Firany od samego początku spełniały rolę bezpiecznej granicy. Oddzielały to, co intymne, od tego, co publiczne. Wystarczyło zawiesić w oknie kawałek białego materiału i wścibskie spojrzenia sąsiadów były nam niestraszne. Ale to nie jedyna funkcja firan. W zimie skutecznie chroniły nas przed utratą ciepła, w lecie przed fruwającymi insektami. Funkcję dekoracyjną firan dostrzeżono znacznie później. Ale kiedy już to się stało, zaczęliśmy szaleć. W pewnym momencie polskie okna wyglądały jak jarmark. Ciężkie zasłony, białe, żakardowe firany w kwiaty i trzaskające żaluzje. Teraz się to zmienia. Czego powinniśmy się pozbyć, a co dodać do swoich okien?
Najpopularniejszym sposobem upinania firanek nadal jest przymocowywanie ich do karnisza. Kilkanaście lat temu w Polsce dostępne były jedynie klasyczne "żabki". Szycie firan nie było jeszcze tak popularne i każdy dekoracje okienne przygotowywał sobie sam. Teraz do dyspozycji są różnego rodzaju karnisze, a firanki mocować można za pomocą taśm marszczących. Unikamy dzięki nim kilkugodzinnego sterczenia na parapecie i zawracania głowy innym domownikom, którzy muszą sprawdzić czy firanka "nie ciągnie się po ziemi", a zakładki "są równe".
Kuchnie nie mogły obyć się bez "zazdrostek" – krótkich firanek zawieszonych w połowie okna na plastikowych pałeczkach. Sąsiedzi nie mogli zlustrować, co domownicy jedzą na śniadanie, a "zazdrostki" mały dodatkową funkcje, skuteczniej niż okap zbierały z pomieszczenia opary smażonych kotletów i nikotyny, wypalanej przy parapecie.
W latach 90. do białych firanek dołączyły żaluzje z PCV. Powyginane w każdą stronę pałeczki, dziś są na szczęście domeną banków i rozlatujących się biurowców, w których nie ma klimatyzacji. Ci, którzy nie mogli pożegnać się z żaluzjami, przechodzili na nowy poziom wtajemniczenia, czyli wybierali żaluzje w wersji pionowej, tzw. verticale. Dzięki nim nawet najbardziej przytulne pomieszczenia, jak sypialnie, czy dziecięce pokoiki, zyskiwały nowy, szpitalny wymiar. – To była okropna moda, która przybyła do Polski z powodu fascynacji "Dynastią". Występujące w każdym biurowym pomieszczeniu serialu, stały się obiektem pożądania – mówi Maja Kaczyńska, dekoratorka wnętrz i blogerka naTemat. Często materiał, z którego wykonywano lamele, był słabej jakości. Pasy verticali przyciągały kurz i szybko zmieniały kolor z beżów na przybrudzoną szarość.
Później postawiono na rolety, które w polskich wnętrzach królują do dziś. Nie ograniczają się jednak one tylko do prostych, sztywnych płacht materiału. Ciekawą propozycją dla osób, które chcą połączyć estetykę firan z praktycznym zastosowaniem zasłon, są rolety rzymskie. Wykonane z delikatnych tkanin wyróżniają się nietypowym systemem podwieszania. Specjalny mechanizm mocowań zawija materiał w wielowarstwowe fałdy.
W pewnym momencie żakardy zostały strącone z podium na rzecz półprzezroczystych, świecących muślinów. Ich dominacja nie trwała jednak długo. Dziś żakardy wracają do łask, głównie za sprawą hipsterów. – Z modą na firany jest tak jak z modą ubraniową. Wracają żakardowe wzory, ale to zupełnie inna jakość i technologia. Z okien schodzą na obicia prostych mebli, które mają korespondować z czasami PRL-u – tłumaczy Maja Kaczyńska. Tak naprawdę żakardy nigdy nie zniknęły, ale pojawiają się w subtelniejszej formie, zwłaszcza we wnętrzach w stylu prowansalskim. Jednak na to, że do łask powrócą firany w buraczanym kolorze, nie ma co liczyć. To opcja dla prawdziwych fanatyków poprzedniej epoki – kwituje.
Dziś zamiast rozwodzić się nad okiennymi trendami, po prostu z nich rezygnujemy. Coraz więcej Polaków wychodzi z takiego założenia. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze moda. – Zaczyna docierać do nas moda ze Skandynawii – mówi Maja Kaczyńska.
W krajach północnej Europy w ogóle nie używa się firanek. W długie polarne noce ludzie po prostu ich nie potrzebują, a w lecie zasłony są przydatne tylko po to, by przysłonić miejsca, w których śpią.
Po drugie, liczy się dla nas wygoda. Brak firan uwalnia nas od użerania się z żabkami i wieszania firan w warunkach bardzo ekstremalnych, najczęściej stojąc na palcach na parapecie, z którego niejeden spadł. Po trzecie, zmieniło się nasze podejście. Kiedyś nie wyobrażaliśmy sobie, by ktoś mógł zaglądać nam w okna i śledzić krok po kroku nasze codzienne czynności. Dziś zachowujemy się jak holenderscy protestanci w XIX wieku. W tamtym okresie zasłanianie okien było w bardzo złym guście. Nawet okna mieszkań znajdujących się na parterze były ozdobione upiętymi firanami. Zabiegano nawet o to, by przechodzień mógł zobaczyć, co dzieje się w domu sąsiadów. Wszystko przez częste wyjazdy mężczyzn.
Odsłonięte okno informowało całą miejscowość, że żona nie ma nic do ukrycia, a więc pozostaje wierna. Zwyczaj stał się tak popularny, że nawet dziś Holendrzy tworzą w oknach wystawy dla przechodniów.
– Wciąż trudno nam jednak pozbyć się z okien wszystkiego. Na szczęście designerzy oferują nam nowe, mniej kiczowate rozwiązania. Dobrze wyglądają półprzezroczyste panele z materiału, które z powodzeniem zastąpią zasłony. Modne są także plisy, które możemy przesuwać na całej długości okna – mówi Maja Kaczyńska.
Niektórzy w modzie na zasłanianie okien widzą aspekt socjologiczny. Maja Kaczyńska tłumaczy to jednak modą. – Wieszając w oknach wszystkie nowinki nie chcieliśmy się odgrodzić, ale podążaliśmy za trendami. W mniejszych miejscowościach, gdzie każdy zna każdego, rozprzestrzenia się to bardzo szybko. Stąd wciąż obecne muśliny i żakardy z frędzlami – mówi Maja Kaczyńska.
Najgorsze jest to, że niektórzy nie wybudzili się jeszcze z amerykańskiego snu o dynastycznych wnętrzach. Wystarczy w wyszukiwarkę internetową wpisać słowo "firana". W mig naszym oczom ukaże się lista sklepów, które sprzedają koszmary przypominające gotyckie ołtarze. Tego się wystrzegajmy. Reszta jest dozwolona.