
Tatuaż to poważna sprawa. Trzeba go dobrze przemyśleć. Nie można wybrać byle jakiego wzoru, bo potem taka ozdoba prawdopodobnie zacznie irytować. 25 osób z Nowego Jorku podjęło ryzyko i pozwoliło anonimowemu tatuażyście wykonać trwałe rysunki na swoich przedramionach. Wcale nie wiedzieli, że za ścianą siedzi artysta uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych w tej dziedzinie na świecie. Nie wiedzieli również, jaki wzór powstanie na ich ciele.
REKLAMA
W nowojorskiej galerii Milk kilka dni temu odbył się eksperyment "Whole Glory", który dotyczył zaufania i kontroli artystycznej. Każdy, kto zdecydował się oddać w ręce artysty, wyszedł z galerii z darmowym tatuażem. Chętnych nie brakowało, więc można uznać, eksperyment się udał. Jakie było zaskoczenie gości Milk Gallery, kiedy okazało się, że ich "dziary" nie tylko bardzo im się spodobały, ale wyszły spod igły słynnego Scotta Campbella, którego klientami są na przykład projektant Marc Jacobs, aktor Orlando Bloom, czy Penelope Cruz.
– Przychodziło do mnie wielu ludzi, którzy mówili: "rób co chcesz, ufam ci całkowicie", ale jako tatuażysta nigdy nie masz całkowicie wolnej ręki. Twoje "płótna" zawsze mają opinię na temat tego, co na nich powstaje, co jest świetne, ponieważ czasem taka osoba może do czegoś zainspirować. Ale często bywa i tak, że jest to przeszkodą. Dlatego praca bez osoby, która ją obserwuje, jest zawsze czystsza, lepsza, bo możesz zatracić się w pracy bez obawy o to, co klient sobie pomyśli – powiedział Campbell w rozmowie z New York Timesem.
25 szczęśliwców, którzy wyszli z Milk z tatuażem, było przedtem wylosowanych w loterii zorganizowanej przez galerię. Trzeba przyznać, że wykazali się dużą odwagą, ponieważ ich nowe tatuaże zajmują całe przedramię. A jakie są efekty pracy Campbella?
Co myślicie o tego typu eksperymentach? Dalibyście się komuś tak ozdobić?
Napisz do autorki: barbara.kaczmarczyk@natemat.pl
