20 stycznia 1942 roku mógłby być jednym z mnóstwa zwykłych dni. Mógłby, gdyby nie tajne zebranie, na którym zgromadzili się wtedy prominentni naziści. Półtorej godziny wystarczyło, aby zgodzić się co do jednego: Żydzi nie mają prawa do egzystencji.
74 lata temu niemieccy biurokraci byli prawdziwymi panami życia i śmierci. Zebrali się w tajemnicy w samo południe, nie chodziło im o rozgłos. Spotkali się w pięknych okolicznościach przyrody. Wokoło jeziora i lasy. Wybrali miejsce, gdzie tłumy rodaków w sezonie wakacyjnym spędzały czas wolny. A tam zabytkowy dworek. To w nim, w Wannsee na obrzeżach Berlina, debatowano nad możliwościami pozbycia się raz na zawsze milionów Żydów.
Jeśli ktoś miał złudzenia, co do intencji znamienitych gości, którzy tego pamiętnego dnia zjechali się do popularnego kurortu, szybko się ich wyzbył. Roztrząsano sprawę wagi państwowej. Formalnie - dyskutowano o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej". Jak się okazało, planowano największą zbrodnię w historii. O samej eksterminacji zdecydowano już wcześniej. Nawet Niemcy zdawali sobie sprawę z doniosłości chwili. Kluczem była właściwa koordynacja...
Z lektury pokonferencyjnego protokołu aż bije zimnokrwiste wyrachowanie. Jak zlikwidować miliony "szkodników"? Gdzie i kiedy? Ludzkie życie nic już wtedy nie znaczyło. A już na pewno nie żydowskie...
Pierwszym krokiem w misternie utkanym planie było prowadzenie intensywnej akcji deportacji niemieckich Żydów. Rzecz jasna, w ogóle nie załatwiało to "problemu". Zgodzono się, że było to rozwiązanie całkowicie tymczasowe, z wielu względów kłopotliwe.
Za pozbycie się rzekomo wrogiego elementu odpowiadał centralny urząd państwowy ds. emigracji żydowskiej. Próbowano więc wyczerpać najpierw wszelkie działania "legalne", tym bardziej, że - jak podkreślano - bazowano na obowiązujących od kilku lat ustawach norymberskich. Od momentu dojścia do władzy Hitlera do końca października 1941 roku terytorium Niemiec (w tym także z Marchii Wschodniej i Protektoratu Czech i Moraw) opuściło 537 tys. Żydów.
Liczba ta robi wrażenie, ale z punktu widzenia zbrodniczej polityki władz w Berlinie była stanowczo za niska. Planem "ostatecznego rozwiązania" objęto bowiem aż 11 mln europejskich Żydów! Z terenów Generalnego Gubernatorstwa na okupowanych ziemiach polskich zamierzano pozbyć się prawie 2,3 mln osób pochodzenia żydowskiego. Ponad dwukrotnie więcej ze Związku Sowieckiego.
Zadziwia skrupulatność w podawaniu liczb osób przeznaczonych do zagłady. Ten iście szatański plan mógł być z powodzeniem realizowany tylko dzięki stworzeniu prawdziwego przemysłu śmierci, uruchomieniu olbrzymiej państwowej machiny, w której tysiące urzędników - morderców zza biurka - niczym trybik za trybikiem, posłusznie wykonywały rozkazy "góry", aprobując wyroki śmierci.
Wizja szaleńca rodem z Austrii przeistoczyła się w oficjalną politykę państwa. To dopiero było szaleństwo. Sam Adolf Eichmann, który nigdy żadnego Żyda własnoręcznie nie zabił, był odpowiedzialny za tragiczny los setek tysięcy niewinnych osób. Nie bez powodu nazywany jest "buchalterem śmierci".
To, co najbardziej przeraża, następuje po podaniu liczby osób, które podlegały represjom. Dla Niemców była to jedynie statystyka. Należało jednak wypracować konkretny tok postępowania. W tym celu powstał swoisty podręcznik, wstęp do Holokaustu. Omówiono w nim, krok po kroku, poszczególne etapy planowanej eksterminacji.
Stworzenie iluzji, że Żydzi są Niemcom potrzebni, było dla katów konieczne. Mieszkańcy gett na terenach okupowanej Polski, wsiadając do bydlęcych wagonów kierowanych prosto do obozów zagłady, długo wierzyli, że jadą do pracy. Okupant obiecywał, zwodził. Pozwalał zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, dawał bochenek chleba. Czy tak traktuje się zupełnie niepotrzebnych?
