Bezdomny zamieszkał w choince przed centrum handlowym w Katowicach. Bankrut ścigany karami finansowymi dostał wylewu. Dziś jest inwalidą, a 15-letnia córka ledwo uwolniła się od naliczonego 120 tys. zł długu. Zamiast obiecanego sukcesu i zysków, straty, windykator i rodzinne tragedie. Tak wyglądają kulisy biznesów w galeriach handlowych.
Daniel Dziewit, autor książki „Przeliczeni. Tajemnice galerii handlowych" spisał historie przedsiębiorców, którzy potracili oszczędności życia otwierając biznes w galeriach handlowych. – Żaden z nich nie jest biznesowym niedorajdą. To ludzie, którzy wcześniej dorobili się kilkuset tysięcy złotych oszczędności. Gdy weszli z biznesem do galerii handlowych, stracili majątek, a często i zdrowie – opowiada Dziewit.
Przeliczeni
Sam był jednym z nich. Kilka lat temu lat temu w centrach handlowych w Bielsku Białej oraz Tarnowie otworzył salony fryzjerskie. – Dałem się nabrać, gdy pokazywano mi statystyki ruchu klientów wynoszące rzekomo 5 mln osób rocznie. Znane marki, których sklepy będą przyciągać klientów także do moich salonów – wspomina. Tak naprawdę ruch był niewielki. Od poniedziałku do piątku miał zaledwie kilku klientów. Stawki najmu powierzchni były wysokie i w euro. Salony stały się maszynką do niszczenia pieniędzy.
Dziewita przekonywano, że słaby wynik to głownie jego wina. Uwierzył, zmienił meble, płytki, oświetlenie, wymienił rzekomo niekompetentnych pracowników – w tym mistrzynię, która w karierze wyuczyła kilkunastu innych mistrzów polski fryzjerstwa. Nic – straty narastały. Dziewit wycofał się z centrum z 200 tys. zł strat.
Z wściekłości założył bloga, aby pisać o tym, co dzieje się za kulisami powstających jak grzyby po deszczu centrów handlowych. Po pierwszym wpisie okazało się, że takich jak on są setki. Zawsze tak samo nabranych. Mizerne obroty, a wysokie koszty. – Gdy przedsiębiorca przestaje sobie radzić i chce przerwać umowę, musi płacić wysokie kary. Zastanawiałem się, kto się przeliczył. Ja, wierząc w prezentacje o biznesie, czy może właściciele galerii handlowych żądający horrendalnych czynszów na słabnącym rynku – tłumaczy Dziewit. Stąd tytuł „Przeliczeni”.
Galernicy
Najemcy sklepów w galeriach handlowych mówią o sobie galernicy, bo niczym na średniowiecznych statkach, jak już wejdą na pokład, to wielu nie potrafi już wyjść z nich na własnych nogach. A gdy brakuje sił do wiosłowania, nadzorca wymierza jeszcze kary finansowe, które bolą jak smagnięcia batem.
Przekonała się o tym rodzina Anny ze Szczecina. Jej ojciec, lokalny przedsiębiorca z branży odzieżowej podpisał umowę z galerią handlową aż na 30 lat. Ruch w jego sklepie i osiągane przychody nie pozwalały jednak na regulowanie czynszu. Według relacji rodziny, ze stresu dostał wylewu, stracił mowę, jest niepełnosprawny. Kiedy opiekunem prawnym została 15-letnia córka, to na nią spadły obowiązki inwestora zastępczego i 120 tys. długu z centrum handlowego. Gdyby nie prawnik, który zgodził się za darmo poprowadzić sprawę, Anna weszłaby w dorosłe życie z ogromnym długiem. Uwolnienie się z umowy zajęło kilka lat sporów sądowych.
Happy endem nie skończył się przypadek kupca z Olsztyna. Właściciel centrum handlowego wyliczył mu 693 tys. zł kar umownych za wcześniejsze zerwanie umowy najmu lokalu handlowego. Tam również ruch klientów był zbyt mały, aby sklep mógł zarobić na czynsz i pensje pracowników. Trwa sprawa w sądzie.
Historia czeskiej ciżemki
Przypadek polskich sklepów Bata mógłby być zadaniem do rozwiązania na maturze z matematyki. Płacisz 80-100 euro za wynajem metra kwadratowego sklepu - najwyższe stawki czynszów w tej części Europy. Zatrudniasz 8 osób do obsługi sklepu, które odbierają wolne za pracę niedziele oraz za nadgodziny. Miesięczny czynsz to 178 tys. złotych. Buty kosztują 300 złotych z tego 50 procent marży przypada dla ciebie. Ile trzeba sprzedać butów, aby zarobić? odpowiedź: ponad 1000, czyli tak dużo, że ten biznes się nie opłaca.
Po kilka latach działalności handlowcom czeskiej marki spuchły głowy od liczenia. W kwietniu tego roku w dwa tygodnie zamknęli swoje 13 sklepów ulokowanych w centrach handlowych największych polskich miast. Zostały po nich zakurzone meble i pojedyncze sztuki butów. Trudno uwierzyć, że firma sprzedająca buty od Singapuru do Meksyku akurat w Polsce zaoferowała złe produkty i nie potrafiła prowadzić biznesu. Eksperci branży retail przebąkują, że Bata Polska padła ofiarą rekordowych w naszym regionie cen najmu powierzchni handlowej. Pisaliśmy że właściciele największych galerii żądają 100 a nawet 140 euro na miesiąc za metr kwadratowy. Co ciekawe, firma sprzedaje nadal swoje buty w Polsce, ale przez sklep internetowy, gdzie nie ma rujnujących czynszów.
Podobnych historii jest więcej. Przez wysokie koszty upadły salony ze sprzętem komputerowym Vobis, a znak towarowy przejęła już inna firma kontynuująca sprzedaż jako sklep internetowy. W listopadzie 2013 ogłoszono upadłość znanej firmy odzieżowej Ravel należącej do Zbigniewa Suchońskiego. Jeszcze w 2007 roku "Puls Biznesu" wróżył mu wielką karierę, spółka miała wejść na giełdę. Teraz biznesmen występuje w filmach na YouTube, gdzie przestrzega przed współpracą z centrali handlowymi.
Koniec Eldorado?
Inwestorzy centrów handlowych chcą pokazać w statystykach wielki ruch klientów. Dlatego nowe galerie często powstają przy dworcach kolejowych, jak w Krakowie czy Katowicach. W ten sposób do statystyk odwiedzin dolicza się też bezdomnych i tysiące pasażerów kolei przypadkowo tylko przechodzących obok sklepów.
Nadchodzi kres biznesu galeryjnego, czego dowodzą kłopoty pierwszych inwestorów. Pisaliśmy o galerii Sukcesja w Łodzi, która miała problem ze znalezieniem najemców i klientów. "Głos Wielkopolski" pisał o upadku Galerii Podolany – udało się zagospodarować połowę miejsc handlowych. W Jeleniej Górze galeria Górska upadła zanim jeszcze ją otwarto. Mimo oficjalnego optymizmu inwestorów, rynek dochodzi już do ściany. Ze wskaźnikiem 285 metrów kwadratowych galerii handlowych na 10 tysięcy mieszkańców bijemy na głowę Niemców i średnią w Unii Europejskiej - 203 metry kwadratowe. Nie wszyscy zarobią, bo w porównaniu z sąsiadami z bogatszych krajów z UE Polacy mają mniej zasobny portfel.