Maciej Jankowski po kilku latach nieobecności "wypłynął" medialnie. Ten nieznany młodszemu pokoleniu polityk to nie tylko legenda "Solidarności", lecz także prawdziwy trybun ludowy. Teraz jednak podzielił społeczeństwo. W programie "Kropka nad i" oddał na ręce Moniki Olejnik swój Order Odrodzenia Polski.
Gest ten wykonał w akcie sprzeciwu wobec polityki Prawa i Sprawiedliwości. Jego rozmowa, pełna nonszalancji podszytej nieco grubiańskim poczuciem humoru podzieliła internautów. Sympatycy prawicy zarzucili Jankowskiemu, że jest dawnym agentem SB (w rzeczywistości ma status osoby pokrzywdzonej nadany przez IPN) oraz, że podobnie jak Krzywonos, bierze pieniądze od "grup interesu". Inni podziwiają bezkompromisowy etos Jankowskiego jako obrońcy demokracji niezależnie od okresu. Kim jednak naprawdę jest opozycjonista?
Jankowski nazywany był Himilsbachem polityki – samoukiem, niestroniącym od kieliszka, jak i od bijatyki z ZOMO-wcami. W tym ostatnim pomagały mu warunki fizyczne – silny, rosły – były mistrz Polski judo. Odwrotnie było jednak z nauką. Szkoła nie była mocnym punktem późniejszego posła – ukończył tylko podstawówkę. Już w wieku 15 lat zaczął pracę na budowie. Później, oprócz dorywczych prac, był bramkarzem w warszawskim klubie studenckim. Od roku 1975 rozpoczął pracę na Uniwersytecie Warszawskim. Nie oznacza to, że postanowił zrobić maturę, Jankowski został po prostu ślusarzem i spawaczem. Naprawiał budynki i sprzęty należące do uniwersytetu.
Gdy w Gdańsku podpisano porozumienia sierpniowe był jednym z pierwszych związkowców na UW. Wstąpił do "Solidarności" jeszcze przed podjęciem decyzji przez wielu wybitnych profesorów, którzy się wahali. Po latach w związku pełnił funkcję przewodniczącego regionu Mazowsze, jak i członka komisji krajowej.
Jankowski - drugi z prawej - podczas protestów "Solidarności".
Jankowski był za swoją działalność internowany w stanie wojennym. W tym czasie zaczął też swoją powtórną edukację – jak mówili potem jego znajomi – połykał książki. W latach po przełomie zasłynął jednak z bezkompromisowości, wychodził na ulicę i protestował zarówno przeciwko posunięciom rządów prawicy, jak i lewicy. Pod koniec lat 90. Jankowskiego zaczęła nęcić polityka. W 1997 roku z list AWS dostał się do Sejmu i nie było to jedyne stanowisko jakie piastował – przez pewien czas był też radnym sejmiku mazowieckiego.
Jako poseł był jednak często krytykowany przez dawnych kolegów z "Solidarności". Sprzeciwiał się rozdawnictwu pieniędzy publicznych i uważał, że ważne są ułatwienia dla przedsiębiorców (w tym elastyczne formy zatrudnienia) by mogli tworzyć miejsca pracy. Mówił jednak też o łagodzeniu różnic społecznych.
"Tylko że nasz system podatkowy, zgodnie też z tym, co mówi konstytucja o przyznawaniu dodatków, powoduje, że ten dodatek dostaje i biedny, i bogaty. Dla biednego on ma jakieś znaczenie, ale bogatemu nie wystarczy nawet na jeden wieczór w dyskotece. " – perorował na mównicy sejmowej w 1998 roku przy debacie nad reformą systemu ulg podatkowych.
W tym czasie wsparł też powstanie Platformy Obywatelskiej i poparł Andrzeja Olechowskiego w wyborach na prezydenta kraju, co teraz jest mu zarzucane przez prawicowych publicystów. Nigdy nie wstąpił jednak do partii i w 2002 wycofał się z polityki. Wrócił na Uniwersytet Warszawski jako kierownik robót ślusarskich. Po przejściu na emeryturę podupadł na zdrowiu. Czasem Jankowski pojawiał się w mediach jako zwolennik państwa wspierającego inicjatywy obywatelskie, ale też dbającego o los najsłabszych. W czacie na Wirtualnej Polsce w 2001 roku tłumaczył dlaczego nie każdy polityk tak wyraziście jak on akcentuje swoje poglądy:
"Bo nie wszyscy mieli takiego dziadka jak ja, który wpajał we mnie: jak nie wiesz co mówisz, to przynajmniej, nie kłam. Zasada – mów prawdę – jest znacznie przyjemniejsza, taka jest cała nasza rodzina."
Po wystąpieniu w programie Moniki Olejnik wokół Jankowskiego znowu jest głośno. Ten 69-latek nazywany jest przez prawicowych internautów błaznem i alkoholikiem. Zarzuca się mu też, że sprzedał swoją legendę niezłomnego samouka, który instynktownie zawsze był po stronie dobra. Inny dawny opozycjonista, Krzysztof Wyszkowski, zarzucił Jankowskiemu alkoholizm i stwierdził... że to dzięki niemu Jankowski był odważny. Teraz po odwyku (nie wiadomo czy taki miał miejsce) dawny związkowiec ma być wredny i głupi.
Słowa Wyszkowskiego sympatyzującego od dawna z PiS szybko stały się szeroko komentowane przez prawicę. Podobnie jak te o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Wtedy, po wielu bataliach sądowych, Sąd Apelacyjny w Gdańsku zobowiązał Krzysztofa Wyszkowskiego do przeprosin Lecha Wałęsy i odwołania swojego dotychczasowego stanowiska oraz wpłacenia przez Wyszkowskiego 40 tys. zł na cele charytatywne.