
Politycy Prawa i Sprawiedliwości musieli przeżyć we wtorek spory szok. Przyzwyczajeni do tego, że wielu polskich dziennikarzy władza może skutecznie wystraszyć, spróbowali wywrzeć naciski także na publicystów opisujących ostatnie wydarzenia w Polsce za oceanem. Tymczasem Amerykanie przypomnieli partii rządzącej w Polsce na czym polega funkcjonowanie mediów.
REKLAMA
"Dopóki wolność prasy jest gwarantowana przez rząd Stanów Zjednoczonych, nie musimy akceptować wymagań rządów" - tak odpowiedź Jacksona Diehla, czyli jednego z amerykańskich dziennikarzy, którzy znaleźli się na celowniku Prawa i Sprawiedliwości cytuje portal PolsatNews.pl.
Przypomnijmy, że ekipę Jarosława Kaczyńskiego poirytował on felietonem, w którym napisał, że w Polsce "szefem służb specjalnych został człowiek oskarżony o nadużycie władzy przy ściganiu przeciwników politycznych, wymieniono pięciu członków Trybunału Konstytucyjnego, a mianowany ministrem obrony narodowej został jawny antysemita".
Dlatego też kierowane przez Witolda Waszczykowskiego Ministerstwo Spraw Zagranicznych skierowało do mediów z USA oświadczenie, w którym stwierdza, iż rząd w Warszawie przyjmuje te słowa "ze zdziwieniem i zaskoczeniem". Skargi te były skierowane także do Fareeda Zakarii z CNN, który w podobny sposób przedstawił sytuację w Polsce amerykańskim telewidzom.
Do poskarżenia się na nich politycy PiS użyli podobnych argumentów, które padają pod adresem polskich dziennikarzy. Zarzucono im "jednostronność" i "nieprawdziwy przekaz".
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
