Zwolennicy zielonej używki dziś po raz kolejny wychodzą na ulice, aby protestować przeciw rygorystycznym przepisom w naszym kraju. Niedawno ich ofiarą padł szef Wolnych Konopi, aresztowany po zeznaniach dilerów. - Zamykanie kogoś za posiadanie narkotyków na własny użytek to absurd - twierdzi były minister zdrowia Marek Balicki. Czy jesteśmy w przededniu końca narkofobii w naszym kraju?
Impreza rozpoczęła się o godzinie 13 pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. Dwie godziny później marsz wyruszył na warszawskie ulice. Działacze przejdą ulicą Emilii Plater, Alejami Jerozolimskim, Nowym Światem, Alejami Ujazdowskimi. Tam planowany jest przystanek, pod ministerstwem sprawiedliwości (Zwolennicy depenalizacji nazywają je ministerstwem "niesprawiedliwości). Ostatni przystanek to ulica Wiejska i oczywiście Sejm. Tam planowane są występy artystów popierających ideę marszu, między innymi Liroya. Już po południu kierowcy mieli spore kłopoty z poruszaniem się po mieście. Utrudnienia w okolicach Centrum mogą potrwać aż do godziny 21:00.
W latach 2001-11 z art. 62 zatrzymano ok. 350 tys. osób, głównie młodych z "niewielką ilością". Najwięcej spraw kończyło się "ugodową" propozycją prokuratora - sześć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, czyli z hakiem w życiorysie, bo z wyrokiem żadnej publicznej posady, np. w szkole, "narkoman" nie dostanie.
Dzisiejszy marsz organizują wspólnie działacze Ruchu Palikota oraz Wolnych Konopi. Przyświecać mu będą dwie idee. Pierwsze z nich to "Sadzić, palić, zalegalizować!". Demonstranci domagają się prawa do posiadania na własny użytek 30 gramów konopi indyjskich i trzech krzaków. "W większości krajów UE obywatele nie są prześladowani za posiadanie i palenie suszu konopi, ich mieszkania nie są plądrowane przez policję w poszukiwaniu większej ilości, nikt nie spędza 48 godzin w areszcie śledczym za posiadanie niewielkiej ilości marihuany, a aktywiści związani z ruchami legalizacyjnymi nie są prześladowani, inwigilowani i zamykani do więzień" - czytamy w manifeście organizatorów.
Doping i narkotyki w sporcie. Pokusy są w każdej dyscyplinie
Drugie hasło to "Uwolnić Andrzeja Dołeckiego". Dotychczas to właśnie on szedł na czele podobnych pochodów. Został jednak niedawno aresztowany, obciążony zeznaniami dwóch handlarzy marihuaną. Według nich, Dołecki miał od nich kupić 3 kilogramy tej używki. Policja nie znalazła jednak ani trzech kilogramów narkotyku, ani oskarżony nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. To właśnie zatrzymanie Andrzeja Dołeckiego jest główną przyczyną dzisiejszego wyjścia na ulicę fanów zielonej używki.
W marszu weźmie udział wiele osób z przestrzeni publicznej, politycy, celebryci. Walka o jego uwolnienie trwa już od kilku dni. 10 maja Ruch Palikota zorganizował w Sejmie konferencję prasową, w której wzięli między innymi przedstawiciel Wolnych Konopii, obrońca Dołeckiego oraz jego ojciec.
W marszu nie weźmie udziału Marek Balicki, choć szczerze tego żałuje. - Gdybym tylko był w Warszawie, na pewno maszerowałbym razem z nimi. Według byłego ministra zdrowia ilości proponowane przez organizatorów dzisiejszego marszu są i tak za małe. - Uważam, że powinno się dopuścić znacznie więcej niż trzy krzaki i 30 gramów - twierdzi Balicki.
Według Marka Balickiego, podejście polityków i części społeczeństwa do marihuany ma znamiona narkofobii. - Przepisy funkcjonujące w Polsce są absurdalne i nie rozwiązują żadnego problemu, a wręcz przeciwnie, powodują nowe szkody. Liczba handlarzy narkotykami się zwiększyła. To, co dziś jest ogromnym problemem i zarazem wielkim wyzwaniem, to uwięzienie szefa Wolnych Konopi na podstawie zeznać dilerów - uważa Balicki.
Drugim niezwykle poważnym problemem ograniczenie dostępu do leku, jakim jest może być marihuana. Te stosowane są prawie w całej Europie, a w Stanach Zjednoczonych od 30 lat. - W Holandii produkuje się lek w postaci suszu, który stosują chorzy na najcięższe choroby nowotworowe czy stwardnienie rozsiane. W Stanach chorzy mogą również sami hodować krzaki marihuany - Stwierdza Marek Balicki.
Przyczyna tak wielkiej różnicy w podejściu do marihuany w Polsce i na świecie jest dla byłego ministra zdrowia zagadką. - To jest pytanie, na które powinniśmy jak najszybciej znaleźć odpowiedź. Powinniśmy brać przykład z Aleksandra Kwaśniewskiego, który po wielu latach zmienił swoje podejście do marihuany. Szkoda że Donald Tusk, a przede wszystkim marszałek Sejmu Ewa Kopacz, która jest przecież lekarzem, nie robią nic, aby udostępnić leki chorym. Te są często nie tylko silnym wzmocnieniem terapii, ale nawet głównym środkiem leczenia dla wielu przypadków na świecie. W Polsce niestety nie. Ewa Kopacz powinna to rozumieć - mówi Balicki.
Byłego ministra dziwi również to, że w kraju o tak dużej tolerancji wobec narkotyku, jakim jest alkohol, tak restrykcyjnie podchodzi się do marihuany. - Potrzeba jeszcze wiele działań, aby zmienić podejście polityków. Od mniej więcej dwóch lat zauważam jednak, coś w tej sprawie się zmienia. Może uda nam się do tego dorosnąć - podsumowuje były minister zdrowia.