Wokół obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej Westerplatte narosło wiele mitów. Niemal każdy w podstawówce uczył się "Pieśni o żołnierzach z Westerplatte" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, więc wie, że "Prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte".
Wolne Miasto Gdańsk było niesamodzielnym podmiotem prawno-międzynarodowym. Powstało w wyniku konferencji pokojowej po I wojnie światowej, odbywającej się w Wersalu. Nie miało własnej armii i służb dyplomatycznych, wiele bowiem kwestii zostało scedowanych na Polskę. Gdańskim Niemcom, którzy stanowili większość takie rozwiązanie nie było w smak. Od samego początku dążyli do włączenia miasta do Niemiec.
Gdy do władzy doszedł Adolf Hitler pewnym się stało, że prędzej czy później nastąpi konflikt o Gdańsk. Konflikt, do którego obie strony przygotowywały się bardzo dokładnie. Wzmacniano załogę Westerplatte, tworzono transzeje (rowy strzeleckie), kładziono zasieki i sprowadzano specjalistyczny sprzęt. Jak jednak Niemcy przygotowywali się do rozpoczęcia walk o półwysep, który stał się symbolem wojny w której zginęło ponad 70 mln ludzi? Hitler i jego generałowie byli mistrzami taktyki wojny hybrydowej, dzisiaj znanej z wschodniej Ukrainy.
Niecelny Schleswig
W polskim micie o Westerplatte na placówkę napadł niemiecki pancernik szkolny SMS Schleswig-Holstein. To jednak spore uproszczenie. W kwietnia 1939 roku w ramach operacji "Fall Weiss" (plan ataku na Polskę) zadecydowano, że lepiej w światowych mediach będzie wyglądać jeśli gdańszczanie "sami" złamią postanowienia traktatu wersalskiego.
Od początku przewidywano, że w dniach 25 do 28 sierpnia 1939 roku pod pretekstem upamiętnienia ćwierćwiecza śmierci niemieckich marynarzy z krążownika "Magdeburg" przypłynie do Gdańska statek Kriegsmarine.
Okręt miał oficjalnie przypłynąć po to, by złożyć kwiaty na cmentarzu wojskowym w Gdańsku, tam bowiem pochowano zabitych przez Rosjan w I wojnie światowej marynarzy. Dopiero później zadecydowano, że statek nie będzie tylko zabezpieczeniem działań wojskowych, lecz weźmie bezpośredni udział w działaniach. Tak naprawdę jednak stał za blisko Westerplatte i jego największe działa przestrzeliwały nad składnicą.
Jak w Donbasie
NSDAP w Gdańsku zaczęło się liczyć dopiero w 1930 roku. Od samego początku partia była znana z wystąpień antyżydowskich i antypolskich. Finansowana była olbrzymimi sumami pieniędzy. W początku 1939 roku przystąpiono do operacji, którą można porównać m.in. z zajmowaniem przez Rosjan Krymu czy Donbasu. Wojna hybrydowa pojawiła się więc znacznie wcześniej niż chcieliby niektórzy komentujący wydarzenia na Ukrainie. Jak to przebiegało w 1939 roku?
Od wiosny nasilono propagandę antypolską opisując często przypadki zmyślone. Z początku powołanie organizacji paramilitarnych starano się skrzętnie ukryć. Na początku czerwca 1939 roku stworzono Landspolizei, która faktycznie była organizacją paramilitarną. Dowództwo objął gen. major Friedrich Eberhardt, skierowany oczywiście z Berlina. W tym samym miesiącu podczas festynu sportowego przypłynęło statkiem do Gdańska kilkuset bojowników SS-Heimwehr z Niemiec. Na pokładach znajdowała się też broń, która w nocy była rozładowywana.
W kolejnych miesiącach powiększono straż graniczną. Powstał też oddział morskiej straży z dawnej partyjnej organizacji SA. Również jednostki policji przeszły szkolenia z zakresu samoobrony. Ludność cywilna uczestniczyła w szkoleniach przeciwlotniczych, sanitarnych i obrony cywilnej. Budziło to oczywisty sprzeciw strony polskiej, ale jej krzyki rozpaczy Niemcy komentowali histeryzowaniem, lub koniecznością do bronienia Gdańska. Podobnie jak rosyjskie służby prasowe i tutaj niemiecka Agencja Wolffa puszczała w obieg zmanipulowane sygnały, tworzące szum medialny.
By wyposażyć przeszkolone służby mundurowe w wojskowy sprzęt Niemcy uciekali się do niezbyt wysublimowanych forteli. W płynących z Hamburga do Królewca statkach zgłaszano awarię na wysokości Zatoki Gdańskiej. Chcąc, nie chcąc musiały one zawinąć do gdańskich stoczni na naprawy. W samych stoczniach nocą zaś wynoszono amunicję i sprzęt wojskowy.
Walki na całej granicy
W ten sposób Niemcy zgromadzili pod bronią ponad 10 tys. osób gotowych do zbrojnego wyparcia Polaków z Gdańska. Ta liczba nie obejmuje jednostek partyjnych jak SS czy oddziałów Samoobrony (Selbschutz) czy batalionów pracy (Arbeitsdienst). One również posiadały jednolite umundurowanie oraz odbyte szkolenia wojskowe.
Ponieważ jednak na wskutek oporu i szykowania się do walki przez Polskę niemożliwy stał się "bunt gdańszczan" bez konsekwencji plan częściowo zarzucono. O Gdańsk walczyły gdańskie oddziały, wraz z marynarzami z Schleswiga-Holsteina. W świat poszły obrazki dzielnych policjantów granicznych i gdańszczan wiwatujących na cześć Adolfa Hitlera wykonane przez przysłanych specjalnie fotografów. Podobnie jak 18 września, kiedy to rozentuzjazmowany tłum witał swojego wodza.
Odziały szkolone do wojny hybrydowej okazały się doskonale przygotowane do swojego zadania. Wiele z nich przenoszono później na różne fronty II wojny światowej, co było potwierdzeniem, że mając propagandę i środki na dostarczenie sprzętu wojskowego można stworzyć armię, która później będzie w stanie skutecznie uzupełniać regularne wojsko. Ponad 70 lat później wojna hybrydowa powróciła do Europy za sprawą Władimira Putina.