Po lewej okładka "Wprost", a po prawej fotografia z II wojny światowej, na której wzorowała się redakcja coraz gorzej sprzedającego się tygodnika.
Po lewej okładka "Wprost", a po prawej fotografia z II wojny światowej, na której wzorowała się redakcja coraz gorzej sprzedającego się tygodnika.
Reklama.
Tak upada legenda
Przed laty "Wprost" był znany z tego, iż każda okładka tego pisma sama w sobie była ostrym komentarzem do bieżących wydarzeń. Balansowano na granicy dobrego smaku, ale stary "Wprost" zawsze dawał do myślenia. Próżno tego polotu szukać u nowego kierownictwa i grafików magazynu, którzy tworzą okładki przedstawiające taką treść:
Warto też zwrócić uwagę, że najnowsza okładka "Wprost" jest niezwykle słaba na poziomie graficznym. Być może w zagrożonym zniknięciem z rynku piśmie oszczędzają już na profesjonalnych programach graficznych i posłużyli się na przykład zwykłym Paintem...
Czego rząd powiedzieć nie może, to...
Przy okazji przypomnijmy, iż jeszcze do niedawna redakcją "Wprost" współkierował Bartosz Marczuk, czyli obecny wiceminister w rządzie Beaty Szydło. Gdy był jeszcze zastępcą redaktora naczelnego pismo opublikowało inną okładkę, która była atakiem na szefa konkurencyjnego "Newsweeka" Tomasza Lisa i lidera opozycji Ryszarda Petru.
Kiedy "Wprost" z okładki atakuje dziś polityków Unii Europejskiej, którzy alarmują świat o ograniczaniu demokracji przez Prawo i Sprawiedliwość, można zastanawiać się, czy pismo nie pozostaje pod wpływem rządu.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl