Polska? A gdzie to? Z takim odbiorem borykali się pionerzy polskiej ekspansji gospodarczej jeszcze niecałe 15 lat temu. – Gdy zaczynaliśmy, tzw. polska marka praktycznie nie istniała w świadomości europejskiej, a towary wyprodukowane w Polsce nie miały dobrej opinii – mówi w rozmowie z naTemat.pl Jarosław Michniuk, prezes zarządu Grupy Selena, w przeszłości małej wrocławskiej firmy, dziś ni mniej, ni więcej tylko jednego ze światowych liderów chemii budowlanej. Dziś polskie przedsiębiorstwa celujące w rynki zagraniczne mają więcej wsparcia. Nie oznacza to jednak, że z zagranicą pójdzie im jak po maśle.
Krzysztof Domarecki wpadł na pomysł założenia Seleny na początku lat 90., u zarania kariery, kiedy to swoje pierwsze niepewne kroki na polskim rynku stawiał kapitalizm. Firma, założona w 1992 r., miała jako jedna z pierwszych w kraju dostarczać piany poliuretanowe i kleje budowlane. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. W ciągu czterech lat działalności firma zdobyła 35 proc. udziałów na rynku pian montażowych i ponad 30 proc. na rynku silikonów. – Rozwój Seleny zaczął wtedy zwalniać i doszliśmy do wniosku, że rynek wewnętrzny jest za mały na dalszy wzrost – mówi Jarosław Michniuk.
W 2000 roku utworzono więc centralę Grupy odpowiedzialną za zarządzanie międzynarodową działalnością Seleny. Dwa lata później firma miała już swoje struktury w Rumunii, na Węgrzech i w Czechach. Dziś spółka może się pochwalić obecnością w 30 krajach, w tym odległych: Kazachstan, Chiny czy Stany Zjednoczone, jej produkty sprzedawane są na 70 rynkach, a blisko 41 proc. pracowników to obcokrajowcy.
Ten krok pozwolił znacznie zwiększyć wpływy sprzedażowe – ze 100 mln zł w 1999 roku do 1,1 mld zł w 2014 roku. – Obecnie 70 proc. przychodów Seleny powstaje na rynkach innych niż polski. To właśnie działalność na rynkach zagranicznych napędza ogólny rozwój firmy – tłumaczy Jarosław Michniuk.
Działalność poza granicami kraju wzmacnia też polskie zakłady. – Wzrasta zapotrzebowanie na nasze produkty, co przekłada się na większą produkcję również w zakładach polskich. Ponadto dynamicznie rosnące przychody z zagranicy pozwoliły nam zbudować kilka nowych fabryk w Polsce, które nie byłyby potrzebne, gdybyśmy sprzedawali tylko w kraju. Zatrudniliśmy kilkuset pracowników, którzy żyją z tego, że eksportujemy i inwestujemy za granicą. I w dużej mierze są to miejsca pracy wysokiej jakości, gdzie trzeba mieć zaawansowaną wiedzę i zarabia się znacznie powyżej średniej krajowej – dodaje Jarosław Michniuk.
Czy o międzynarodowy zasięg było trudno? Gdy zaczynali ekspansję, takie pojęcia jak programy wsparcia eksporterów, kampanie promujące polską markę czy Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji nie istniały bądź dopiero raczkowały. Obce rynki, gdzie już od dekad operowali tacy giganci jak Henkel czy Bostik, Selena musiała więc zdobywać w pojedynkę. Łatwo nie było i wciąż nie jest. – Zarządzanie biznesem operującym kilkoma – czy nawet kilkunastoma – walutami jest nie lada wyzwaniem. Obecnie niemal każda waluta niesie z sobą ryzyko związane z różnicami kursowymi – wyjaśnia Jarosław Michniuk.
Nie taki jednak diabeł straszny, jak go malują. Polskie firmy mają dostęp do różnych form wsparcia – zarówno merytorycznego, instytucjonalnego, jak i materialnego. Z nowicjuszami informacją dzielą się też weterani polskiej ekspansji. – Rozumiemy, że wiele polskich przedsiębiorstw wchodzących dziś na nowe rynki też będzie napotykać podobne trudności, dlatego chcemy im ten proces ułatwić. Staramy się dzielić wiedzą i w miarę możliwości pozwalamy innym uczyć się na naszych doświadczeniach – dodaje.
To dlatego Selena bywa częstym gościem m.in. na spotkaniach organizowanych przez think tank Poland, Go Global! Instytucja pracuje nad stworzeniem platformy dyskusyjnej i wymianą doświadczeń w zakresie działalności gospodarczej polskich firm za granicą. – Możliwość korzystania z doświadczeń innych firm, które w pewien sposób przetarły szlaki, jest pomocna – przekonuje Michniuk.
To właśnie dzięki staraniom poprzedników poprawie uległo postrzeganie polskiej marki za granicą. Sprawiło to, że przedstawiciele zagranicznych rynków spoglądają przychylniejszym okiem w kierunku produktów „made in Poland”. Swoje zasługi na tym polu ma też Grupa Selena, która w 2012 roku została laureatem konkursu „Polska Firma – Międzynarodowy Czempion”, organizowanego przez PricewaterhouseCoopers. Złoto przyznano za specjalne zasługi na rzecz promocji polskiej marki za granicą.
Pomocą nowicjuszom służą nie tylko firmy oparte na kapitale prywatnym, lecz także państwowe struktury rozumiejące, że w ślad za eksportem rośnie dynamika gospodarcza. Coraz większą aktywnością i zaangażowaniem na rzecz wspierania polskiej ekspansji gospodarczej wykazują się m.in. Ministerstwo Gospodarki czy też Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jak zaznacza Jarosław Michniuk, pomocne bywają Wydziały Promocji Handlu i Inwestycji (WPHI) działające przy polskich placówkach dyplomatycznych za granicą. – Często są w stanie umożliwić dotarcie do źródeł informacji lub osób czy instytucji mogących jej udzielić. Poprawiła się polityka informacyjna i jest więcej misji gospodarczych, które są pomocne w rozwoju biznesu na zagranicznych rynkach – dodaje.
Jak twierdzi, firmy, które dopiero chcą wyjść na zewnętrzne rynki, powinny zdawać sobie sprawę, że przywitanie przez zagranicznych konsumentów może być bardziej niż oschłe. – Potrzebna jest dobrze przemyślana strategia, jak i odpowiedniej jakości kadra mająca doświadczenie w działaniu w środowisku międzynarodowym, czy zaplecze produkcyjne – mówi Jarosław Michniuk. Międzynarodowa ekspansja to nie bułka z masłem. Gra jest jednak warta świeczki, dlatego próbować warto.
Patronem akcji „Narodowi czempioni, narodowe korzyści” jest KGHM Polska Miedź SA.