Piotr Gliński miał trudny start w polityce: Jarosław Kaczyński wysłał go na z góry przegraną misję tworzenia technicznego rządu, do tego zrobił z niego człowieka-mema emitując jego przemówienie z tabletu. Teraz Gliński jest pierwszym wicepremierem w rządzie PiS i ministrem kultury, któremu podlegają media publiczne. Dla Glińskiego przyszedł czas vendetty.
"Żadnego odwetu nie będzie" – zapewniał wielokrotnie przed wyborami prezes Kaczyński. A im częściej to powtarzał, tym coraz bardziej jasne stawało się, że politycy i zwolennicy PiS tego odwetu chcą. Gdyby było inaczej, prezes nie musiałby przypominać im, że w sprawowaniu władzy nie chodzi o wzięcie rewanżu za krzywdy i przykrości doznane podczas lat w opozycji.
Odwet przed kamerami
Ale odwetu oczekiwano raczej na stopniu lokalnym: w województwach, państwowych firmach czy urzędach. Tam, gdzie raczej nie zaglądają kamery, a na pewno nie stacji ogólnopolskich. No i takich zachowań spodziewano się raczej po polityków z tylnych ław sali sejmowej, czy wręcz tych, którzy działają w strukturach lokalnych. Tymczasem okazuje się, że pierwsze salwy wypalił wicepremier. I to w telewizji.
Tymczasem tak trzeba odebrać zapowiedziany przez Piotr Glińskiego "koniec" obecnego porządku w mediach publicznych. Wypowiedziane w gniewie, podczas twardego wywiadu prowadzonego przez Karolinę Lewicką. Wydaje się, że to tylko utwierdzi polityka w przekonaniu o konieczności zmian w TVP i te zmiany przyspieszy.
Złość
Uwagę komentatorów przykuł jeszcze jeden aspekt wywiadu prof. Glińskiego w TVP INFO. Złość, z jaką polityk się wypowiada, jego zaciśnięte usta i zmarszczone brwi. Wyraźnie widać, że Gliński z trudem próbuje utrzymać nerwy na wodzy, ostatecznie nie udaje się to ani jemu, ani dziennikarce. Bo Gliński nie lubi mediów.
Nie ma się temu co dziwić, wszak Gliński był obiektem żartów nie tylko internautów, lecz także dziennikarzy. Sam prezes zgotował mu taki los, dwukrotnie wysyłając go na misję tworzenia rządu technicznego. Podobno za drugim razem bez wiedzy profesora, a prezes musiał sporo się natrudzić, by załagodzić złość Glińskiego.
Mściciel z tabletu
Być może bał się powtórki ze słynnego wystąpienia z tabletem, kiedy to Jarosław Kaczyński postanowił wyemitować jego przemówienie z iPada. To dało internautom nieograniczone możliwości do produkcji memów, a ci bezwzględnie to wykorzystali. Przez moment (a dla niektórych na zawsze) Gliński stał się człowiekiem-memem. Zresztą do dzisiaj są one wykorzystywane, chociażby przez polityczną konkurencję.
Jeszcze między tymi dwoma epizodami z premierowaniem Gliński został kandydatem na prezydenta Warszawy. A właściwie prawie został, bo nie udało się usunąć z urzędu Hanny Gronkiewicz-Waltz, pomimo dużego zaangażowania PiS w kampanię. Niewątpliwie Gliński wyszedł z tego maratonu kandydowania mocno zmęczony, z przekonaniem, że media skupiają się głównie na wyśmiewaniu jego kandydatury.
Czarnowidz
I że Platforma jest źródłem wszelkiego zła na tym świecie. Było to widać, kiedy profesor wystąpił na panelu zamykającym Kongres Obywatelski w 2014 roku. Konferencja polega na tym, że ludzie którym udało się odnieść indywidualny sukces, wspólnie próbują zmusić co trzeba zrobić w większej skali, by sukces odniosła też reszta społeczeństwa. I tak wyglądają panele, jedni mają podejście coachów, inni polityków, jeszcze inni przedsiębiorców. Ale każdy rzuca pomysły.
Ale nie prof. Gliński. Naukowiec swój czas (z uwagi na liczbę dyskutantów ograniczony) poświęca na wymienianie powodów, dlaczego Polska jest w ruinie (choć wtedy jeszcze to hasło nie funkcjonowało). Zamiast pozytywnego planu na przyszłość, jest tyrada. I choć w przynajmniej część zarzutów Gliński miał rację, wydaje się znamienne, że nie potrafił spełnić tak prostej prośby: podzielić się pomysłami na przyszłość.
Jedni po drugich
Dlatego też teraz trudno sobie wyobrazić, że I wicepremier będzie w stanie wyjść ponad, pozbyć się dawnych urazów. Już w pierwszych dniach urzędowania chciał zablokować premierę przedstawienia w teatrze kierowanym przez swojego politycznego konkurenta, posła .Nowoczesnej Krzysztofa Mieszkowskiego. Teraz ostrzy noże na większego zwierza: media.
Gliński przedstawił swój plan, którego realizacją zajmie się poseł PiS i były szef Polskiego Radia Krzysztof Czabański. Pomoże mu, o czym Gliński otwarcie nie mówi, Jacek Kurski. – Chcemy, żeby projekt trafił do Sejmu w ciągu najbliższych dwóch miesięcy – mówi w rozmowie z WirtualnymiMediami.pl minister Gliński. Dodaje, że reforma pociągnie za sobą wymianę kierownictwa TVP i PR. Nowe wskaże rada złożona z ludzi wyznaczonych przez ministra kultury.
Czyszczenie
O wizji mediów mówi świeżo upieczona posłanka PiS, wcześniej publicystka prawicowych mediów Joanna Lichocka. Proponuje m.in. ograniczenie zleceń reklamowych ze spółek Skarbu Państwa dla mediów prywatnych. – Nie widzę powodu, dla którego media komercyjne, o bardzo jednostronnym charakterze, mają być finansowane przez polski rząd – mówi w "Do Rzeczy". Wyrażała też dumę z "drugiego obiegu", jaki stworzyła prawica.
Teraz ci, którzy przez lata męczyli się w opozycji (według plotek krążących wśród dziennikarzy "niepokorne" gwiazdy zarabiały nawet po 40 tys. zł miesięcznie), powinny dostać nagrodę. I prof. Gliński z przyjemnością o to zadba, bo żeby zrobić miejsce dla "swoich" trzeba będzie najpierw ukarać "tamtych". A Gliński na pewno znajdzie wiele powodów, by to zrobić.