Witold Zbijewski nie czekał z założonymi rękami aż dostanie emeryturę. I choć mawia o sobie, że jest "okołoczterdziestolatkiem", to szczyci się mianem najmłodszego emeryta w Polsce. W przeciwieństwie od większości emerytów nie jest na państwowym garnuszku. Cztery lata temu rzucił pracę w korporacji, przeprowadził się do kampera i przez znakomitą część roku nie pracuje. – Zamiast PKB, wolę produkować endorfiny, uczyć innych nicnierobienia i pielęgnować "fun factor"– mówi.
Specjalista od wywracania życia do góry nogami
Witolda i jego kampera najczęściej można spotkać w Warszawie. Tutaj żyje, chociaż jak tylko pojawia się możliwość podróży niskim kosztem - wsiada za kółko i rusza w Polskę, w świat. Zanim przeprowadził się do domku na kółkach był jednym z zapędzonych warszawiaków.
Pracował jako kontroler finansowy i zajmował się prognozami finansowymi, a w grę nierzadko wchodziły grube miliony. Problem w tym, że w tym wszystkim zapomniał w pewnym momencie o własnym portfelu, czasie i zdrowiu- zamiast budować wymarzony dom na działce przy udziale naturalnych technologii, wywrócił swoje życie do góry nogami. – Koszt planowanej inwestycji mnie przerósł, postanowiłem działać inaczej – opowiada Zbijewski.
Na szczęście szybko znalazł rozwiązanie - idąc ulicą zobaczył kampery. – Wtedy pomyślałem, że to może być to, kamper to przecież taki dom – wspomina. Niebawem stał się posiadaczem domu na kółkach, który z powodzeniem zastępuje mu ten tradycyjny już od czterech lat. Wkrótce po zakupie pierwszego w życiu kampera okazało się, że nie tylko warunki lokalowe wymagały zmiany.
– Zdałem sobie sprawę z tego, że nie dość, że nie potrzebuję mieszkania czy domu, to praca, którą wykonuje też nie do końca mnie zadowalała. To był też moment, kiedy rozstałem się z partnerką, z którą mam dwójkę dzieci - mogłem więc bez przeszkód rozstać się z pracą, dawnym stylem życia i wrócić do kawalerowania i eksperymentowania – opowiada.
Najmłodszy emeryt w Polsce
Od tej pory eksperymentowanie weszło mu w krew, a życie w kamperze stało się po prostu jego życiową filozofią. Witold Zbijewski mawia też o sobie, że jest najmłodszym emerytem w Polsce. Nie pracuje, nie wie nawet, że rząd ma zamiar obniżyć wiek emerytalny, ani że emerytury w związku z powrotem do poprzedniego wieku emerytalnego, będą jeszcze niższe niż zakładano.
– Ja się tym zupełnie nie przejmuję. Od państwa pobieram 0 zł. Sam sobie zagwarantowałem emeryturę. Dzisiaj młodzi ludzie ciężko pracują, ale przecież nikt im nie zagwarantuje tego, że dostaną emeryturę. Od jakiegoś czasu przekonuję, że jeśli nie będziesz pracował i ograniczysz koszt życia, możesz być emerytem już teraz – tłumaczy.
Sam znalazł receptę na to, jak żyć z dala od stresującej pracy i z dala od widma pobierania świadczeń od państwa. Zbijewski dorabia sobie przez ok. 2 miesiące w roku. Jego celem jest wówczas zarobienie 4 tys. zł - wtedy ma pewność, że zdoła się utrzymać. –Po zarobieniu 4 tys. pyta się, po co ma zarabiać więcej? Na co mam wydawać pieniądze? Jeśli taka kwota starcza na życie, to nie widzę powodu, dla którego miałbym pracować dłużej. Szkoda czasu i życia! – zauważa Zbijewski. Przez dwa miesiące w roku zarabia wykonując pracę, której niejeden mógłby mu pozazdrościć. Zazwyczaj organizuje tematyczne rejsy żeglarskie na jachcie przejmuje dowodzenie i trzyma pieczę nad tym, żeby żegluga odbywała się zgodnie z planem, w atmosferze relaksu.
