W niemieckich mediach był już okrzyknięty ”Kartoflem”. Porównywano go do Hitlera, teraz gazety donoszą, że poluje na demony. Nie ma żadnych skrupułów, jest człowiekiem z żelaza i ma wpływy, jak nigdy wcześniej. Jak człowiek czyta takie doniesienia z Niemiec, ma wrażenie, że za Odrą liczy się tylko on. Że tam szczególnie śledzą każdy jego krok – bardziej niż prezydenta i premier Polski, a nawet obojga razem wziętych. Że boją się tego Kaczyńskiego potwornie i kompletnie są na nim zafiksowani. A teraz jeszcze prezes PiS znów zaczyna grzmieć, że Niemcy trzeba rozliczyć, bo krzywdy Polski są ogromne.
– Nie ma co ukrywać. Panika jest duża – słyszę od Niemki, która pracuje w Polsce. – Jest strach przed tym, co może się stać. Jakie będą stosunki z Polską. Strach, żeby Polska nie stała się drugimi Węgrami i nie sprawiała takich kłopotów, jak oni – wymienia. Same ogólniki. Można powiedzieć banały. Ale za to wie na 100 procent, że Kaczyński Niemiec nie lubi. – Zrobił sobie taką reklamę 10 lat temu, dlatego wiemy, że dobrze w naszych relacjach nie będzie. W gazetach codziennie są artykuły o Polsce – mówi. Portal braci Karnowskich też zaczął pisać o histerii - o histerycznym alarmie niemieckich mediów na wieści z Polski. Które straszą Jarosławem Kaczyńskim.
Naprawdę się go boją? Spójrzmy. W ”Handelsblatt” Kaczyński jest wiecznym pieniaczem i nadpremierem. W ”Sueddeutsche Zeitung” człowiekiem, któremu nikt się nie przeciwstawi. W ”Die Welt” – twórcą politycznych wytworów i marionetek, które spełniają jego wszystkie rozkazy. W najnoszym "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - myśliwym, który poluje na demony. W dodatku na takie, których "istnienia nie udowodniono". Strach się bać. Co myśli przeciętny Niemiec, gdy to czyta? Albo gdy słyszy Jarosława Kaczyńskiego, który – tak, jak w niedawnym wywiadzie dla TV Republika – znów zaczął wysuwać żale pod adresem Niemiec?
- Faktem jest, że ani premier, ani prezydent na razie nie atakują Niemiec. Nie dotyczy to tylko Jarosława Kaczyńskiego - mówi naTemat korespondent niemieckiego radia.
My to wszystko wiemy. Dlaczego się bać?
Dziennikarz, śmieje mi się jednak w twarz. – Panika? Jaka panika? Strach? Kim jest pan Kaczyński, że Niemcy mają się go bać? Patrzą i się dziwią, co się w Polsce dzieje, ale dlaczego mieliby się bać? My to wszystko wiemy. To, co on mówi nie jest zaskakujące, bo już to słyszeliśmy – mówi Henryk Jarczyk z Westdeutscher Rundfunk. Ale fakt, przyznaje, że jest pewien dylemat. – Z jednej strony nie objął żadnego stanowiska w państwie, tylko przewodniczy największej sile politycznej w Sejmie. Ale to ”tylko” jest ważne, bo to, co on zapowiada, jest potem realizowane przez urzędy państwowe, z prezydentem włącznie. A to pokazuje, że nasze relacje nie będą lepsze – mówi dyplomatycznie.
Patrzyli na Niemcy z góry
10 lat temu bracia Kaczyńscy nieźle Niemcom napsuli nerwów. Ich wypowiedzi, czy zachowania były postrzegane jako aroganckie, żeby nie powiedzieć, że z perspektywy Berlina obaj patrzyli na Niemcy z góry. Ciągle wytykając niesprawiedliwe relacje. Mówiąc o rozliczeniach, do których Niemcy nie wykazują żadnej chęci. O polskich dzieciach, które w Niemczech nie mogą się uczyć polskiego, o różnych prawach mniejszości w obu krajach, o Erice Steinbach ze Związku Wypędzonych, która w Polsce powinna być persona non grata, o UE, która funkcjonuje pod dyktat niemieckiego rządu. Niemcy jako największy wróg, co w Polsce wielu się podobało, ale w Berlinie nie.
