
W pewnym sensie to koniec jakiejś epoki. Prof. Mirosław Bańko odchodzi z Poradni Językowej PWN. Od 15 lat niestrudzenie tłumaczył bez zadęcia językowe zawiłości. Polacy ciekawi języka pisali do niego, a on odpowiadał im ze swadą i przymrużeniem oka. Tak stał się kimś w rodzaju językoznawcy-celebryty – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Teraz porzuca pracę w Poradni Językowej, a my przypominamy, dlaczego będziemy tęsknić za prof. Bańko i czy zasłużenie mówi się o nim "mistrz ciętej riposty".
Prof. Mirosław Bańko, obok dwóch innych tuzów języka polskiego – prof. Jerzego Bralczyka i prof. Jana Miodka, wziął na siebie ciężar edukowania Polaków. I to w nie byle jakiej materii – bo Polacy nie podchodzą przecież z nadmierną dbałością o język ojczysty, a prof. Bańko postanowił promować właśnie poprawność językową. Od 15 lat robił to za pośrednictwem Poradni Językowej PWN, której szefował. Przez ten czas, razem z współpracownikami zdążył rozwiać wątpliwości aż kilkanaście tysięcy razy. Na zapytanie, jak przyznał, nie odpowiedział tylko raz.
Mam nadzieję, że nie. Poprosiłem wydawnictwo, aby zwolniło mnie z udzielania porad, gdyż najzwyczajniej brakuje mi czasu. Poradnię będzie teraz prowadzić dr hab. Katarzyna Kłosińska z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować Państwu za tych mniej więcej 15 lat, które spędziliśmy razem. Dały mi one dużo satysfakcji, przyniosły wiele niespodziewanych odkryć i z przyjemnością będę je wspominał. Dziękuję korespondentom za to, że niestrudzenie, dzień po dniu, zasilali poradnię nowymi pytaniami. (...) Życzę poradni co najmniej następnych 15 lat, wielu czytelników i wielu tysięcy nowych, intrygujących pytań.
Prof. Bańko potrafił w prosty sposób wytłumaczyć użytkownikom, na czym polega określona trudność. Tak było np. z zapytaniem pani Joanny, która miała problem z pisownią kolorów: "Kwiaty mają kremowobiałe brzegi czy jednak kremowo-białe. Kremowy spędza mi sen z powiek"? . Co na to profesor? "To zależy, czy widzi Pani dwa kolory, czy tylko jeden. Trzeba się na coś zdecydować, ortografia polska wymaga od nas wyboru."
Niektórzy ludzie uważają, że o wszystkim decyduje masoneria. Mam nadzieję, że Pan nie należy do nich, bo jeśli tak, to jaki powód wierzyć moim opiniom? Może ja też uczestniczę w jakimś spisku masońskim? Na wszelki wypadek powiem po prostu: o wpływie masonów na odmianę nazwisk nic mi nie wiadomo.
Przypuszczam, że restaurator napisał, jak mu serce dyktowało, i nie oglądał się na ortografię. Może czuł, że Kaczka z Czerwonym Buraczkiem będzie smakować lepiej? I tak zachował trochę rozsądku, gdyż przyimki (niektóre) i spójniki zapisał małą literą. Nie przewidział tylko, że goście mogą oceniać pisownię nazw potraw, a nie ich smak. Ciekaw jestem, czy skusił się Pan na te Czerwone Buraczki, czy opuścił restaurację w proteście przeciwko gwałceniu języka.
Internet jest dziwny, tam nawet konstrukcja "w Francji" ma prawie sto tysięcy wystąpień. Wiele z nich to zapewne powtórzenia, część to wynik automatycznego tłumaczenia nie skorygowanego przez tłumacza. Internet to „ogród nieplewiony”. Jedyne zgodne z normą formy to we Francji i we Frankfurcie.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
