Zwracamy coraz większą uwagę na to, co jemy. Powód? Możemy sobie pozwolić na produkty z każdego zakątka świata, a o tym, co z nich przyrządzimy mówią nam telewizyjni spece od gotowania. Polacy kochają programy kulinarne i są nimi karmieni niemal codziennie. Programy kulinarne są jak poradniki i reality show w jednym. Smaku najczęściej dodają im nie prezentowane potrawy, ale prowadzący. Kucharze-celebryci, których kochamy i nienawidzimy. Przyprawiający nas o mdłości i osładzający nam życie. Oni wiedzą, jakich składników użyć, by do garnków zaglądały im miliony.
Na widzach głodnych kulinarnej wiedzy zarabia Brytyjka Nigella Lawson. W swoich programach pokazuje, że gotowanie jest seksowne. Media tyle samo uwagi co kuchennym zmaganiom , poświęcają jej… figurze. Steki i babeczki przyciągają przed telewizory kobiety, bujne kształty gospodyni programu sprawiają, że to mężczyźni są ugotowani. Każdy korzysta z walorów Nigelli tak, jak lubi, a ona liczy funty – oglądalność rośnie, a książki znikają z półek. I pomyśleć, że w specjalistce od literatury średniowiecza może być tyle kokieterii.
"New York Times" nazwał Magdę Gessler mieszanką Nigelli Lawson, Gordona Ramseya i Marthy Stewart, kulinarnych guru, którzy od lat doradzają Amerykanom i Brytyjczykom. Gessler jest barwnym ptakiem. Radzi, jak smacznie i widowiskowo podać pieczeń z dzika, ale też jak dekorować lokal i dogadywać się z pracownikami. Potrafi zbesztać, nieraz używając pieprznego słownictwa. Pokazuje też życie restauratorów od kuchni. Czasem wychodzi z tego niezły bigos. Gdyby Magda Gessler czegoś się bała, pewnie nie zawitałaby już na Podhale po emisji jednego z odcinków programu „Kuchenne rewolucje”, w którym próbowała postawić do pionu górala z krwi i kości. W rozwiązywaniu spraw prywatnych nie zawsze odnosi sukces, ale restauratorzy, których odwiedza, słuchają jej kulinarnych rad i dobrze na tym wychodzą.
Jamie Olivier jest słodki jak wanilia. Zwłaszcza, kiedy w programie „Przekręty” jeździ skuterem do sklepu, a z kupionych składników gotuje dla znajomych. Sam nazywa siebie "nagim kucharzem". I to nie dlatego, że gotuje rozebrany "do rosołu". Jest zwolennikiem prostych dań. Co nie znaczy, że idzie na łatwiznę. Zawsze próbuję dostać to, co najlepsze. W przeciwnym razie wolę nie jeść wcale. Kiedy chcę zjeść hamburgera i mam wybór między restauracją albo budką na ulicy, idę do restauracji. Po prostu zawsze próbuję znaleźć to, co najlepsze w danej sytuacji – mówił w wywiadzie dla „Men’s Health”. Gdy miał 8 lat, pomagał w kuchni rodziców. Skończył różne szkoły gastronomiczne, jest autorem wielu programów i książek kulinarnych.
Przez żołądek trafił nawet do serca brytyjskiej monarchini Elżbiety II. Mężczyznom podpowiada, co mają wyczarować dla swoich królowych. – Kup pstrąga albo kawałek łososia, weź oliwę z oliwek, trochę soku z cytryny, trochę ziół i zapiecz to wszystko w folii. A zamiast podawać wszystko na talerzach, po prostu postaw dania na środku stołu – a nuż, sięgając do miseczki, zetkniecie się dłońmi – radzi.
Ciecierzyca Roberta Makłowicza
Podróże kształcą. Wie to najlepiej Robert Makłowicz, prawdziwy kulinarny obieżyświat. Dlatego oburzył się, kiedy polscy naukowcy wyparli się cieciorki, która podobno u nas nie występuje, a przecież jest uprawiana od średniowiecza. Życie Roberta Makłowicza ma smak i zapach. Ale czasem i swąd. Widzów często przekonuje do rzeczy, które odstraszają wonią, ale dobrze smakują. Zgniłe szwedzkie śledzie, bardzo dojrzały camembert, zakopany w ziemi grenlandzki rekin, stuletnie chińskie jaja. Nie każdy odważyłby się zjeść dania, jakich próbował Makłowicz. Kucharz twierdzi jednak, że to wina wychowania. Gust kulinarny i strach przed smakiem wywodzi się z domu. - Dlatego apeluję, by nie gotować specjalnie dla dzieci. U nas istnieje takie przekonanie, że dla dzieci musi być osobna kuchnia, dla dzieci nie wolno używać przypraw. Gdyby tak było, to Hindusów byłoby najmniej na świecie, a nie prawie najwięcej. Bo tam małe dzieci jedzą tak, jak dorośli, wcinają curry i papryczki chilli – apelował w „Gazecie Lubuskiej”. Dlatego posiadaczom podniebień znających tylko mdłe i jałowe dania, z podróży przywozi nie zdjęcia i regionalne pamiątki, ale przepisy.
