
– Oddanie komuś części udziałów to tak jak wpuszczenie obcego do swojego domu. Nadal jest to twój dom, niby nadal rządzisz, ale ktoś ci ustawia kuchnię – mówi Mikołaj Placek – prezes firmy Oknoplast. Co do zasady „wolnoć Tomku w swoim domku” dotyczącej rynków narodowych głównodowodzący okiennego giganta wydaje się być jednak bardziej liberalny – firma bez skrupułów „ustawia” pod siebie czołówkę producentów stolarki okiennej między innymi we Francji czy we Włoszech . O tym, jak zbudować globalny biznes o rodzinnym charakterze, Mikołaj Placek opowiada Tomaszowi Machale.
REKLAMA
Jest pan patriotą gospodarczym?
Zależy jakim.
Polskim.
Raczej europejskim. Byłbym hipokrytą, wzywając, by kupować tylko polskie. Oknoplast jest wielkim eksporterem.
Musicie Włochów, Anglików, Niemców przekonywać, żeby nie kupowali okien włoskich, angielskich ani niemieckich.
Dlatego trochę z patriotyzmem gospodarczym walczymy. Nie jest to zresztą bardzo trudna walka. We Francji na przykład jedynym naprawdę patriotycznym w tym sensie regionem jest Bretania. Tam jest naprawdę ciężko. Wszędzie indziej jakością i innowacyjnością produktów łamiemy patriotyczny opór.
Jak na przykład przekonujecie Włochów, że oliwę owszem mają dobrą, ale wy macie lepsze okna?
Mamy nieporównanie większe niż włoskie firmy doświadczenie w oknach PCV. U nich ten materiał zaczął być modny dopiero kilka lat temu. Oni specjalizowali się w drewnie i aluminium. Nasze argumenty to jakość, dużo lepsze wyposażenie, lepsza opieka klienta, lepszy serwis pogwarancyjny oraz oczywiście innowacje. Tym wyprzedzamy innych.
Czy w Europie chwalicie się metką „Made in Poland”, czy ukrywacie ją?
Wszystkie okna produkujemy w Polsce w dwóch fabrykach. Na naszym rynku pochodzenie produktu ma mniejsze znaczenie. Bardziej się liczy, żeby wyrób był naprawdę dobry. Liczy się opinia na rynku. Często się chwalimy naszym pochodzeniem i tym samym łamiemy stereotypy. Jesteśmy i w dalszym ciągu chcemy być ambasadorem Polski za granicą. W tym momencie na przykład robimy wspólny projekt z ambasadorem Polski we Włoszech.
Tomaszem Orłowskim?
Tak, Pan Ambasador jest mocno nastawiony na promocję we Włoszech polskiego biznesu. Aktualnie wydaje we Włoszech kalendarz, nazywany dyplomatycznym Pirelli. To nietypowy projekt – angażuje polskich artystów: projektantów czy fotografa. Sprawdził się we Francji, teraz czas na Włochy.
Z nagimi Polkami w Waszych oknach?
Z nagimi Polkami w Waszych oknach?
Absolutnie nie. Zdjęcia zostały wykonane przy udziale jednej z najlepszych polskich modelek. Kalendarze są unikatowe i dystrybuowane do najważniejszych osobistości. Przy okazji organizowany jest event, podczas którego prezentowany jest kalendarz, a włoski biznes spotyka się z polskim. To jest dobra i potrzebna promocja Polski.
Chociaż pewnie Oknoplast zna lepiej biznes we Włoszech niż ambasador.
Jesteśmy aktywni na rynku włoskim od 10 lat. Stworzyliśmy sieć sprzedaży Oknoplastu, teraz zbudowaliśmy drugą naszą sieć, czyli WnD. Mamy we Włoszech w sumie ponad 600 biur. WnD to nasza tańsza marka.
Czego dowiedzieliście się o zwyczajach Europejczyków, rozwijając biznes na całym kontynencie?
Jest kilka kultur. Europa Środkowa plus Rosja to kultura niemiecka. Ważna jest technologia, termoizolacyjność, jakość. Okna muszą być solidne. Francuzi, Włosi, Hiszpanie to kultura romańska. Liczy się estetyka, do technologii przywiązuje się mniejsze znaczenie. Ma być ładnie. Dla Anglosasów natomiast nie liczy się ani wygląd, ani technologia, a przede wszystkim cena. Ma być tanio. Okno jest elementem budowlanym, a najważniejsza jest jego użyteczność. Są oczywiście w Europie różne czynniki pogodowe. Anglicy zmagają się z wiatrem, więc potrzebują okien otwieranych do góry albo na zewnątrz, żeby wiatr dociskał skrzydło.
