Krystian W. pseudonim "Krystek" to 38-latek z Wejherowa. Oficjalnie jest bezrobotny i żyje z zasiłku. Nieoficjalnie od 10 lat jest bezkarnym zwyrodnialcem seksualnym. Wabił nastolatki z ubogich domów na pracę, na "pożyczki", a potem gwałcił i szantażował filmami, które nagrywał. Ofiar mogą być setki. Jedna jest śmiertelna. Dotąd śledztwa były umarzane, bo relacje dziewczynek uznawano za mało wiarygodne. Bardziej wiarygodny był ich oprawca. Milczenie w takich sprawach to powszechność.
O "Krystku" zaczęło być głośno, gdy w marcu tego roku samobójstwo popełniła Anaid – 14–latka pochodzenia polsko-ormiańskiego. O sprawie jako pierwsza informowała ”Gazeta Wyborcza”. Dziewczyna rzuciła się pod pociąg po tym, jak Krystian W. zaciągnął ją podstępem do mieszkania, następnie odurzył narkotykami i zgwałcił. Ofiar Krystiana W. jest dużo więcej. Dopiero teraz zaczynają się zgłaszać na policję. Wcześniej był nietykalny. I skrzętnie z tego korzystał.
Krystek nie jest oczywiście jedyny. Takich zwyrodnialców, którym udaje się uniknąć kary, można mnożyć. Tak samo, jak ich ofiary. Często anonimowe, zastraszane. Ich sprawy wręcz nagminnie zamiatane są pod dywan.
Przecież Aleksandra piła
Głośnym echem w mediach odbiła się na przykład sprawa zgwałconej tłumaczki z Elbląga, która została zaatakowana podczas wyjazdu szkoleniowego dla personelu elbląskiego szpitala. Do zdarzenia doszło po skończonym kursie. Dwóch ratowników medycznych zgwałciło ją, kiedy kobieta miała atak padaczki.
Nie chciała milczeć. Zgłosiła sprawę na policję, potem do sądu. Prokurator komentowała sprawę w mediach w typowy sposób. ”Przecież mężczyźni byli pod wpływem alkoholu, a pani Aleksandra wypiła kieliszek wina” – tłumaczyła ich zachowanie. Ten fakt również został wykorzystany na niekorzyść ofiary. Ratownicy zostali skazani na 2 lata pozbawienia wolności. W zawiasach.
Agata, co źle się prowadzi
Kilka lat temu Agata, 16-latka mieszkająca w północnej części Polski, poszła na imprezę ze znajomymi. "Koledzy" wrzucili jej coś do drinka. A potem zbiorowo zgwałcili. Przyjaciel ofiary zawiadomił policję. Ta, zamiast pomóc, zasugerowała, że dziewczyna przecież spożywała alkohol, to wiadomo...Matka ofiary poszła z nią do ginekologa. Tam usłyszała, że córka źle się prowadzi i to na pewno wina złego wychowania dziecka.
Dzięki determinacji rodzica sprawa trafiła do sądu, ale i tam zamiast pomocy pojawiły się przeszkody. Sędzia, która prowadziła sprawę, kierowała pod adresem dziewczyny stereotypowe komunikaty zarzucające jej współodpowiedzialność za zdarzenie. Również obrońca oskarżonych mężczyzn sugerował, że dziewczyna prowokowała. Wydawało się, że sprawa zakończy się umorzeniem. Na szczęście matka pokrzywdzonej zwróciła się po pomoc do Fundacji Feminoteka, broniącej prawa kobiet w takich przypadkach. Początkowo pani sędzia próbowała nie dopuścić Fundacji do sprawy, ale ostatecznie udało się odwołać do wyżej instancji. Po 4 latach zapadły wyroki skazujące. Tym razem udało się. Niestety, to wyjątek.
Społeczne przyzwolenie
Według Joanny Piotrowskiej, prezeski Fundacji Femina, przypadek Krystka pokazuje smutną prawdę o powszechnym procederze przemocy seksualnej. – To raczej standard niż wypadek przy pracy. Może nie na taka skalę jak w przypadku Krystiana W., ale osoby, które doświadczają przemocy seksualnej w Polsce mają gigantyczne problemy z ochroną, odpowiednim traktowaniem, powielaniem stereotypów, zrzucaniem odpowiedzialności ze sprawcy na ofiarę – mówi w rozmowie z naTemat.pl. Jej słowom wtóruje Anna Dryjańska, blogerka i działaczka na rzecz kobiet. – Sprawa Krystka jest spektakularnym przypadkiem, ale pokazuje szersze zjawisko. To, że gwałt w Polsce jest de facto bezkarny. Kobiety nie zgłaszają tego, że zostały zgwałcone, bo wiedzą, że na policji i w prokuraturze spotkają się z obwinianiem. Jest to tak zwana powtórna wiktymizacja. W 33 proc. skazani za gwałt odbywają karę w zawiasach –mówi. Co w rzeczywistości oznacza, że oprawcy wychodzą na ulicę i spotykają swoje ofiary na jednym podwórku.
