To pierwsze takie miasto w kraju. Nie czeka aż nowy rząd zrealizuje swoje obietnice, tylko w życie wprowadza własne pomysły. A dokładnie bon wychowawczy w takiej samej wysokości, którą obiecał PiS. 500 zł na dziecko, już od 2016 roku. Tylko pozazdrościć mieszkańcom Nysy. – Jesteśmy pionierami. Przecieramy szlaki. Może inne miasta pójdą naszym śladem? – słyszę w Urzędzie Miasta. Wszyscy się cieszą? Nie do końca. Bonów nie dostaną ani bezrobotni, ani samotnie wychowujący dzieci, ani ci, którzy żyją bez ślubu.
O pomyśle głośno było w Nysie od ubiegłego roku, gdy nowym burmistrzem został Kordian Kolbiarz. Dlatego wielu mieszkańców trochę się złości, gdy dziś ktoś pyta ich o kopiowanie pomysłu PiS. Nie. Oni przecież byli pierwsi. Ktoś nawet mówi, że przed ostatnimi wyborami samorządowymi padały kwoty rzędu 1000 zł na dziecko, choć od razu było wiadomo, że to będzie nierealne.
Ale pomysł własny, autorski był. I konsekwentnie był realizowany. Nikt nie opierał się na partyjnych obietnicach. To – jak słyszę w Nysie – burmistrz zwyczajnie realizuje swój program. Tyle, że niektórzy mieszkańcy trochę inaczej odebrali jego obietnice. Zrozumieli, że bon będzie, ale na każde dziecko. Dlatego dziś, jak można się było spodziewać, nie wszystkim się to podoba.
Musi być małżeństwo
– Burmistrz obiecywał, że będzie 500 zł na każde dziecko. A teraz mówi, że dopiero na drugie. Ja się na to już nie załapię. Mam jedno dziecko. Wielu jest takich w Nysie – słyszę od jednej z przedszkolanek. W jej przedszkolu słychać głosy niezadowolonych rodziców. Tak, jak ona, mają jedno dziecko. Albo samotnie wychowują swoje pociechy.
Im, według projektu uchwały, żaden bon nie przysługuje. Jak czytamy w projekcie, rodzice dziecka, któremu przysługują świadczenia pieniężne, muszą pozostawać w związku małżeńskim i mieszkać pod tym samym adresem. Dyskryminacja samotnych? Nie. Według Ratusza to raczej promocja tradycyjnej rodziny.
– Wyszliśmy od definicji rodziny. Są różne definicje. My oparliśmy się na konstytucji, która mówi o tym, że małżeństwo, czyli związek kobiety i mężczyzny, podlega szczególnej trosce z punktu widzenia państwa i dlatego wspieramy małżeństwa, a nie inne rozwiązania – tłumaczy naTemat Katarzyna Godyń z Urzędu Miasta w Nysie.
Co zatem z wdowcami i wdowami? To bardzo bulwersuje radnego Piotra Smotera. Jak mówi, to rażąca dyskryminacja. – Proszę sobie wyobrazić wdowę, lub wdowca z trójką dzieci, którzy naszego bonu nie dostaną, bo nie spełniają kryterium pary małżeńskiej. W przypadku śmierci jednego z rodziców, rodzina też traci prawo do bonu. Taka dyskryminacja rodzin po stracie jednego z rodziców jest nie do przyjęcia – mówi.
Z Facebooka burmistrza – niezadowoleni
• Hasło jak najbardziej budujące ale jak tylko zagłębimy się w szczegóły to okazuje się że najwięcej skorzystają na tym rodziny w sumie, które jakoś sobie w tym kraju,województwie i mieście radzą a reszta figa.
• Super jest ten program. Z dochodu gminy pochodzącego z podatków płaconych m.in. przez samotnych rodziców pracujących w Nysie, bądź rodziców z jednym dzieckiem, lub też obojga pracujących, lecz w związku nieformalnym, pieniądze otrzyma garstka spełniająca te dziwne kryteria.
•
Warunek o "sformalizowanych" związkach jest zupełnie z kosmosu. Osoby bez ślubu tak samo pracują i płacą podatki, jest to wiec forma dyskryminacji. Czytaj więcej
Praca – warunek podstawowy
Ograniczeń jest więcej. Nie tylko chodzi o drugie i kolejne dzieci, ale pojawiły się też ograniczenia wiekowe. Bony będą przysługiwać tylko rodzicom dzieci w wieku od 13 miesięcy do 6 lat. Przy czym wprowadzone zostały dwie kategorie dzieci:
• od 13 miesięcy do 3 lat – musi pracować przynajmniej jeden z rodziców • od 37 miesięcy-6 lat – muszą pracować oboje rodzice
To jednak według Ratusza, pójście na rękę rodzicom. – Nie chcieliśmy wpływać na styl życia rodziców, czyli zmuszać niektórych, by posłali dziecko do żłobka. Stąd ułatwienie w przypadku dzieci młodszych. Że tylko jeden z rodziców powinien pracować – tłumaczy Katarzyna Godyń.
Praca – to warunek podstawowy. O bon wychowawczy mogą się ubiegać tylko pracujący rodzice. I tylko tacy, którzy pracują na etacie co najmniej od roku przed złożeniem wniosku (albo prowadzą działalność gospodarczą lub rolniczą).