Otóż, niestety, tak. Na tym polegała właśnie specyfika niemieckiej perfidii. Wszystko zapięto na ostatni guzik. Wtedy jeszcze, na naradzie w Wannsee, nie roztrząsano problemu transportów śmierci. Zapowiadano za to umieszczenie setek tysięcy ludzi w tzw. gettach szczątkowych, w celu przetransportowania ich później na niewiele mówiący, enigmatycznie brzmiący "Wschód".
Wiele mówiono jednak między słowami. Nalegano na przyspieszenie prac przygotowawczych i wzajemną pomoc w doprowadzeniu planu do "szczęśliwego" końca. Wysłannik generalnego gubernatora Hansa Franka Josef Bühler nalegał, aby zacząć od Polski...
Gdy w Wannsee klarowała się koncepcja wyniszczenia narodu żydowskiego, Niemcy mieli już za sobą pierwsze doświadczenia z morderczym Cyklonem B. Po raz pierwszy użyto go w Auschwitz we wrześniu 1941 roku, eksperymentalnie uśmiercając ok. 600 jeńców sowieckich i 250 chorych Polaków. Mniej więcej w tym samym czasie, w Babim Jarze pod Kijowem, niemieckie Einsatzgruppen zlikwidowało ponad 30 tys. Żydów.
Kilka miesięcy później w Chełmnie nad Nerem (w tzw. Kraju Warty włączonym do Rzeszy) oficjalnie zaczął funkcjonować pierwszy niemiecki obóz zagłady - stworzony tylko po, aby zabijać na szeroką skalę. W grudniu 1941 roku załadowano do ciężarówek ok. 700 Żydów, a następnie... uruchomione silniki ze spalinami. Właśnie rodził się przemysł śmierci. W Wannsee potwierdzono istnienie nad nim państwowej kurateli.
Reinhard Heydrich, szef niemieckiego Urzędu Bezpieczeństwa, odgrywający w czasie spotkania przysłowiowe pierwsze skrzypce, nie napotkał żadnego sprzeciwu. Był wyposażony w specjalne pełnomocnictwa, dane mu przez samego führera.
Co istotne jednak, jak wynika z zeznań Eichmanna w czasie jego jerozolimskiego procesu w latach 1960-1961, każdy z uczestników konferencji wyrażał swoje poglądy w sposób nieskrępowany. Panowało całkowite przyzwolenie na zbrodnię. Treści protokołu musiały zostać przeredagowane, być może właśnie dopiero po czasie pojawiło się w nim ogólne sformułowanie o "odpowiednim traktowaniu" Żydów. Można założyć, że uczestnicy zjazdu mówili bardziej dosadnie.
Wszyscy zgromadzeni zgodnie uznali, że śmierć milionów Żydów, to jedyny dobry kierunek. Eichmann, ten skrupulatny protokolant, sporządził dokumentację, która później pogrąży go w oczach świata.
Szef Policji Bezpieczeństwa i SD złożył następnie krótką relację o walce prowadzonej dotychczas z tym przeciwnikiem. Najistotniejszymi momentami w niej są:
a/ wyparcie Żydów z poszczególnych dziedzin życia niemieckiego narodu,
b/ wyparcie Żydów z przestrzeni życiowej niemieckiego narodu.
Protokół konferencji w Wannsee
W przebiegu realizacji ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej należy użyć Żydów do pracy na Wschodzie pod odpowiednim kierownictwem i w odpowiedni sposób. Ujęci w duże kolumny robocze z uwzględnieniem separacji obu płci, zostaną zdolni do pracy Żydzi skierowani na te terytoria w celu budowy dróg; przez naturalną eliminację odpadnie przy tym oczywiście duża ich część.
Pozostałych należy poddać odpowiedniemu traktowaniu, gdyż będzie to bezsprzecznie najbardziej odporna część, wyselekcjonowana na naturalnej drodze; w razie uwolnienia należałoby ją uważać za zalążek nowej żydowskiej odbudowy (czego nas uczy historia).
Eichmann twierdzi, iż musiał kilkakrotnie przeformułowywać protokół, ponieważ Heydrich nie był zadowolony ze sposobu ujęcia tematu. Tekst nie mógł oddawać zbyt drastycznie zastosowanych w czasie konferencji sformułowań, zarazem jednak miał »przygważdżać« sekretarzy stanu - czynić z nich więc współwiedzących i współsprawców.Czytaj więcej