Nawet przypalany gorącym żelazem, nie powie tego żaden właściciel kurnika w Polsce. Że kurczak, którego kupujecie w sklepie już w pierwszym tygodniu dostaje porcję penicylinki, a w 2. i 3. tygodniu życia jedzie już na tetracyklinie. Po szóstym tygodniu idzie pod nóż, ale w mięsie wciąż pozostają farmaceutyki. Oczywiście na poziomie zgodnym z normami, ale…
Polski przemysł mięsny zajmuje już 7. miejsce w Europie pod względem zużycia antybiotyków na kilogram mięsa. Kurczaki, świnie i krowy rzeźne przyjmują co roku odpowiednik 2 miliardów tabletek – 562 tony aktywnej substancji leków antybakteryjnych (dane European Medicines Agency).
– Dlaczego nas nie lubią? Nie chcemy zgniłego kompromisu w sprawie przemysłowej hodowli drobiu. W Polsce zużycie antybiotyków rośnie. I to w momencie, gdy wiele krajów ogranicza już ich stosowanie. Oferujemy kurczaki, które w całym swoim życiu nie otrzymały antybiotyków. Ponosząc przy tym wyższe koszty i sprzedając droższe produkty. A jednak Polacy przestali już tylko kupować ze względu na niskie ceny. Interesuje ich jak powstał produkt i czy jest w pełni bezpieczny – mówi naTemat Andrzej Łęgosz, wiceprezes Farmio.
Firma rozpętała właśnie kolejną rynkową wojnę. W lutym tego roku ośmieliła się wprowadzić na sklepowe półki mięso drobiowe z etykietą „wolne od antybiotyków”. Przez branżę kurczakową przeszło istne tsunami. W ubiegłym tygodniu drobiarze skupieni w Krajowej Radzie Drobiarstwa skrzyknęli się i zorganizowali konferencję o „nieuczciwych praktykach konkurenta”. Streszczając ponad godzinną debatę, przekonują, że podają farmaceutyki kurczakom zgodnie z polskimi normami handlowymi i jest to bezpieczne dla konsumentów. Zaś Farmio, mówiąc o antybiotykach, niepotrzebnie straszy konsumentów. Do tego nieźle zarabiając. Przykładowo, w jednym z dużych hipermarketów za „Kurczaka Babuni” klient musi zapłacić 11,99 zł, podczas gdy inne kurczaki fermowe kosztują 3 złote mniej, tj. 8,99 zł
Lobby kurnikowe odpowiedziało ustami dra Jacka Boruty, dyrektora Biura Pasz, Farmacji i Utylizacji Generalnego Inspektoratu Weterynarii: – W 2014 r. na 2 tys. przebadanych próbek mięsa kurczaków tylko dwie świadczyły o podwyższonej obecności antybiotyków, a na ponad 7 tys. próbek mięsa drobiowego ogólnie było ich 10. Mówimy o pojedynczych przypadkach, promilu, są to incydenty. Nie budujmy obrazu, że w Polsce stosuje się nadmierne ilości antybiotyków – powiedział ekspert.
Jednak Farmio też ma poważne argumenty. Powołuje się na naukową publikację trójki innych naukowców. Opisali oni ciemną stronę polskich hodowli. To, że rolnicy przedawkowują antybiotyki, stosują je samowolnie, nie czekają ze sprzedażą drobiu, aż minie okres karencji leków. Ich zdaniem pozostałości antybiotyków w mięsie mogą wywoływać alergie, wstrząs anafilaktyczny czy atopowe zapalenie skóry. I to po zjedzeniu mięsa, gdzie dawki pozostałości są zgodne z polskimi normami handlowymi. Z kolei obecnie prowadzone badania nad stosowaniem antybiotyków tylko powierzchownie dotykają problemu. Na przykład przeciętnie wykonuje się jedno badanie w kierunku obecności antybiotyków na 400 ton żywca (czyli jedno badanie na ok. 15 kurników).
Wojna na jaja
Obie strony mają prawo się nie lubić. Już teraz są sklepy, gdzie „czyste produkty” Farmio: jaja od kur niekarmionych paszą z GMO oraz mięso „wolne od antybiotyków” mają największy, ponad 20 procentowy udział w całości sprzedaży. Nie mniej złych emocji wywołuje sam fakt, że Farmio to firma zatrudniająca zaledwie kilkadziesiąt osób. Nie ma ani jednego własnego kurnika. Całą produkcję zleca „wybranym, świadomym hodowcom”.
Jako jedyna firma branży postanowiła stworzyć markę i wypromować ją w telewizji. A cały biznes powstał za pieniądze ekscentrycznego milionera Roberta Niewiadomskiego. Rodzina była właścicielami Agros Nova producenta napojów, soków, keczupu i dżemów. Sprzedali biznes funduszowi inwestycyjnemu na kilkaset milionów złotych (niedawno część marek przejął Maspex). Robert Niewiadomski postanowił wrócić do biznesu spożywczego z przytupem. Po jajkach, mięsie drobiowym, chce ruszyć z produkcją czystych wędlin i prawdopodobnie znowu nadepnie na odcisk potentatom.
Kurzy matrix
Spór producentów ukazuje nowe kulisy rynku spożywczego. Między bajki można już włożyć historie o polskiej zdrowej kurce i kurczaczku od chłopa. Dziś ton na rynku nadają firmy, które za unijne dotacje budują prawdziwe kurze miasteczka. Stawiają po kilka kurników zasiedlanych 50 tysiącami sztuk ptaków każdy. Aby utrzymać stado w dobrej kondycji już po pierwszych wykrytych przypadkach infekcji u pojedynczych kurczaków hodowca podaje antybiotyk, np. w wodzie. Na wszelki wypadek leki otrzymują wszystkie zwierzęta. I te chore i te zdrowe. Aż 67proc. wykorzystywanych antybiotyków w produkcji zwierzęcej stanowią penicyliny i tetracykliny – szczególnie niebezpieczne dla kobiet w ciąży oraz dzieci.
Andrzej Łęgosz z Farmio przekonuje, że to droga na skróty, pogoń za niską ceną produktu, a leki nie są niezbędne. – Proces powinien zaczynać się już na etapie odpowiedniego doboru stad reprodukcyjnych – bo zdrowi rodzice to zdrowe pisklaki, a potem kurczaki. Kolejnym ważnym punktem jest dobór ferm, w których będą hodowane: najlepiej położonych z dala od dużych miast, w czystych rejonach. Hodowla bez antybiotyków jest bardziej czasochłonna i kosztowna, m.in. wietrzymy kurniki, dbamy o jakość ściółki – wylicza.
Ze swojego sposobu działania Farmio uczyniło główną przewagę konkurencyjną. Jako nowy konkurent odbiera kawał rynku, starym wyjadaczom. Tylko ze względu na wciąż małą skalę działania, ich produkty nie pojawiły się jeszcze na stałe w Biedronce czy Lidlu. Trudno się dziwić, że firmy zrzeszone w KRD zareagowały złożeniem do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zawiadomienia o podejrzeniu „stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów”. Stosowanie przez Farmio w działaniach promocyjnych określenia „wolny od antybiotyków” – tworzy nieuzasadniony strach, przed produktami konkurencji. W kwietniu 2015 r., UOKiK otrzymał podobne pismo, ale nie znalazł podstaw do interwencji.