Te różnice upodobań to wynik różnic w charakterach ludzi w tych krajach.
Z każdym biznes robi się inaczej. Niemcy są poukładani. Ma być Eins, Zwei, Drei. Produkt musi być dobry, nie ma za dużo dyskusji. Włosi są zupełnie inni, nagadają się, gestykulują. Z Włochami i Francuzami dużo decyzji zapada podczas biznesowej kolacji. Z Niemcami natomiast tylko w biurze. Wchodząc na każdy rynek, musisz zdobyć tę wiedzę. Musisz oprzeć się na lokalnych ludziach, ich zwyczajach i kulturze.
Jak duzi jesteście w Europie?
Absolutna czołówka, w pierwszej piątce.
Jaki ma Pan cel w tym biznesie? Mieć 1000 biur we Włoszech?
Mieć firmę z miliardem przychodu. Za ten rok będzie mniej więcej połowa tego.
Miliardowa firma cały czas w rękach rodziny.
Tak byśmy chcieli. Lepiej zarządza się swoim. Oddanie komuś części udziałów to tak jak wpuszczenie obcego do swojego domu. Nadal jest to twój dom, niby nadal rządzisz, ale ktoś ci ustawia kuchnię.
Rodzina Placków woli swoje ustawienie.
Jeśli nie musimy zapraszać innych, to tak. Mamy swoją wizję, mamy własne finansowanie. Nie ma żadnego problemu, żeby sobie samemu radzić. Wpuszczenie inwestora nic by nam nie dało.
Rodzina przepytuje Pana przy obiedzie, jak idzie interes?
Staramy się rozdzielać życie firmy i dom. Tylko dwie osoby z rodziny pracują w spółce. To jest mój tata i ja. Nie chcemy żyć w firmie tym samym, czym w domu. Trzeba mieć się gdzie odciąć. Inaczej jest się cały czas w firmie. To nie daje dobrych efektów. Dlatego też staramy się nie zatrudniać rodziny. Dużo może być z tego powodu problemów.
Jakie są zalety firmy rodzinnej poza tym, że sam sobie kuchnię ustawiasz, jak chcesz?
Decyzje są dużo szybsze. Pojawia się temat, a za nim chwilę później decyzja. W biznesie szybkość jest bardzo ważna. Firma rodzinna to dobra atmosfera. Nie ma tego korporacyjnego dystansu, wyścigu szczurów. Każdy musi być kompetentny, musi pracować, ale nie ma tego podgryzania się. Pracownicy wiedzą, kto za co odpowiada. Odpowiedzialność się nie rozmywa. Każdy wie, do kogo pójść. To daje poczucie bezpieczeństwa. Także u klientów. Oni wiedzą, kto stoi na czele tego. Budujemy społeczność, grupę, relacje.
Dobrze się Panu pracuje z ojcem?
Są obszary, w których się uzupełniamy. On mi daje rady, ja mu daję rady. Mamy burze mózgów. Jak mam problem, to wiem, że zawsze mogę do niego pójść. Nam pewnie było łatwiej, bo zawsze mieliśmy taką samą wizję biznesu, choć drogi dojścia nieraz różne. Mamy wspólny cel.
Pana ojciec jest zaangażowany w codzienne zarządzanie?
Raczej w strategię, ogólne elementy. Podobnie zresztą jak ja. Operacyjnie firmę prowadzi dyrektor zarządzający.
Jakiej wielkości firmę przekazywał Panu ojciec?
To było dekadę temu. Mieliśmy około 100 milionów przychodu. Najpierw zajmowałem się sprzedażą, potem zostałem prezesem – wtedy byliśmy ponad połowę mniejsi niż obecnie.
Co robicie z pieniędzmi, które zarabiacie?
Niewiele przeznaczamy na konsumpcję. Zdecydowaną większość inwestujemy w rozwój. Rynek jest bardzo konkurencyjny. Tylko w Polsce jest nawet 3000 producentów okien.
Ilu???
W Niemczech jest 7000. W Europie w sumie kilkadziesiąt tysięcy. Trzeba walczyć.
Dlaczego Polska okazała się okiennym zagłębiem Europy?
Mamy dużo mieszkańców, w 1990 roku właściwie wszyscy musieli wymienić okna. Potem po 2005 roku przyszedł boom budowlany. Bardzo dużo okien się sprzedawało. Firmy zaczęły zwiększać moce produkcyjne, weszliśmy do Unii. Polacy byli głodni sukcesu, wszyscy chcieli eksportować i to wszystko, co się dało. Naszym najbliższym rynkiem są Niemcy, a jest to najmocniejszy gospodarczo partner. Gdy Niemcy się nasycili, Polacy szli dalej na Zachód. Wszyscy mieliśmy duże ambicje. I tak to poszło.
