Gorzki list lekarza SOR. Nie wolno nas ranić bez konsekwencji, musimy przestać płaszczyć się przed każdym socjopatą
Lekarz SOR
15 grudnia 2015, 08:06·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 grudnia 2015, 08:06
W trosce o swoje zdrowie psychiczne psuję system ratownictwa medycznego i jako lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego przyjmuję wszystkich pacjentów, którzy się zgłoszą. W sumie wykonuję pracę lekarza rodzinnego. Jestem zakładnikiem etyki lekarskiej i nie mogę po prostu wyrzucić awanturującego się chama, który domaga się pomocy w SOR, mimo że powinien zgłosić się do poradni – pisze nasz czytelnik – lekarz, specjalista medycyny ratunkowej pracujący od wielu lat w szpitalnym oddziale ratunkowym.
Reklama.
Paradoks polega na tym, że pacjent może domagać się niezasadnego świadczenia zasłaniając się niewiedzą, szantażując moralnie lekarza, który nie może, nawet ewidentnego, nadużycia zbyć odesłaniem do np. lekarza rodzinnego. SOR musi założyć dokumentację i wykonać wiele czynności, absorbujących personel średni i wyższy tylko po to, żeby przekonać się o tym, co było wiadomo od początku: szpital nie jest miejscem dla błahostek.
Ty konowale…
Na czym polega szantaż stosowany przez pacjenta? Pacjent mówi: ”A jak padnę przed szpitalem?" lub ”A przysięga Hipokratesa?”, albo zauważa "Płacę składki!”, bywa też, że słyszę: „Ty konowale, jak ci się nie podoba...".
Każda scysja tego rodzaju pozostawia we mnie ślad. Dla zdrowia psychicznego psuję więc ten system ratownictwa, przyjmując każdego i wykonując pracę lekarza rodzinnego. I tak, zbadanie pacjenta, to większa część pracy, którą muszę wykonać, więc końcowe zalecenie lekarskie jest tylko drobnostką.
Kto zgłasza się do SOR? W 3/4 przypadków ten, który tego nie potrzebuje. Na przykład facet, który zrobił mi dziką awanturę za uwagi na temat powinności leczenia w poradni, do której miał skierowanie. On wymagał tylko zmiany opatrunku, ale od tego jest poradnia. Żeby to jednak stwierdzić, musiałem mu ten opatrunek zdjąć. Czyli zrobiłem to, czego on chciał, na dodatek przy akompaniamencie awantury, którą mi robił.
Nie jestem aniołem, mam emocje i je wyrażam. Chętnie daję z siebie więcej niż trzeba, ale reaguję obronnie, gdy ktoś mi coś wydziera. Nie zamierzam udawać, że całe zło tego systemu to moja wina.
Po takiej kłótni, w której mam rację, czuję się zwycięzcą i nie boję się konsekwencji. Nie mam też zamiaru nikogo przepraszać. Uważam, że nie wolno nas ranić bez konsekwencji i że musimy przestać płaszczyć się przed każdym socjopatą… Szczerze mówiąc, w nosie mam groźby złożenia skargi czy zwolnienia, bo lekarzy jest za mało i miejsca pracy na nich czekają.
Musimy znać się na wszystkim
Praca w SOR jest wypalająca. Założę się, że nigdzie w służbie zdrowia nie pracuje się ciężej. Komfort pracy niewielki, a obciążenie duże przez stres i wysokie wymagania. Z rzadka mamy pacjentów, których znamy, zwykle są to ludzie jeszcze niediagnozowani. Oczekuje się od nas, że będziemy znali się na wszystkim i będziemy błyskawicznie podejmować decyzje. Na dodatek nam pacjenci rzadziej dziękują, niż nas obrażają.
Dziś, kiedy to piszę, mam dyżur 24 godziny, w niedzielę. Kto przyszedł? 23- latka z kaszlem od tygodnia, bez gorączki. Pani z kaszlem od 2 dni. Pani w celu upewnienia się, że nic jej nie jest. Odsetek pacjentów spełniających warunki ustawy o ratownictwie - przypuszczalnie poniżej 20%.
Co z odsyłaniem do innych szpitali? Nie wiem, co to są te ostre dyżury, o których ostatnio mówił Rzecznik Praw Pacjenta, u nas nie występują. Z całego serca jestem jednak za tym, żeby takie szpitale nie pełniły funkcji ambulatorium. Ale pacjent zrozumie z wyjaśnienia RPP, że może przyjść wszędzie, gdzie mu się podoba. Na dodatek ze wszystkim, nawet pękniętym od miesiąca paznokciem (miałem taki przypadek) albo odciskiem na nodze (też autentyk).
Jest jeszcze sprawa pacjentów pediatrycznych. W dużych miastach są osobne szpitale pediatryczne. Trudno, żeby taki szpital przyjmował dorosłych, tak samo jak trudno, żeby dzieci były leczone przez lekarzy, którzy nie mają z nimi na co dzień do czynienia. Akurat to jest chyba jasne.
Przestaje nam się chcieć
Mogę sypać przykładami o uczynieniu z SOR miejsca, w którym załatwia się wszystkie sprawy: od wykonywania badań dla lekarza rodzinnego, konsultacji ze specjalistą, do którego trzeba by czekać w poradni, do przedłużenia recepty. O bezradności medycyny rodzinnej, nieuctwie wielu tam zatrudnionych czy ich cwaniactwie. I o stopniowym zastraszaniu pracowników przez pacjentów, przez co stajemy się kukiełkami do przystawiania pieczątek.
Przestaje nam się chcieć. Stajemy się posługaczami i tracimy lub nie nabywamy, umiejętności leczenia stanów naprawdę nagłych, bo nie mamy czasu na naukę i doskonalenie.
SOR to miejsce, gdzie leczenie jest najdroższe. Niestety to właśnie tam, zamiast pacjentów w stanie zagrożenia życia, ratuje się niewydolny system opieki zdrowotnej.
Od redakcji: Szpitalny Oddział Ratunkowy to miejsce gdzie należy szukać pomocy w stanach zagrożenia życia lub zdrowia. Nie jest to miejsce gdzie zgłaszamy się z gorączką, przeziębieniem, czy wysypką. Z takimi i podobnymi zachorowaniami należy zgłaszać się do lekarza rodzinnego, a po godzinie 18.00, w niedzielę lub święta do przychodni, która prowadzi nocną i świąteczną pomoc lekarską. Nie obowiązuje tam rejonizacja, a wykaz tych placówek znajdziemy na stronie naszego oddziału NFZ.