W Polsce winę zrzuca się na kobiety. Zawsze znajdzie się jakiś powód – od kieliszka wina po krótką spódniczkę. Albo argument, że "przecież dobrze znała gwałciciela".
–Spotykamy się z tym jako Fundacja cały czas. Jeśli chodzi o wyroki za dokonanie gwałtów w Polsce są one jednymi z najniższych w Unii Europejskiej. Za gwałt ze szczególnym okrucieństwem w naszym kraju średnia kara to 3,3 lata, a w Europie to prawie 8 lat – dodaje Anna Dryjańska.
Teoretyczne prawa, a ochrona w praktyce
System nie stoi po stronie ofiar. Ofiary gwałtów są najczęściej pozostawione same sobie z problemem, dlatego tak rzadko sam proceder jest zgłaszany. Slogany o poszanowaniu praw kobiet, ochronie dzieci to tylko hasła, które nic nie kosztują.
Powody są zawsze te same: strach przed katem, brak wiary, że ktokolwiek może im skutecznie pomóc. A także lęk przed napiętnowaniem: ”Oto zgwałcona”. Policyjny standard nie służy ofierze. Sama procedura policyjna, pełna wielokrotnych przesłuchań, które są bardzo bolesne dla ofiary, pozostawia wiele do życzenia względem interesu zgwałconej. To tylko przedłużenie traumy tych kobiet.
Dr Mariusz Sokołowski z Katedry Bezpieczeństwa Wewnętrznego Uniwersytetu Warszawskiego przyznaje, że mamy do czynienia z tematem tabu. – Przestępstwa związane z gwałceniem stanowią sporą "ciemną liczbę". Ofiary nie chcą zeznawać, a przełamanie zmowy milczenia jest kluczowe. Jest to szczególnie trudne, jeśli chodzi o małe miejscowości, gdzie ofiary obawiają się piętnowania. Odpowiedzialność za ochronę ofiary spoczywa na sądach i policji. Niestety, nie do końca ma to zawsze miejsce – dodaje.
Tylko wierzchołek góry lodowej
To tylko potwierdza jak poważny jest problem. Osoby które są autorytetami, podejmują decyzje i wydają wyroki nie stają po właściwej stronie. A zjawisko jest powszechne.
Sprawa Krystiana W. jest obrzydliwym, ale tylko wierzchołkiem góry lodowej. Szacuje się, że zgłaszanych gwałtów jest około kilkunastu tysięcy. Nieoficjalne statystyki mówią nawet o 250 tys. rocznie.– W głowie mi się nie mieści, że służby nie reagują. Mają kilkadziesiąt dowodów, ponad sto filmów, które sam filmował, zeznania ofiar. Nie wiem kto kogo tutaj kryje, ale to też sygnał do innych ofiar. Bójcie się i nawet nie myślcie, żeby szukać pomocy – dodaje Piotrowska.
W pewnym momencie zamknął drzwi od pokoju i stało się to, co się stało. Rzucił mnie na ziemię. Ja cały czas płakałam i prosiłam, by przestał, ale on nadal mnie rozbierał. Ja leżałam na ziemi, a on mnie przygniatał. Zachowywał się tak, jakby każde moje „nie” podniecało go jeszcze bardziej. W pewnym momencie zaczęłam się bać, że on mnie tam zabije, jeśli ja się mu nie poddam. W tym momencie dostałam krótkiego ataku padaczki. Wiedziałam mniej więcej, co się dzieje, ale nie byłam w stanie się ruszać.
Anna Dyrjańska
socjolog, działaczka na rzecz kobiet
Być może oburzanie by było wtedy gdyby ofiara miała 5-6 lat, a jak już jest nastolatką to "sama jest sobie winna". Ta dziewczynka molestowana przez księdza, były podobne komentarze. W sprawie biegaczki w lesie kabackim. Obwinianie kobiet, dziewczynek, które zgodnie z prawem są jeszcze dziećmi. Przypominam, że wiek świadomej zgody to 15 lat.
Anna
Muszę powiedzieć, że najbardziej straumatyzował mnie kontakt z sądem. Półtora roku traktowania jak podejrzanej. Adwokatka mówiła mi, żebym się nie odzywała. A przecież ja miałam do niego pytania. Mnie przepytali o wszystko: jakie miałam majtki, gdzie leżały klucze, gdzie był dowód osobisty, czy paszporty były ważne czy nieważne, a co, a kto, a gdzie. Po prostu zostałam przemaglowana wszechstronnie, natomiast jemu nikt nie zadawał żadnych pytań". W jej przypadku aspirant formułujący akt oskarżenia zamiast trzech zgwałceń chciał wpisać dwa, bo przy jednym nie było wytrysku - albo nie znał obowiązującego prawa, albo była to jego zła wola.Czytaj więcej