W politycznym światku coraz częściej krążą informacje o możliwej secesji dużej części posłów Platformy i przyłączenia się ich do .Nowoczesnej. Za kulisami mają toczyć się tajne rozmowy na ten temat. Partia Schetyny i Siemoniaka mocno obrywa przez tego typu plotki i jeszcze bardziej dołuje w sondażach. Petru natomiast może wygodnie wyczekiwać i obserwować jak reagują na tego typu pomysły jego wyborcy. Czy informacje o "platformersach" ratujących się z tonącego statku są jednak prawdziwe?
Budka na czele?
Plotka głosi, że do secesji prze Borys Budka, który niedawno zrezygnował z kandydowania na przewodniczącego PO. Pisze o tym dziennik "ABC". Prawdopodobieństwo takiego ruchu w dużej mierze ma zależeć od tego, kto wygra wewnętrzne wybory – Grzegorz Schetyna czy Tomasz Siemoniak. To pierwszy z nich ma się przede wszystkim nie podobać posłom, którzy rozważają oderwanie się.
O możliwym rozpadzie PO i masowej rejteradzie jego posłów, którzy mieliby zasilić PiS mówiło się już jednak od dłuższego czasu. Fatalne dla dawnego hegemona naszej sceny politycznej sondaże wydają się jedną z podstawowych tego przyczyn. A przede wszystkim partia ma ogromny problem z liderem.
Jak zauważa dr Jacek Kloczkowski wiceprezes Ośrodka Myśli Politycznej ani Schetyna, ani Siemoniak nie są postrzegani jako postacie charyzmatyczne, mogące znów wynieść partię na szczyt. "Schetyna do tego ma reputację politycznego killera", który już "pomógł odejść" ze swej formacji niejednemu działaczowi. Jak zauważa ekspert w PO brakuje też po prostu zwykłej wiary, że uda im się przywrócić wiarygodność i po raz kolejny zdobyć serca ludzi. I nie jest to już kwestia samego lidera, tylko problem całej formacji.
Ktoś na tym zyska?
Wydawałoby się, że szczęśliwy z kłopotów ludzi, którzy jeszcze niedawno rządzili Polską powinien być Ryszard Petru. Zbiegowie z Platformy mogliby znacznie powiększyć jego klub. Perspektywa poszerzenia szeregów musi być dla niego bardzo kusząca. Ale to też nie jest takie proste jak się wydaje. Petru pewnie by chętnie zasilił nimi swe szeregi, ale przypuszczalnie boi się, że straci w oczach wyborców wiarygodność. Przecież jego ludzie to w dużej mierze rozczarowani wyborcy Kopacz.
W całej tej rozgrywce ważny jest jeszcze jeden gracz – PiS. Kloczkowski zauważa, że .Nowoczesna może się ustawić w roli podobnej do tej, jaką wobec partii Kaczyńskiego grała PO (czyli antyPiS-u). Wtedy jej wyborcom łatwiej byłoby wybaczyć ewentualne wchłanianie "spadochroniarzy".
Z kolei dla obecnie rządzących, jak twierdzi Kloczkowski, .Nowoczesna wydaje się wygodniejszym przeciwnikiem. Nie do końca bowiem może wchodzić w te same buty co PO, które oprócz centrum miało przecież silne prawe skrzydło. Dla Kaczyńskiego dobicie dawnego głównego oponenta byłoby więc raczej korzystne.
Tak obecnie przedstawia się cała sytuacja. Jest najeżona ryzykownymi wyborami, zwłaszcza dla Petru (jeśli oczywiście pogłoski o negocjacjach pomiędzy .Nowoczesną a domniemanymi secesjonistami z Budką na czele są prawdziwe). Przepytaliśmy członków obydwu partii, aby się lepiej rozeznać czy coś rzeczywiście jest na rzeczy. Wiadomo było, że raczej wszyscy zaprzeczą. W końcu to "tajne rozmowy", jeśli w ogóle były/są prowadzone. Kwestia jednak co dokładnie powiedzą, nie mogli przecież rzucić czegoś w stylu "nie! nigdy!", jeśli w całej informacji o secesji jest chociaż "ziarenko prawdy".
Sprawdzamy u źródeł
Na pierwszy ogień poszedł Tomasz Lenz. Nie był zbyt rozmowny po usłyszeniu pytania i bardzo szybko chciał sprawę zakończyć. Rzucił krótko: "pogłoski są nieprawdziwe, dzisiaj zajmujemy się tym co robi PiS". Nie chciał poruszać szerzej tematu i urwał rozmowę.