– Żeglarstwo to jedno. Mam mnóstwo wolnego czasu i nie muszę się z niczym spieszyć. Jeśli uznam, że coś mnie interesuje, mam czas, żeby to na spokojnie zgłębić. W ten sposób poszerzam nie tylko swoje horyzonty, ale nabywam też nowe umiejętności, które mogą mi się przydać przy zarabianiu – mówi.
Witold Zbijewski nie ma zresztą dużych potrzeb. Nauczył się żyć bez zbędnych luksusów: nosi używane rzeczy i nie goni za modą, wydaje niewiele na zdrowe jedzenie, a życie w kamperze nie generuje dodatkowych kosztów. – Potrafię przeżyć za 10 zł dziennie. Byłem już w takiej sytuacji i powiem, że to było bardzo cenne doświadczenie. Przez mniej więcej rok, kiedy miałem do rozdysponowania jedynie 10 zł dziennie, czułem prawdziwą lekkość. Do tej pory potrafiłbym się za tyle utrzymać - takie warunki uświadomiły mi, że dopiero doświadczając tego można zacząć sensownie zarabiać i wydawać pieniądze. Dla mnie ważniejsze niż pieniądze są: czas, wolność, zdrowie i radość – twierdzi.
Kamper w mieście
Życie w kamperze w mieście pozwoliło mu zminimalizować koszt utrzymania, pozbyć się zbędnych rzeczy i zostawić za sobą to wszystko, z czym przeciętny człowiek musi mierzyć się na co dzień. – Od kiedy przeprowadziłem się do kampera i rzuciłem pracę, jestem wyluzowany, beztroski i uśmiechnięty. Poznaję mnóstwo fantastycznych, inspirujących ludzi i sam też inspiruję – przyznaje Zbijewski, który swoimi doświadczeniami dzieli się z internautami na swoim blogu.
Jak przekonuje, zakup kampera i używanie go w mieście, to alternatywa dla drogich mieszkań, kredytów hipotecznych spłacanych do grobowej deski i rodzaj rozwiązania i dopasowania się do tego, jak urządzony jest świat. – Lubię trochę namieszać ludziom w głowach i staram się pokazywać, szczególnie temu młodszemu pokoleniu, że nie zawsze muszą sobie wiązać taką pętlę w postaci spłaty kredytu czy comiesięcznych przelewów za wynajem. Kamper można kupić już za 10 tys. zł. W tej cenie ma się swój dom na kółkach i wolność. To też odpowiedź na dzisiejsze problemy młodych z własnym M i pracą – zachwala Zbijewski.
Życie w kamperze w mieście ma też szereg innych zalet. – Można podładować sobie komputer, telefon, skorzystać z miejskich toalet, basenów czy bezpłatnego internetu. Taki rodzaj życia umożliwia mi też poznawanie nowych osób, których inspiruję do nicnierobienia , którego tak się dzisiaj wszyscy obawiają - wymienia właściciel kampera.
Czasem jest po górkę
Nie zawsze jest jednak różowo - problem pojawia się np. wówczas, kiedy trzeba wyruszyć w dalszą podróż kamperem. – Najbardziej w tym wszystkim doskwierają mi ceny paliw. Jest tak drogie, że bycie mobilnym się nie opłaca. Dlatego podróżuje o wiele mniej, niż bym chciał – mówi Zbijewski. Choć i na to znalazł sposób - zamiast w pojedynkę, w podróż zabiera często pasażerów, którzy nie dość, że zapewniają miłe towarzystwo, to jeszcze zrzucają się z nim na drogie paliwo.
Życie w kamperze zimą potrafi dać w kość, ale pan Witold myśli już nad rozwiązaniem i tego problemu. – Do tej pory zimą często pomieszkiwałem w mieszkaniu, ale uznałem, że optymalnym rozwiązaniem jest podróż na południe, np. do Hiszpanii, innymi słowy tam, gdzie zimą jest po prostu ciepło. Mam taki zamiar, żeby przez cały czas mieć w życiu lato – mówi.