Ten głód jest nadal w polskim biznesie?
Myślę że tak. W tym roku po raz pierwszy w historii więcej eksportujemy, niż importujemy. Wciąż jako naród chcemy pokazać się Europie. Do tej pory korzystaliśmy z niższych kosztów pracy.
Myślę że w Waszych fabrykach nadal korzystacie.
To prawda. Chociaż akurat Oknoplast zawsze patrzył na biznes trochę inaczej. Dzięki temu dziś nie jesteśmy pod ścianą, gdy różnice w kosztach pracy między Polską a Zachodem zaczynają się zmniejszać. Do Włochów i Hiszpanów już nam niewiele brakuje. My od początku stawialiśmy na jakość produktu i na innowacyjność. Gdyby nie było tego wyróżnika, byłoby nam coraz ciężej. W polskich firmach głównym elementem konkurencyjności pozostaje niższa cena, bo niższe są koszty.
Innowacyjność jest trudna.
Bywa przerażająco trudna. Trzeba zbudować dział, zaplecze, nawiązać współpracę z naukowcami. Spójrzmy jednak na Niemców. Mają najwyższe koszty pracy w Europie, ale też najwyższy eksport. Bo mają najwyższą jakość i są innowacyjni. Też musimy pójść w tym kierunku. Droga w drugą stronę oznacza pozostanie Chińczykiem Europy. Musimy tworzyć i pielęgnować własne marki. Mamy dobrej jakości produkty, z tym że jesteśmy podwykonawcami zachodnich firm. To prowadzi do niczego. Zachodni odbiorca w każdej chwili może zmienić Polaka na kogoś tańszego.
Ile wydajecie na innowacyjność?
Mamy własny dział R&D, którego koszty roczne sięgają około miliona euro. Liczba innowacji musi być dostosowana do tego, co organizacja jest w stanie przerobić. Trzeba się skupiać na 1-2 głównych pomysłach rocznie. Uważam że w branży my utrzymujemy wysoki i konkurencyjny poziom. Nikt w Polsce w naszej branży nie wydaje na badania więcej. W Europie także jesteśmy w czołówce.
Jakie okna się teraz kupuje?
Przede wszystkim okna się sprzedają. Rynek jest dobry. W Polsce nawet lepszy niż w wielu krajach na Zachodzie. Spodziewam się, że przyszły rok też będzie dobry. A jakie? W Polsce ludzie patrzą głównie na ciepło, tymczasem cieplej już nie będzie.
Bo?
W termoizolacyjności doszliśmy do ściany. Dalej się po prostu nie opłaca. Koszty z tym związane się nie zwrócą. Okna będą droższe niż oszczędności na ogrzewaniu.
Skoro nie może być cieplej, to co można wymyślić?
Może być jaśniej. Wprowadziliśmy nowe okna – Prolux. Wpuszczają do domu więcej światła. To jest zgodne z trendami architektonicznymi, które dążą do zmniejszania naszej bariery pomiędzy wnętrzem pomieszczenia i światem zewnętrznym. Architekci projektują teraz tak wielkie przeszklenia, że producenci mają często problem z ich wykonaniem.
To i tak dobrze dla Was. Gdyby trendem były małe okna, biznes by siadł.
To prawda. Jesteśmy zadowoleni. Sprzedają się coraz większe okna, w dodatku okna są coraz droższe. Są coraz bardziej zaawansowane technicznie. Pojawia się nowy trend związany z bezpieczeństwem. Do tej pory klienci kierowali się głównie parametrem cena do jakości. Teraz zwracają uwagę na inne aspekty.
Na bezpieczeństwo właśnie?
W przypadku okien termoizolacyjnych można zaoszczędzić na ogrzewaniu powiedzmy 1500 złotych rocznie. Każde włamanie będzie kosztowniejsze. Ludzie do tej pory kupują okna o podstawowych zabezpieczeniach, w zasadzie bez nich. Spodziewam się, że to się zmieni. Sprzedawać będziemy więcej okien z zabezpieczeniami przed wyłamaniem, z szybami, których nie da się wybić kamieniem.
Ile czasu złodziej potrzebuje, aby wejść do domu ze zwykłymi oknami?
Przesunięcie okuć, zajmie mu 15 sekund. Mam na myśli standardowe okno w Polsce. W oknach antywłamaniowych jesteśmy w stanie wydłużyć to do nawet do godziny.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Oknoplast.
