Passat, dziadku! Nie sądziłem, że po tylu latach zrobisz jeszcze coś takiego. Test klasyka od Volkswagena
Michał Mańkowski
07 grudnia 2015, 07:54·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 07 grudnia 2015, 07:54
Widziałem kiedyś krótki film, w którym jeden z właścicieli „passata kombi w dieslu” zachwala to auto swoich marzeń. Takich fanów są tysiące. Nie brakuje jednak tych, którzy w komentarzach się z nich śmieją. Tymczasem nowy Volkswagen Passat Variant (tak nazywa się kombi) to samochód, który mimo opinii nudnego, daje wrażenia jazdy autem z dużo wyższej półki. Zobaczcie sami, jak wygląda ósma generacja popularnego passata.
Reklama.
Na hasło Volkswagen skojarzenie może być tylko jedno: passat (no ewentualnie golf). Produkowany od 42 lat model stał się już ikoną i flagowcem niemieckiego koncernu. Ciepła o nim myślą też polscy kierowcy. Passat w 2015 roku był co prawda dopiero na 10. pozycji najchętniej kupowanego samochodu w Polsce, ale mówimy o najnowszych modelach.
Przywiązanie do marki i możliwości finansowe polskiego kierowcy sprawiają jednak, że passaty drugie (i kilka kolejnych) życie dostają na rynku wtórnym. Na chwilę obecną w serwisie OtoMoto można znaleźć ok. 5500 ofert różnych passatów. Dla porównania, najpopularniejszy model w historii motoryzacji, Toyota Corolla, ma tam takich ofert niecały tysiąc.
Najnowszy model ósmej już generacji tego klasyka pokazuje, że ta klasyka nie musi być nudna, co często zarzuca się temu autu. Volkswagen Passat B8 swoją nową konstrukcją i prestiżem wykonania pokazuje, że może sięgać wyżej niż tylko do kojarzonej z nim klasy średniej. Producent przedstawia ten model jako nową klasę biznesową. I trzeba przyznać, że w przypadku B8-ki nie są to deklaracje przesadzone, choć akurat kierowca bardziej odczuje to wewnątrz niż na zewnątrz auta.
Test przypadł akurat na pierwsze mroźne dni. Wspominam o tym dlatego, że model, który widzicie na zdjęciach idealnie wpasowywał się w panujący na dworze ostry klimat. Temperatura koło zera stopni Celsjusza, chłodne powietrze lekko szczypiące w dłonie i policzki bardzo dobrze korespondowały z surowym i równie ostrym passatem w tak zimnym kolorze.
Samo auto ma nieco futurystyczny wygląd, który jest jednocześnie mieszanką eleganckich i sportowych elementów. W oczy szybko wpadają mocne, boczne przetłoczenia i spore ilości chromu. Dużo zamieszania jest z przodu, gdzie przednie reflektory wykonane całkowicie w technologii LED mają za zadanie nie tylko oświetlać drogą, ale i przyciągać uwagę do pochylonej w przód sylwetki auta.
Ciekawe rozwiązanie zastosowano z tyłu, gdzie światła w momencie rozpoczęcia hamownia zapalają się w pionie, a nie poziomie. To wyraźny znak dla kierowcy za nami, który od razu wie, że nagle zwalniamy. Tył auta jest naturalnie wciąż elegancki, ale już dużo bardziej tradycyjny. Rzadko się zdarza, by w testowanym modelu każda ze stron samochodu (przód, bok, tył) zaskakiwały równomiernie. Tak jest i tym razem.
Nie bez znaczenia jest też pakiet stylistyczny R-Line, który zawsze dodaje charakteru i pazura. Poza wstawkami z literą „R” (m.in. grill, fotele, kierownica) dostajemy np. poszerzone progi, chromowane końcówki wydechu w kształcie trapezu czy lepszej jakości felgi.
Patrząc na passata od razu wiadomo, że mamy przed oczami auto przestronne. To wrażenie nie znika po wejściu do środka. Zanim jednak siądziemy za kierownicą, otwórzmy bagażnik. Niesztampowy sposób otwarcia (za pomocą logo producenta) jest bez wątpienia ciekawy, ale niezbyt wygodny. Puszczając je często przytrzymywało palce. Można tego uniknąć, ale wtedy trzeba szybko zabrać dłoń, a sama część wróci na swoje miejsce robiąc przy tym nieco hałasu.
Po otwarciu klapy bagażnika dostajemy dokładnie to, czego można spodziewać się po tym modelu. Naprawdę gigantyczny bagażnik z dwoma schowkami po boku i drugim poziomem, gdzie wrzucono całe koło zapasowe. Nie ukrywam, że z poziomu kierowcy to dużo większy komfort niż fakt posiadania tylko zestawu naprawczego.
Pierwszą reakcją po usadowieniu się za kierownicą i zamknięciu drzwi jest małe WOW. Nie, nie ma tam nic powalającego na kolana, ani czegoś, czym można zachwycić się bardziej niż zwykle. Jest za to wyjątkowo elegancko z paroma elementami, które ze „zwykłego passata” robią auto mogące może nie przebić, ale śmiało powalczyć z modelami z wyższej klasy. Jakość wykonania jest wysoka, a elementy przyjemne i na pewno nie tanie w dotyku.