Omlet Kurta Schellera
Sumiaste wąsy i stanowczość to jego znaki rozpoznawcze. Szwajcarski mistrz kuchni wie, jak szybko sprawdzić, kto zna się na swoim fachu. Po prostu każe usmażyć omlet. Gdy jest smaczny, głośno chwali. Jeśli nie, wyrzuca go przez okno, bo kuchnia nie jest miejscem kobiety, ale przede wszystkim dobrych potraw. Gusta smakowe ma równie wybredne, co goście wykwintnych restauracji. Przyznaje, że nigdy nie tknąłby bigosu. Lubi za to smalec, zwłaszcza w połączeniu z ziemniakami. Mimo niesmacznych słów na temat narodowej potrawy, Polacy go kochają. A on nie tylko gotuje w najlepszych restauracjach, ale ze smakiem kieruje stuosobowym zespołem kucharzy.
Gryka Karola Okrasy
Niejednokrotnie powtarza „dobre, bo polskie”. Zwolennik rodzimej kuchni. Programy kulinarne traktuje jako zabawę. Co nie znaczy, że widzów oszukuje, podając gotowe dania. Okrasa nie da sobie w kaszę dmuchać i na takie pytania dziennikarzy odpowiada. – Jako zawodowiec i profesjonalista muszę być wiarygodny, a ludzie muszą mi ufać. To kwestia uczciwości zawodowej. Widza traktuję jak gościa w restauracji – musi otrzymać smaczne danie, a ja muszę być pewny, że będzie w stanie je odtworzyć później w domu. Moje dania w programie testuje ekipa telewizyjna. Wszyscy są zdrowi jak na razie – mówił w wywiadzie dla NTO.pl. Najbardziej lubi jednak, kiedy do talerza zaglądają mu goście warszawskiej restauracji Platter. Serwuje tam na przykład lody gryczane, z ugotowanej na mleku kaszy, podawane na deser.
Serek Philadelphia Marthy Stewart
Martha Stewart to marka sama w sobie. Jej nazwisko to znak towarowy, pod którym sprzedaje prodiże, książki kucharskie i mopy. Wmówiła Amerykankom, że idealnie upieczony indyk może być szczytem ambicji, i że pierogi z serkiem Philadelphia to niebo w gębie. Stewart zaprezentowała im eklektyczną, wyszukaną i zarazem lekką kuchnię opartą na świeżych produktach. Gotowała zarówno "podrasowane" wersje klasycznych amerykańskich przepisów, a także chińskie pierożki i rosyjskie bliny z kawiorem. Wytykano, że z jej magazynu kobiety mogą się dowiedzieć, jak zrobić pałeczkę do mieszania koktajli ze skórki pomarańczowej, ale nie jak znaleźć pracę, kiedy małżonek odejdzie z młodszą.
Trawa cytrynowa Pascala Brodnickiego
Potrawy przyrządzane w „Po prostu gotuj” wydawały się bułką z masłem albo małym piwem. Podając przepisy ze swoim francuskim „r” sprawiał, że chciało się go zjeść. Tego wymagała jednak formuła programu. W nowej produkcji TVN Style Pascal chce pokazać, że jest także dziki. Dlatego jeździ do Laosu, który pachnie trawą cytrynową. I w którym je się wszystko, czym nie można się struć.
Chilli Gordona Ramsaya
James Joyce mówił „Pan Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy”. A przynajmniej jednego z nich. Gordon Ramsay równie dobrze jak w kuchni, mógłby czuć się na poligonie, serwując kucharzom nieustanną musztrę. – Więcej oliwy na patelnię. Nie smażysz tego, ty to przypalasz. Słyszysz mnie? Chrzanisz to danie! – krzyczy wysoki blondyn z wykrzywioną w grymasie twarzą. Wystraszony młody kucharz potrafi jedynie powtarzać przyciszonym głosem: – Tak szefie, tak szefie. Ramsay jest surowy i wymagający, ale to przekłada się na popularność jego programu. "Hell's Kitchen" to słuszna nazwa. I nie chodzi tu o nieziemską temperaturę.
Jeśli ktoś nie spełnia standardów Gordona, w najlepszym przypadku usłyszy parę soczystych przekleństw. Częściej jednak wyleci z pracy, czując niemały niesmak. Sam kucharz i dla siebie jest krytyczny. Kiedyś powiedział, że jest kulinarną prostytutką. – Sprzedaję siebie w restauracji, mogę też w telewizji. Tylko tam nie zdejmuję majtek – mówił.
Programy kulinarne na pewno uczą kultury żywienia. Prowadzący przekonują nas nie tylko swoją charyzmą, ale także doświadczeniem. W końcu wszyscy zjedli zęby na gotowaniu.
Dzisiaj dyskutujemy o ulubionych kucharzach-celebrytach Polaków. Słuchajcie debaty na ten temat również na falach radia Chilli ZET, dzisiaj od 13.00, oraz śledźcie dyskusję na fejsbukowym profilu stacji. Nastawcie się na chill out i dobrą kuchnię!