Długo czekał na swoje kolejne pięć minut. Zaciskał zęby i dzielnie znosił kolejne zniewagi, które fundował mu Jarosław Kaczyński i jego ekipa. Opłacało się. Dzisiaj Zbigniew Ziobro znowu jest na fali i ma dostęp do ucha prezesa. I znowu z tą samą gorliwością chce robić porządki w sądach. Jest się czego bać? Tekę ministra sprawiedliwości już ma, ale zaczął niefortunnie - od pouczania dziennikarzy i gróźb pod adresem Romana Polańskiego.
Ziobro niezatapialny
Ostatnie lata nie były dla Ziobry udane. Od czasu, kiedy rzucił wyzwanie Jarosławowi Kaczyńskiemu i otwarcie krytykował partię, właśnie minęły 4 lata. Wtedy się przeliczył i źle ocenił swoje szanse, a za rzucenie rękawicy szefowi PiS zapłacił wysoką cenę. Razem z Jackiem Kurskim i Tadeuszem Cymańskim wyleciał z partii z hukiem, a potem był regularnie ustawiany po kątach. Jego polityczny projekt - Solidarna Polska okazał się niewypałem, a sam Ziobro z polityka, który był typowany na następcę Kaczyńskiego, zbawcę prawicy, został zepchnięty na margines.
W ostatnich latach wyraźnie stracił też na animuszu, a jego późniejsze losy pokazały, że przywódcze zdolności, które mu przypisywano, były nieco na wyrost - w końcu nie potrafił nawet zdyscyplinować członków swojego ugrupowania. W pewnym momencie stracił posłuch do tego stopnia, że jego frakcyjny kolega - Jacek Kurski, oficjalnie sobie z niego dworował na wizji. Instynkt przetrwania okazał się jednak silniejszy, a w przypadku byłego ministra sprawiedliwości sprawdza się porzekadło: "co cię nie zabije, to cię wzmocni."
Ziobro przetrwał, a dzisiaj wraca do łask. Politycy Solidarnej Polski na plecach PiS dostali się do Sejmu, a sam Ziobro dostał właśnie tekę ministra sprawiedliwości w gabinecie Beaty Szydło. Oznacza to, że znowu będzie pociągał za sznurki i będzie miał realny wpływ na kształt sądownictwa. A z tym może być różnie. Historia pokazuje, że nie wszystkie jego pomysły na usprawnienie wymiaru sprawiedliwości były trafione.
Wszystkie grzechy Ziobry
Zbigniew Ziobro na stanowisku ministra sprawiedliwości w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego, nie pozostawił po sobie najlepszego wrażenia. Na wspomnienie tamtych złotych czasów szefa Solidarnej Polski na myśl przychodzą konkretne skojarzenia: słynna akcja ze spektakularnym aresztowaniem Aleksandra G. - lekarza oskarżonego m.in. o łapówkarstwo, 24-godzinne sądy, które w praktyce nie były oszałamiającym triumfem sprawiedliwości. To również za jego kadencji doszło do wybuchu afery gruntowej czy samobójstwa Barbary Blidy.
Już w 2012 posłowie Platformy domagali się postawienia Ziobry przed Trybunałem Stanu. Wniosek ostatecznie przepadł, ale sejmowa komisja, która go rozpatrywała po części uznała go za zasadny i stwierdziła, że praca ówczesnego ministra sprawiedliwości mogła budzić zastrzeżenia - szczególnie jeśli chodzi o przekroczenie uprawnień i używanie nieuprawnionego nacisku.
Ale najgorszy był chyba sam klimat, który Ziobro zręcznie wokół siebie i swojego resortu wytworzył, a który podsycały szumne konferencje prasowe, na których padały stwierdzenia jak to: "Nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Te słowa wypowiedziane podczas pamiętnej konferencji poświęconej byłemu ordynatorowi kardiochirurgii szpitala MSWiA, urosły do rangi symbolu.
Opresyjny klimat udzielał się łatwo, a kolejne spektakularne akcje z wywlekaniem ludzi o 6 rano z łóżek przez funkcjonariuszy służb specjalnych, sprawiły, że Ziobro - z tego, w którym upatrywano ostatniego sprawiedliwego, szybko stał się kimś, kogo należy się obawiać. Ówczesny szef resortu sprawiedliwości pokazał, że "tropienie układu" w jego wypadku trąci jakimś rodzajem fiksacji, która niekontrolowana, może prowadzić do niebezpiecznych precedensów.
