
Jeśli bielizna to tylko firmowa. Fot. Screen/Olx.pl
Jak wygląda biznes buticzanek?
Schemat polega na tym, że obeznane z trendami mody buticzanki wyszukują na Aliexpress atrakcyjne ciuchy i dodatki, kupują je po bardzo niskich cenach i odsprzedają tutaj w Polsce, po nałożeniu własnej marży. Często tłumaczą się kosztami transportu, co oczywiście jest dużym nadużyciem, bo dostawcy zazwyczaj oferują free shipping.
Karolina, blogerka
standardowa21.blogspot.com

Tym postem chce Wam troszkę otworzyć oczy i wyjaśnić zjawisko tzw "Buticzanek". Otóż istnieje w sieci wiele sklepów które sprzedają takie rzeczy za wielkie pieniądze, często z marżą około 400% , a ich członkowie zamawiają właśnie rzeczy na ali. Nie przepłacajcie , nie dajcie się naciągnąć bo zamawianie w tym miejscu jest śmiesznie łatwe - niestety otwieranie sklepów z rzeczami z Ali jest coraz częściej spotykane. Czytaj więcej

Wystawiają przedmioty z Chin, oczywiście zapewniając o ich oryginalności i prezentują je na świetnie zrobionych zdjęciach. Klient, któremu spodobała się kreacja buticzanki, kontaktuje się z nią i zamawia towar. Wysyłany jest od razu, jeśli biznesmenka ma go na stanie w domu, lub po czasie dostawy z Chin, który zazwyczaj oscyluje w przedziale 2-3 tygodni. Wówczas buticzanka zamawia towar bezpośrednio na adres kupującego. Czyli uzyskuje pokaźny zysk za wpisanie danych kupującego w rubryce: adres dostawy.
logo
Prawie jak firmowe. Prawie. Fot. Screen
Te Buticzanki, które cieszą się największym powodzeniem na Instagramie mogą liczyć na darmowe ubrania do prezentowania swojej kolekcji. To swoista umowa barterowa na linii hurtownik - sprzedawca. A ponieważ, śledzona przez setki followersów buticzanka cokolwiek na siebie ubierze, wzbudzi zainteresowanie docelowej grupy klientów, dostawcy to się w przyszłości opłaci. Reklama dźwignią handlu i korzystają na tym obie strony. Oprócz wykluczonego klienta, który zapłaci wyższą cenę. I tak biznes się kręci.
Jak przyznaje w rozmowie z naTemat.pl Kate Boss, autorka bloga modowego, to powszechne zjawisko. – Ten proceder będzie się rozszerzać na wszystkie media społecznościowe. W modzie to nie jest nic nowego. Tradycyjnie mogliśmy kupić takie towary na Wólce Kosowskiej pod Warszawą, a teraz można zamawiać prosto z Chin.
Ewelina
wypowiedź z forum

Znam Aliexpress.Kupuję tam często akcesoria,ceny zachęcają. Niestety zauważyłam dużo podobnych "sklepów" istnieje na Instagramie. Cóż ludzie wszystko kupią, ale wkurza mnie to,że robi się z nich idiotów.

Nie trzeba chyba dodawać, że buticzanki nie dzielą się swoimi dochodami z Urzędem Skarbowym. Nie mają założonej działalności gospodarczej, same ustalają cenę odsprzedaży. W prawie taki występek to nic innego jak nielegalny obrót podrobionym towarem, ale jak na razie mało kogo to zraża.

Prawo własności przemysłowej

Art. 305.
1. Kto, w celu wprowadzenia do obrotu, oznacza towary podrobionym znakiem towarowym, zarejestrowanym znakiem towarowym, którego nie ma prawa używać lub dokonuje obrotu towarami oznaczonymi takimi znakami, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat

2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca przestępstwa określonego w ust. 1 podlega grzywnie.

3. Jeżeli sprawca uczynił sobie z popełnienia przestępstwa określonego w ust. 1 stałe źródło dochodu albo dopuszcza się tego przestępstwa w stosunku do towaru o znacznej wartości, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.

– Faktycznie spotkałam się z takimi zachowaniami - zdradza naTemat.pl Natalia Gorzolka, autorka bloga i specjalistka od mody. – Najbardziej na Instagramie, gdzie całkiem przez przypadek trafiłam na profil dziewczyny, która wcześniej skomentowała moje zdjęcie. Początkowo myślałam, że jest blogerką, z czasem jednak na podstawie zamieszczanych przez nią zdjęć z komentarzami typu "w razie pytań kontakt mailowy", nabrałam wątpliwości. Poza tym zawsze pod zdjęciem widniał jej e-mail – mówi. I po kilkunastu minutach oddzwania: – Po pani telefonie sprawdziłam ją raz jeszcze i jak widzę utworzyła już konto nazywając je "xxxatelier", gdzie sprzedaje rzeczy. Ma je tylko na Instagramie, bez żadnej strony, konta np. na eBay czy Allegro – dodaje. Nie wszystkim się ten biznes podoba. Użytkownicy, którzy bezpośrednio kupują ubrania taniej, przestrzegają przed buticzańską marżą. Powstały też kontr-strony takie jak: „buticzankom mówimy nie” i „Nie przepłacaj u buticzanki” czy społeczność na Facebooku „Niezgodność produktu z opisem”. Dla nich to nic innego, jak zarobek wykorzystujący ludzką naiwność. Poza tym często towar na zdjęciu wygląda idealnie, a w rzeczywistości pozostawia bardzo wiele do życzenia.
logo

Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl