Jeśli wierzyć doniesieniom mediów, już w 2017 roku pojawią się karty sim w postaci wbudowanych mikro-chipów, które zmieszczą się nawet w najmniejszej elektronice. I chociaż takie zmiany dyktuje sam – coraz bardziej leniwy i wygodny użytkownik – to wiele osób widzi w tym druga stronę medalu, jakby był to kolejny krok w drodze do inwigilacji użytkowników.
Jak to będzie wyglądać w praktyce? Zamiast wkładać kartę, będziemy ją pobierać zdalnie jako profil użytkownika. I chociaż do masowej produkcji chipy mają trafić dopiero w 2017 roku, wątpliwości pojawiają się już teraz – pisze Dziennik Gazeta Prawna. Czy takie rozwiązanie jest konieczne? I czy strach przed nadmierną ingerencją w nasze życie jest uzasadniony? Przecież w imię wygody zaprzedamy najbardziej prywatne dane.
Dla wygody
Jak już dziś pisaliśmy w naTemat karty SIM już wkrótce znikną na dobre z telefonów komórkowych. Plastikową kartę ma zastąpić wmontowany do urządzenia chip, który oprócz małych rozmiarów, pozwoli łączyć kilka urządzeń jednocześnie. Nad takim pomysłem pracują dwa największe giganty telefonów komórkowych: Samsung i Apple. Nowe karty, tak zwane e-SIM-y, będą wbudowane w urządzenie. Na stałe.
Producenci wskazują na potrzebę ułatwienia użytkownikom korzystania z ich sprzętu. W przypadku korzystania z większej liczby sprzętów, przekładanie karty wydaje się być czasochłonne. A po co bawić się w przekładanie kart lub zakładanie specjalnej przejściówki, skoro wystarczy przełączyć się pomiędzy sieciami? Oprócz wygody, nie ograniczamy się do karty jednego operatora, bo nasz numer jest konfigurowany w samym urządzeniu.
I jeśliby się doszukiwać w tej technologii ryzyka inwigilacji, to warto zobaczyć, że tak naprawdę oddajemy prywatność za obopólną zgodą w imię wygody w zupełnie innych okolicznościach. Tak więc tradycyjna, wyjmowana ręcznie karta sim jest tylko złudnym wrażeniem wyboru. Jeśli naprawdę obawiamy się śledzenia przez "wielkiego brata" to lepiej wyrzucić smartfon w ogóle.
- Tajemnicą poliszynela jest to, że jesteśmy, a z pewnością możemy być inwigilowani. Pokazał to Snowden. Jesteśmy już pod lupą. Jeśli amerykańskie firmy mają obowiązek udostępniania danych na każde żądanie NSA, to musimy liczyć się z tym, że możemy być inwigilowani. Jeśli tego nie chcemy to powinniśmy wyłączyć na naszych smartfonach transmisję danych - mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Pająk, z redakcji Chip. Z kartami pre-paid jest tak, że po zużyciu można je po prostu wyrzucić. Z e-simami będzie trudniej o tyle, że po zakupie wirtualnego sim-a trzeba będzie wyrzucić telefon.
Według eksperta nie powinniśmy mieć większych powodów do obaw o nasze bezpieczeństwo, ponieważ takie usługi realizują obecnie na przykład banki.
"Orwell"? On już tu jest
Patrząc na liczbę osób, które dzisiaj korzystają z elektronicznej komunikacji można mieć wątpliwości, czy "Orwell" już nie trwa w najlepsze. Liczba użytkowników Internetu przekroczyła 3 miliardy osób, a liczba aktywnych telefonów komórkowych sięga 7,5 miliarda. Ta statystyka pokazuje, że praktycznie każdy mieszkaniec globu jest wyposażony w nadajnik, za pomocą którego można go zlokalizować, odnaleźć, podsłuchać i nagrać.
Według Andrzeja Pająka głosy podnoszące problem inwigilacji są mocno spóźnione, gdyż patrząc tymi kategoriami, ta trwa w najlepsze od kilku lat. I to na własne życzenie użytkowników telefonów i internetu, którzy za cenę wygody oddali prywatność w ręce Facebooka, banków, i wszystkich instytucji posiadających o nas rozległą wiedzę. – My już jesteśmy tak oddani nowym technologiom, że w tym zapatrzeniu sami nie dbamy o bezpieczeństwo. Podyktowane jest to wygodą, szybkością życia. Zostawiamy cyfrowe ślady na własne życzenie. Jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć kim jesteśmy wystarczy, że prześledzi nasze zachowanie na Facebooku. Co publikujemy, co lubimy, co śledzimy czy oglądamy. Dla fachowca nie jest to rzeczą trudną – dodaje Pająk.
W Polsce obowiązuje rutynowa retencja danych telekomunikacyjnych. I to czy bazuje na plastikowej karcie czy wirtualnej nie ma znaczenia. Większym problemem jest to, że dane udostępniane są jak na razie bez kontroli sądu i prokuratora.
Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl
Reklama.
Adam
wypowiedź z forum
To totalna inwigilacja, zabieranie ostatnich resztek prywatności, ale aktualnie nie planuję morderstwa, oszustwa itp które wymagałoby wyrzucenia przeze mnie karty SIM. Również swojej dziewczyny nie sprawdzam pisząc/dzwoniąc z obcego numeru. Nie wierzę, że to piszę, ale te rozwiązanie podoba mi się, jeżeli na jednym telefonie będę mógł używać kilka numerów np. polskiej, zagranicznej i służbowej. Wolałbym jednak, aby był możliwy wybór pomiędzy wersją bez SIM a SIM.
Andrzej Pająk
Redakcja Chip
Nie bałbym się tutaj inwigilacji. Na tyle ile rozumiem koncepcję e-sima to będzie to zbliżone do tego co na dzisiaj realizują banki przez system płatności zbliżeniowych dokonywanych poprzez telefon. Do niedawna, żeby płacić telefonem zbliżeniowo, musieliśmy mieć kartę sim wydaną przez operatora, który współpracował z bankami. Od pewnego momentu pojawiła się inna możliwość: to nie karta sim zawiera „bezpieczny element” odpowiedzialny za bezpieczeństwo transakcji, ale jest on umieszczony w chmurze, a terminal i nasze dane są tylko elementem służącym autoryzacji. Wystarczy, żeby tylko mój bank oferował płatności w tym systemie i automatycznie mój smartfon może stać się moją kartą płatniczą. To rozwiązanie jest bezpieczne i bezpieczne są nasze pieniądze. Dlaczego, więc działający podobnie e-SIM, maiłby być mniej bezpieczny.