Niemieckie media nie zostawiały wtedy na nich suchej nitki. Do historii przeszedł już słynny artykuł z 2006 roku, który pojawił się na łamach ”Tageszeitung” pod znamiennym tytułem ”Nowe polskie kartofle. Dranie chcący opanować świat”. Przypomnijmy, jak wtedy pisano o Lechu Kaczyńskim. Choć słowa te równie dobrze można było odnieść do Jarosława.
Wiedziano wprawdzie, ze Kaczyński uznawał za szczególny powód do chwały, że przez dziesięciolecia nie podał żadnemu niemieckiemu politykowi nawet małego palca. Wystarczająco często trąbił też o tym, że w całych Niemczech widział tylko spluwaczkę w męskiej toalecie lotniska we Frankfurcie. Wiadomo, że urodzony w 1949 roku Kaczyński należy do generacji, która nawet przed przyjściem na świat miała na pieńku z Niemcami.Czytaj więcej
Idiotyzmy, osobliwe tezy Kaczyńskiego
Gdy w 2007 roku wybory w Polsce wygrała PO, Berlin odetchnął z ulgą. Ale nie na długo, bo wkrótce Jarosław Kaczyński wydał książkę pt. ”Polska naszych marzeń”, w której sporo miejsca poświęcił kanclerz Angeli Merkel. I znowu się zaczęło. ”Idiotyzmy, osobliwości” – to tylko niektóre komentarze wywołane jego tezami. Agencja AFP napisała wtedy coś, co zaraz podchwyciły wszystkie niemieckie media.
Przywódca polskiej opozycji Jarosław Kaczyński zarzucił Angeli Merkel, że chce podporządkować Polskę. Ostrzegł też, że Niemcy dążą do przyłączenia niegdyś niemieckiej zachodniej części Polski.Czytaj więcej
W naTemat też pisaliśmy o tym, jak mówił o germanizacji polskiej mniejszości. Zapowiadał: "Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, to będzie stosowana zasada następująca: tyle praw Niemców w Polsce co Polaków w Niemczech. Asymetria będzie zniesiona".
Zobaczymy, co będzie. Na razie jest troska
Teraz znów się zaczęło. Jeszcze powoli, jeszcze nie tak mocno, ale to pewnie kwestia czasu. – W czasie kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński milczał, nic nie mówił o relacjach z Niemcami. Aż do ostatniego wywiadu w TV Republika. Zobaczymy, jak będzie. My, jako dziennikarze – cały przekrój od lewej strony do prawej – patrzymy z troską na to, co dzieje się w Polsce. I zastanawiamy się, jak to się stało, że społeczeństwo tak zaczyna się dzielić – mówi Henryk Jarczyk .
Jest kwestia rozliczenia naszych wzajemnych stosunków, tego wszystkiego, co Niemcy są nam winni. A są nam winni bardzo, bardzo dużo w każdym wymiarze począwszy od moralnego a skończywszy na ekonomicznym. Ten rachunek krzywd po polskiej stronie jest ogromny. Powtarzam, już od 70 lat, które minęły od końca wojny, te sprawy tak naprawdę nigdy nie zostały załatwione.
Jarosław Kaczyński, 2006 rok
Unia Europejska nie może być zdominowana przez jedno państwo. Między naszymi krajami powinny obowiązywać stosunki partnerskie, a Niemcy działają niestety trochę na zasadzie: kto silniejszy, ten lepszy. Moje rozmowy z politykami niemieckimi są może sympatyczne, ale nie zauważyłem wśród nich żadnej gotowości do choćby najmniejszych ustępstw.Czytaj więcej