Przez całą długość deski rozdzielczej ciągnie się wywietrznik powietrza, który jest niesztampowym rozwiązaniem. Poza oczywistymi kwestiami wizualnymi, ma dodatkowo wpływać na poziom hałasu i kontrolę nadmuchu powietrza. Wizualnie atmosferę poprawiają też oświetlone wykończenia drzwi i klamek. Delikatne linie białego światła wieczorami (a teraz właściwie już od godziny 16, kiedy to zaczyna się ściemniać) są fajnym urozmaiceniem. Po zmroku zobaczymy też, jak auto „wita się” z kierowcą. Nietypowy machnięcie pasem światła z przednich reflektorów to swojego rodzaju potwierdzenie gotowości do jazdy.
Swoistym centrum dowodzenia jest za to nie – jak to bywa zazwyczaj – przedni ekran dotykowy, a… zegary. A właściwie ich brak. Tutaj postawiono na całkowicie elektroniczny ekran, który na swój sposób możemy personalizować i pomiędzy elektronicznymi zegarami dostawać te informacje, które aktualnie chcemy.
Ja najczęściej korzystałem z nawigacji (w razie potrzeby zegary mogą lekko się zmniejszyć, by pokazywać wyraźniej fragment trasy) oraz informacji o spalaniu. Całość sterujemy za pomocą wielofunkcyjnej kierownicy. Obiektywnie przeklikiwanie się przez wszystkie opcje i profile było trochę skomplikowane, więc, by poruszać się po systemie płynnie, trzeba poświęcić na to trochę czasu.
Wielki plus także za centralny panel multimedialny, który chodzi bez zarzutu. Reakcja na wciśnięcie konkretnego przycisku jest natychmiastowa i nie tracimy czasu na frustrujące oczekiwanie zanim system załapie, że np. w nawigacji wpisujemy W jak Warszawa. Zdecydowano się także na zestaw kamer w wersji pt. „naprawdę ciężko w coś stuknąć”. Samochód jest opakowany kamerami z każdej strony, a także z coraz bardziej popularnego „widoku ptaka”. Spore ułatwienie przy ciaśniejszych manewrach.
Nie będzie też zaskoczeniem informacja, że miejsca w środku jest naprawdę dużo. Mimo że jeżdżę z fotelem mocno odsuniętym i przechylonym do tyłu, po wejściu na tylną kanapę za kierowcą nadal miałem masę miejsca. Jeśli miałbym jechać w długą trasę jako pasażer, to na wieść, że będzie to w passacie, poczułbym ulgę.
Nie do końca zrozumiała dla mnie decyzją było natomiast rozbicie przycisków kontrolowania fotela na dwie grupy. Z jednej strony, oparcie kontrolujemy elektrycznie z boku fotela. Z drugiej, przesuwamy go już „ręcznie” standardową wajchą z przodu. Uwagę moich pleców przykuły także sportowe fotele, które co prawda dobrze trzymały kierowcę, ale przez boczne wstawki mogły wydawać się nieco wąskie. Często jest opcja regulacji ich szerokości, ale tutaj jej nie znalazłem.
Testowany model to 2-litrowy diesel. Choć ta jednostka jest już bardzo dobrze znana fanom niemieckiego producenta, to w tym zestawieniu już nie do końca. Pod maską „biegało” bowiem aż 190 koni mechanicznych, co daje nam drugi najmocniejszy silnik tego modelu. Wyżej jest tylko 240-konna jednostka.
Za dopłatą 3950 zł dostajemy adaptacyjne zawieszenie, które pozwala nam wybierać pomiędzy trybami Eco/Comfort/Normal/Sport/Individual i dostosować auto do preferowanego stylu jazdy. W tym ostatnim to kierowca może zdecydować, jak chce rozłożyć konkretne parametry, ale szczerze mówiąc cztery poprzednie są w zupełności wystarczające. Amortyzatory wtedy dostosowują się do nawierzchni i decyzji kierowcy.
Tryb sportowy, czyli ten, który teoretycznie ciekawi największą część kierowców, nie będzie rozczarowaniem. Samochód bardzo dobrze trzyma się drogi, a zakręty pokonuje stabilnie nawet przy większych prędkościach. Jeśli jednak wolimy komfort mniej dynamicznej jazdy, też nie powinniśmy narzekać. W uszy i dłonie nie rzuciły się żadne nadprogramowe drgania czy hałasy.
Opcjonalnie można zdecydować się także na progresywny system sterowania, który w dużej mierze odpowiada za tak dobre wrażenia z jazdy, manewrów i trzymania się toru jazdy. 7,9 do setki to wynik można powiedzieć standardowy. Bez przechyłu w którąkolwiek ze stron. Dopiero przy wyższych prędkościach zaczyna się doceniać płynnie przerzucający biegi 6-stopniowy automat. Spalanie? Tydzień jazdy na komputerze wygenerował średnio 8l/100km/h, ale w trasie śmiało można trochę z tego urwać.
Chętni na tego passata będą musieli wyskoczyć z sum rzędu 96 tys. - 173 tys. złotych. Rozsądny zestaw wyposażenia i osiągów można znaleźć mniej więcej w połowie tej stawki. Za to dostajemy samochód, który wybija się nie tylko przed szereg konkurencji, ale i delikatnie puka do tych z klasy wyżej.