Żadnych bezrobotnych, żadnych osób pobierających zasiłki, żadnych osób, które twierdzą, że nie opłaca im się pracować za minimalną pensję podstawową. – Nie chcieliśmy powielać świadczeń, które te osoby otrzymują – tłumaczy Katarzyna Godyń. Bonów nie otrzymają też osoby, które mają jakiekolwiek zadłużenia wobec gminy czy nie płacą alimentów.
Komentarze zadowolonych
• Właśnie o to chodzi, żeby wspierać i pomagać tym którym chce się coś robić - pracować, działać, bo te osoby mają energię, chęci, motywację i dzięki tym osobom może zmienić się Nasza rzeczywistość na lepsze.
• I teraz się zacznie krytyka Burmistrza bo bonu nie dostaną ci, którzy na niego liczyli najbardziej m.in. niepracujacy i żyjący na zasilkach. Ujawnią się hejterzy i z najlepszego dotąd Burmistrza zrobią najgorszego.
• Zamiast cieszyć się że macie burmistrza który aktywnie dąży do rozwoju i naprawy gminy po poprzednich władzach to krytykujecie!!! Do roboty się weźcie nieroby marudy a nie narzekanie na wszystko i wszystkich !!!
Czytaj więcej
Mieszkańcy trochę się gubią
Świadczenia mają być wypłacane przez miesiąc w ciągu pół roku. Potem znowu można składać wniosek. Urząd Miasta przewiduje, że skorzysta około 500 osób. Na razie jednak mieszkańcy gubią się w zawiłościach. Niektórzy w ogóle myślą, że chodzi o projekt PiS. Do urzędu też docierają mieszane sygnały. – Burmistrz tłumaczy, dyskutuje, również na swojej stronie internetowej – mówi Katarzyna Godyń.
W Nysie toczy się prawdziwa dyskusja społeczna o bonach. Na razie najbardziej zorientowani w burmistrzowskim projekcie uchwały są radni, którzy otrzymali go kilka dni temu.
To najbardziej się nie podoba
Radna Danuta Wąsowicz-Hołota po analizie projektu ma wiele zastrzeżeń do uchwały. Mówi o dyskryminujących zapisach, które powinny być zmienione. Dlatego przed najbliższą sesją rady 10 listopada zamierza zgłosić poprawki. Liczy, że się uda. To w końcu ciągle jest projekt.
Co najbardziej jej się nie podoba? – Jest na przykład taki zapis, który mówi o tym, że starsze rodzeństwo dziecka, na które może być pobierany bon, musi być uczniami szkoły prowadzonej przez gminę. Nie może to być szkoła prywatna czy prowadzona przez stowarzyszenia, a takich jest kilka w Gminie Nysa. W praktyce może to oznaczać, że rodzice będą zabierać dzieci z tych szkół, co będzie groziło ich zamknięciem – mówi naTemat.
Kontrowersyjny, zdaniem radnej, jest też obowiązek zamieszkiwania w gminie Nysa przez jednego z rodziców przez co najmniej 3 lata. – To jest dyskryminujące. Załóżmy, że młoda rodzina rok temu wybudowała w Nysie dom. Ma troje dzieci, rodzice pracują, są zaradni. I mają być pozbawieni bonu tylko dlatego, że nie mieszkali tu trzy lata? – mówi.
To bardzo dobry krok do przodu
Zdaniem Danuty Wąsowicz-Hołoty do problemu trzeba podejść bardziej elastycznie. Tak, by nikogo nie skrzywdzić. – Nie chodzi o to, by zawężać krąg osób, którym bon będzie przysługiwał. Zadaniem tego projektu jest przecież wspomaganie rodzin i dzietności. Musimy walczyć wszelkimi sposobami z niżem demograficznym w naszej gminie! – mówi.
Radna zdecydowanie popiera pomysł wprowadzenia bonów wychowawczych. – To pierwszy i bardzo dobry krok. Chcemy zatrzymać młodych ludzi w Nysie. Na razie młodzi uciekają do Opola, Katowic, Warszawy. Gmina jest oazą ludzi w podeszłym wieku. A potencjał ludzi jest przecież motorem rozwoju gminy – słyszę. Danuta Wąsowicz-Hołota nie obarcza burmistrza za niedoskonały projekt uchwały. Zakłada, że to projekt wyjściowy, nad którym można jeszcze popracować.
To novum dla wszystkich. Trzeba wprowadzić takie zmiany, które będą satysfakcjonować rodziny młode. Po to, żeby decydowały się na dzieci. Dla nich każdy pieniądz jest ważny. Przyda się na opłacenie opiekunki czy przedszkola.
Według burmistrza projekt będzie kosztował 3 mln zł. Jakaś szansa, by inni też z niego skorzystali, jest. W uchwale, nad którą radni będą głosować 10 listopada jest napisane, że projekt zakłada modyfikacje. – Jeśli uznamy modyfikację za zasadną, będzie wprowadzona. Zawsze ten, kto zostanie pominięty, będzie niezadowolony. Mamy tego świadomość – słyszę w Urzędzie Miasta.
Nysa – miasto liczące 45 tys. mieszkańców i taki zamęt. Co tu dopiero mówić o skali kraju?