Hanna Lis rezygnuje z dziennikarstwa politycznego
Hanna Lis rezygnuje z dziennikarstwa politycznego Fot. Sergiusz Pieczek / Agencja Gazeta
Reklama.
Dziennikarka, która niemal dzień w dzień witała telewidzów "Panoramy" i programu "Po przecinku", opowiedziała szczerze o kulisach swojego głośnego odejścia. W rozmowie z Onetem nie ukrywała też, co myśli o PiS i prezesie Kaczyńskim. – To on wszystkim steruje – uważa Hanna Lis. – Prezydentem, rządem, a teraz mediami publicznymi. (…) Pozostali to tylko figuranci, pionki na szachownicy prezesa – dodaje.
Wbrew pozorom, Lis spodziewała się, że nie utrzyma swojego dotychczasowego stanowiska. Oczywistą zapowiedzią tego, co się stanie, były groźby Krystyny Pawłowicz. Ta na swoim Facebooku pisała, że niepokornych - jej zdaniem - dziennikarzy, PiS wyśle na "resocjalizację" do medialnej szkoły Tadeusza Rydzyka.
Lis wie, że była niewygodna, bo założono, że sprzyja politycznemu wrogowi Kaczyńskiego. Dziennikarka podkreśla jednak, że zawsze była absolutnie obiektywna, nigdy nie czuła też nacisku ze strony pracodawcy, by kogoś faworyzować. – W "Panoramie" regularnie znęcaliśmy się nad reformami ministra Bartosza Arłukowicza – tłumaczy. – Gdyby PO rzeczywiście sterowała TVP, szybko by mnie z niej wyrzucono, a Arłukowicz pewnie by mnie chętnie za moje startówki wychłostał – zaznacza.
Dalej nie dziwi się, że dzisiaj u boku nowej władzy stoją "niepokorni dziennikarze", a nie ona. Jak podkreśla, daleko jej do choćby braci Karnowskich i Joanny Lichockiej, którzy mieli PiS "doradzać" i obmyślać "jak wygrać wybory". Tak naprawdę jednak nie miała też na to szans jako "resortowe dziecko". Od lat postrzegana jest właśnie w taki sposób, mimo że "opowieści (…) reżimowych mediów są wyssane z palca". Zdaniem Lis, straciła pracę dlatego, że partia Kaczyńskiego "toleruje jedynie wiernopoddaństwo". – Na pierwszy ogień idą dziś znane twarze i nazwiska, ale wycinka w mediach publicznych będzie gruntowna – stwierdza gorzko.
O zwolnieniu mówi, że po prostu usłyszała: Kończymy współpracę. – "Bo mamy zupełnie nową koncepcją mediów narodowych i pani się w tę koncepcję nie wpisuje". A dlaczego? "Bo była pani związana z telewizją publiczną" – opowiada Lis. – A czy są jakieś zarzuty wobec mojego obiektywizmu i profesjonalizmu? "Absolutnie nie". Szef TAI uzasadniał, że zaczynają od początku i że "wieje wiatr zmian" – wspomina.
Ten wiatr "zmiótł" z telewizji publicznej flagową dziennikarkę, która chodziła... na papierosa z politykami PiS. Dobrze wspomina rozmowy z Beatą Szydło czy Jackiem Sasinem i nie odniosła wrażenia, żeby mieli ją za wroga. Dzisiaj Lis jest "poza zasięgiem oddziaływania partii", która właśnie tak ją teraz traktuje. Mówi o zmęczeniu mediami, które tworzyła, ale też była ich "tworzywem" i celem nagonki. – Dzień bez nazwiska Lis był w nich dniem straconym – wyjaśnia Onetowi.
Lis zatem kończy z dziennikarstwem politycznym, choć nadal będzie pisać i mówić o polityce, bo to jej pasja. O przyszłości telewizji, jej zdaniem, zadecyduje tylko prezes Kaczyński. Nowy szef TVP, jak przekonuje, to "bardzo inteligentny facet", ale bez względu w jaką stronę pójdzie, straci. – Kto dziś wygrywa w Jacku Kurskim: polityk czy człowiek? Jeśli polityk, to będzie on rzeźnikiem telewizji publicznej i pracujących w niej mnóstwa fajnych, uczciwych ludzi. Jeśli człowiek, to jego dni na stanowisku prezesa TVP są policzone. Sama jestem ciekawa, co wybierze.
źródło: onet.pl

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl