- Ja tutaj jestem od 30 lat i nie pozwolę, żeby jakiś Lenin wisiał! - krzyczała kilka dni temu przed bramą Stoczni Gdańskiej 84-letnia Aleksandra Olszewska. Staruszka nie pozwoliła usunąć napisu "Solidarność" przysłaniającego imię Lenina, które dzięki decyzji władz Gdańska wróciło ostatnio na bramę. Kim jest nowa bohaterka stoczniowców?
Aleksandra Olszewska przy stoczniowej bramie po raz pierwszy pojawiła się jeszcze w latach 70. Przychodziła do męża, stoczniowca i zapalonego związkowca. - Jak go tydzień w domu nie było, a tu wojna, czołgi... byłam przerażona. I od tego wszystko się zaczęło... Wtedy też poznałam prawdziwych stoczniowców. Nieraz to już mówiłam im - co wy tu produkujecie: statki czy bimber? A oni wszyscy odpowiadali, że to takie czasy... - wspomina w rozmowie z "Naszym Miastem Gdańsk".
Kwiaty w słoikach
Tak się zaczęło, ale z roku na rok czasy robiły się coraz bardziej ponure. W sierpniu 1980 roku, kiedy w stoczni strajkowała "Solidarność", Aleksandra nie opuszczała bramy. Jak wiele innych osób, które w geście solidarności ze stoczniowcami składały tam kwiaty. - Pod krzyżami kwiatów było pełno. (...) Później przyszedł Stasiu Kaźmierczak, rencista, co mieszkał niedaleko, i mówi: "chodź, pójdziemy po jakieś słoiczki, bo tu stołówka jest niedaleko. Słoiki na śmietnik wyrzucają, to pozbieramy" - wspomina.
Stoczniowcy też wspominają. Że z kwiatkami to się jej udało, bo wszystkie ładnie powkładane do słoików, a słoiki równo ustawione. - Tak jak Ola pielęgnowała Pomnik Poległych Stoczniowców, tak nikt nie potrafi. Miasto powinno się od niej uczyć. Każdy listek było pozbierany, wszystko było uprzątnięte - mówi naTemat Karol Guzikiewicz, dziś szef stoczniowej "Solidarności".
Jerzy Borowczak, teraz poseł PO, a kiedyś pracownik stoczni, na pytanie o Aleksandrę Olszewską wybucha śmiechem. Charakterystycznym dla kogoś, kto właśnie usłyszał o dawno niewidzianym znajomym. - Chodzi o Olę? Pamiętam ją z tamtych lat. Była ona, druga kobieta i Maria. Trzy takie królowe - żartuje.
Kiosk z "Bolkiem"
W czasie sierpniowego strajku i potem w trakcie stanu wojennego Aleksandra dzieliła czas na opiekę nad kwiatami i pracę w Rzemieślniczych Domach Towarowych. Partyjni krzywo patrzyli na jej działalność. - Pilnowali mnie na każdym kroku. Któregoś dnia szef powiedział, że powinnam pójść na wcześniejszą emeryturę... - wspomina w wywiadzie dla "Naszego Miasta".
Zamiast na emeryturę, trafiła jednak do pobliskiego kiosku z pamiątkami. W oknie wizerunek Matki Boskiej, a na półkach kubki, znaczki, zdjęcia, długopisy. Wszystko z logo "Solidarności". - Ona była taka babunia nasza. Chociaż nie pracowała w stoczni, traktowaliśmy ją jak swoją. Nawet na wycieczki z nami jeździła - wspomina Borowczak. Karol Guzikiewicz uściśla, że dwa razy z nimi była: w Licheniu i w Częstochowie.
Od kilkunastu lat kioskowy interes słabo się kręci. Tłumów nie ma, stoczniowcy wychodzą inną bramą, a świat za oknem sklepu się zmienia. Nie ma komuny, są nowe wojenki i konflikty. Aleksandra dziwi się, bo czasem ktoś przyjdzie do kiosku z pretensjami, że w witrynie straszy zdjęcie Wałęsy, a to przecież "Bolek" i w ogóle się nie godzi. Spory są nie tylko o Wałęsę. - Sprzeczaliśmy się czasem, bo ona była zwolenniczką PO i broniła Tuska. A jej syn, co ciekawe, jest za PiS - zaznacza Guzikiewicz.
Obrona stoczni
Aż nadszedł maj 2012. W ramach rekonstrukcji historycznego wyglądu bramy Stoczni Gdańskiej zamontowano na niej z powrotem napis "Stocznia Gdańska im. Lenina", a niżej hasło "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". Tak wyglądała ta brama w sierpniu 1980 roku, kiedy Aleksandra wkładała kwiaty do słoików. Ale dla niej to było za wiele. Ktoś w ramach protestu zawiesił na bramie czerwony napis "Solidarność", przysłaniając tym samym imię Lenina. I kiedy kilka dni temu przyjechała ekipa, by zdjąć nowy napis, na drodze stanęła 84-letnia staruszka. - Jak ktoś spróbuje zabrać Solidarność, to zaraz pogonię! - krzyczała. Napis "Solidarność" jak wisiał, tak wisi, a Aleksandra stała się bohaterką.
- Byłem tam. Ona mówi: "Jurek zrób coś, bo przywracają stocznię Lenina". Ja mówię "Oleńka, tylko takie problemy masz. Problem jest taki, że mało zarabiasz w sklepie - opowiada Jerzy Borowczak. Ale to dla 84-latki mały problem. Cel jest jeden: obronić "Solidarność", tak jak 30 lat temu. - Kobiety, które tam były, mówiły, że Ola gotowa się za to podpalić - dodaje Borowczak.
Reklama.
Karol Guzikiewicz
szef stoczniowej "Solidarności"
Tak jak Ola pielęgnowała Pomnik Poległych Stoczniowców, tak nikt nie potrafi. Miasto powinno się od niej uczyć. Każdy listek było pozbierany, wszystko było uprzątnięte.
Jerzy Borowczak
poseł PO, były stoczniowiec
Ona była taka babunia nasza. Chociaż nie pracowała w stoczni, traktowaliśmy ją jak swoją. Nawet na wycieczki z nami jeździła.