Ziobro zrehabilitowany
Ziobro w ostatnim czasie złapał wiatr w żagle. I niestety wszystko wskazuje na to, że parę lat na politycznym marginesie wcale nie dały mu do myślenia. Na przestrzeni paru tygodni Ziobro zaliczył po raz kolejny kilka niefortunnych wypowiedzi sugerujących, że sądownictwo pod rządami PiS będzie do złudzenia przypominało stylem to, które zdążyliśmy już poznać. Ziobro nie zgodził się np. z decyzją sądu odnośnie ekstradycji Romana Polańskiego.
– Sąd zdradził brak bezstronności. W sposób inny chce traktować Romana Polańskiego niż inne osoby - ocenił. Krytyczne ocenianie sędziów przez kogoś, kto pracuje nad reformą sądownictwa, nie brzmi dobrze i przez niektórych może być odbierane jako próba wywierania presji na środowisku, które powinno być przecież całkowicie niezawisłe.
Dał też do zrozumienia, co myśli o mediach w Polsce, co wywołało liczne, nieprzychylne komentarze. Słusznie, bo Ziobro sam dał pretekst poddający w wątpliwość jego intencje. Zasugerował, że w mediach trzeba będzie zrobić porządek.
Czy tak powinien się zachowywać ktoś, kto ma trzymać pieczę nad wymiarem sprawiedliwości? I nawet jeśli Ziobro ma parę dobrych pomysłów na reorganizację sądownictwa, to i tak nikną pod ciężarem gatunkowych takich wypowiedzi. Zastraszających i budzących jak najgorsze skojarzenia.
Tak o jego słowach pisał Wojciech Maziarski na łamach "Wyborczej". – Gdy słyszę, że polityk wszczyna awantury z dziennikarzami i próbuje przestawiać meble w świecie mediów, to wiem, że mam do czynienia z zamordystą, któremu nie w smak społeczna kontrola. Polityk postępujący w zgodzie z zasadami demokracji i państwa prawa nie ma powodu obawiać się nadzoru opinii publicznej.
Rewolucja w sądach
Jakie pomysły na Ziobro? Jego wizję sądownictwa można odtworzyć na podstawie kilku udzielonych przez niego wywiadów. Ziobro jest m.in. zwolennikiem zaostrzania kar - ale tylko dla tych przestępców, którzy dopuścili się brutalnych zbrodni. Jest za to za poluzowaniem kar przestępcom, których przewinienie nie jest duże. Tutaj wielkich kontrowersji nie ma.
Te natomiast pojawiają się już, kiedy mowa o połączeniu Ministerstwa Sprawiedliwości z prokuraturą. Te plany ekipy rządzącej budzą wątpliwości i obawy o to, że władza sądownicza będzie skoncentrowana tylko w jednym ośrodku.
Ziobro z zapałem rozprawia też o dyscyplinowaniu sędziów. – Chcemy wprowadzić nowe zasady odpowiedzialności dyscyplinarnej, aby ludzie nieuczciwi albo skompromitowani byli usuwani z zawodu – zapowiedział niedawno. Sam postulat świetny, przyklaśnie mu każdy, komu zależy na sprawnym funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości.
Ale już dwa razy zastanowi się ten, kto podobną deklarację usłyszy właśnie od Ziobry. Temu politykowi, który najprawdopodobniej będzie jednym z architektów nowego ładu w sądownictwie zbyt często mylą się dwie wykluczające się role: sprawiedliwego szeryfa i zwariowanego legalisty.
Media są w stanie niemal każdą bzdurę wykreować. Jeśli nie zmienimy mediów, sądzę, że drogą do tego jest m.in. upodmiotowienie dziennikarzy, to zajdzie niebezpieczeństwo ulegania przez media interesom i przyprawiania politykom gęby. Trzeba zmienić rzeczywistość medialną w Polsce. Wówczas nie będzie strachu przed fałszywym obrazem IV RP. Prawdą jest, że mają powody obawiać się mojego powrotu groźni kryminaliści albo ci, którzy doprowadzili do aferalnej prywatyzacji i zniszczenia takiego przedsiębiorstwa jak KKSM.