
Jeśli ten protest się im uda, związkowcy z PGNiG będą mogli zapalić cygaro zwycięstwa, a nawet – jak w teledyskach raperów – przypalać je płonącą studolarówką. I to co miesiąc. Pal sześć, ile na proteście zyska szeregowy pracownik. Tą jedną akcją liderzy związkowi chcą zainkasować nawet 10 tys. złotych rocznej podwyżki.
Według nieoficjalnych informacji, liderzy związkowi należą do najlepiej opłacanych pracowników spółki. Szef jednego ze związków zarabia 203 tys. zł rocznie, a średnie wynagrodzenie etatowego związkowca w 2013 roku wyniosło ponad 126 tys. zł rocznie, czyli ok. 10,5 tys. zł. miesięcznie. To kwota z uwzględnieniem dodatkowych składników wynagrodzenia takich jak: nagroda barbórkowa, nagroda roczna, okresowa i zadaniowa oraz nagroda jubileuszowa itp.. Mimo to, związkowcy z uporem lansują tezę, że w spółce bardzo słabo się zarabia.
Nie możemy spełnić wszystkich żądań Związków Zawodowych z uwagi na koszty jakie ponosi PGNiG w związku z liberalizacją rynku oraz wzrostem konkurencji. Priorytetem jest utrzymanie rynku, wartości spółki oraz dalsze obniżanie cen dla klientów. Przedstawione przez zarząd propozycje są kompromisem uwzględniającym interes pracowników, możliwości ekonomiczne spółki oraz przyszłe wyzwania przed jakimi stoi nasz koncern
Osoba z PGNiG punktuje za to liczne związkowe patologie: – 41 osób jest zwolnionych z obowiązków w pracy. Specjalista związkowiec w oddziale może zarabiać tyle, ile kierownik. Przy podwyżkach związkowcy łapią się najczęściej na górne pułapy widełek - około 6-17 tys brutto – wylicza w rozmowie z naTemat.
– Wszystko to zgodnie z prawem, ale już dawno przekroczono granicę walki o prawa pracownicze. Związki stały się wewnątrz-firmową opozycją, która wciąż domaga się więcej i więcej – dodaje nasz rozmówca.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