Elżbieta Radziszewska też nie była chętna poruszaniu tematu. Gdy wspomniałem, że informację o secesji jaskrawo wysunął tygodnik ABC skwitowała to "niech wróci z księżyca". "czy tego rodzaju pogłoski są celowo wypuszczane by nam zaszkodzić?" – "proszę spytać o to braci Karnowskich", odpowiedziała. Musiała jednak inaczej zareagować, gdy wspomniałem, że w listopadzie o możliwym połączeniu w przyszłości .Nowoczesnej i PO mówił otwarcie i z sympatią Tomasz Siemoniak. Usłyszałem, że "każdy mówi co chce", po czym posłanka szybko się pożegnała.
Rozmowniejszy był jedynie Waldy Dzikowski. Stwierdził, że najpierw obydwie formacje muszą się lepiej poznać. "Mamy dużo wspólnego". Zauważył też, że partia Petru przejęła ich program z wcześniejszego okresu. Jakkolwiek informacje o połączeniu podane przez "ABC" określił jako "science-fiction", to gdy już zapytałem bardziej ogólnie o taką perspektywę w przyszłości stwierdził, że "polityka jest zawsze dynamiczna".
Dzikowski jednak jednocześnie zauważył, że obecnie to przecież Platforma jest największą opozycyjną partią w Sejmie, "to jest potencjał i na tym trzeba bazować". Chłodno patrzy na sondażowe słupki, zauważa, że "katastrofa się nie stała". Zapytany o to czy wybory przewodniczącego dopiero w styczniu nie były błędem – wszak brak przywódcy paraliżuje formację – odpowiedział, że jemu taki termin wydawał i wydaje się rozsądny. Jakkolwiek zauważa, że obecnie w partii wygrywa myśl, że trzeba to było zrobić jak najszybciej.
Co na to ludzie Petru?
Ze strony .Nowoczesnej, jak można się domyślać, cała sprawa przedstawia się już nieco inaczej. Od posłanki Elżbiety Stępień usłyszałem, że jej formacja musi się zająć najpierw sama sobą, gdyż w parlamencie są przecież dopiero od miesiąca. Też niechętnie odniosła się do całej sprawy. Jakkolwiek nie usłyszałem już krótkiego "nie, to nieprawda", tylko "nie będę zajmowała stanowiska, (...) nie będę dementowała, ani potwierdzała".
Z kolei Katarzyna Lubnauer stwierdziła jednak wyraźnie, że rozmowy nie są prowadzone. Z Platformą co prawda jest im w pewnych sprawach po drodze, zwłaszcza w kwestii obrony demokracji. Informację rzuconą przez "ABC" nazwała "rozgrywaniem wewnętrznych waśni w PO". Gdy jednak zapytałem czy transfery konkretnych posłów z tej partii do nich są w najbliższym czasie możliwe powiedziała, że tak. Jak to określiła: "będziemy się dostosowywać do sytuacji".
Jerzy Meysztowicz na wstępie przywitał mnie krótkim "dementuję". "Możemy maszerować razem w ramach demonstracji KOD, ale nie łączyć się. (...) PO jest odpowiedzialna za dojście PiS-u do władzy. (...) Nasi wyborcy byli zmęczeni PO". Jego zdaniem PO powinna w tej chwili zająć się sobą i próbować odbudować wiarygodność. Nie wykluczył jednak, że ich szeregi zasilą w najbliższym czasie politycy tej formacji.
Konkluzja
Co z tego wszystkiego wynika? Trudno nie odnieść wrażenia, że spora cześć osób w PO tematu boi się jak ognia. I nic dziwnego, przecież już same pogłoski w nich mocno uderzają. Przynajmniej na zewnątrz muszą prezentować zwarte szeregi. Ale zarówno Lenz i Radziszewska nie potrafili podejść spokojnie do tematu.
Posłowie .Nowoczesnej przyznają dość otwarcie, że mogą następować pojedyncze transfery. Jeśli rzeczywiście dojdzie do secesji większej grupy posłów PO zapewne w ten sposób będą chcieli to przedstawić. Boją się utraty wiarygodności w oczach wyborców. Zatraciliby też efekt świeżości. Chęci na powiększenie kadr więc raczej są, ale będą bardzo uważnie się przyglądać
reakcji swych wyborców na takie ruchy.
Petru jest na fali i dopóki sondaże mu sprzyjają nie musi się śpieszyć. I tak ma całą grę pod kontrolą. Ciekawa sytuacja by nastąpiła gdyby nagle PO odzyskało wiatr w żagle i zamieniło się z .Nowoczesną miejscami. Ale czy ktoś w to jeszcze wierzy?