Cieszysz się , że do Londynu albo Oslo polecisz za 50 złotych? Jeden z polskich kapitanów opowiada co kryje się za niskimi cenami i jak naprawdę działają tanie linie lotnicze.
Co muszą robić tanie linie lotnicze, żeby sprzedawać bilety na lot samolotem po Europie w cenie kosztu paliwa do samochodu?
Ciąć koszty, aż do kości. Na samych biletach przewoźnik ma jeden czy dwa procent zysku, przy wypełnionym samolocie. Zarabia dopiero na sprzedaży dodatkowych usług: jedzeniu, dodatkowym bagażu, wożeniu nart, wynajmie samochodów czy hoteli. Nie chodzi tylko o obsługę klienta, ale też często sami piloci poddawani są presji by latać jak najtaniej.
Jak?
Na przykład zmuszą się nas aby tankować jak najmniej paliwa. Bo mniej obciążony samolot jest bardziej ekonomiczny. Potem jeszcze bardziej testuje się coraz niższe zużycie paliwa. Menedżerowie "lowcostów" twierdzą, że wożenie paliwa na zapas jest nieekonomiczne. Z osobistej praktyki potwierdzam zarzuty, które padły w filmie dokumentalnym pt. "Mayday Mayday Ryanair". Choć sprawa nie dotyczy tylko irlandzkich linii, ale wszystkich znanych mi tanich przewoźników.
Pada tam stwierdzenie, że oszczędności potrafią zabijać, i tylko kwestią czasu jest, kiedy któryś z samolotów rozbije się z braku paliwa?
To może brzmi już zbyt sensacyjnie. Są pewne określone normy, że ilość zatankowanego paliwa musi wystarczyć, aby dolecieć na zapasowe lotnisko. I tu jedzie się już po bandzie, bo poza tym wymogiem nie ma już marginesu bezpieczeństwa. To tak jakby jechał pan samochodem z rodziną oraz bagażami po autostradzie i nigdy nie tankował do pełna, a jedynie tylko tyle aby dojechać do następnej stacji benzynowej na rezerwie.
No dobrze, ale jak linie lotnicze mogą zmuszać pilotów do tego ryzykownego balansowania na krawędzi?
Drukuje się zestawienia, który pilot ile tankuje i ile przepala paliwa. Tak określa się wartość pieniędzy zaoszczędzonych dla firmy. Od tego uzależnione są pewne premie, awans itp.
To jak pan wypadał w takich zestawieniach?
Średnio, drę te karki na kawałki i wyrzucam do kosza. Wolę latać odpowiedzialnie.
Były jakieś niebezpieczne sytuacje?
Było kilka takich incydentów, o których głośno jest raczej w branży lotniczej. Kilka lat temu samolot jednej z linii lądował w Alicante samowolnie, bez zezwolenia wieży kontroli lotów. Przyczyną takiego dramatycznego ruchu był brak paliwa.
A w Polsce?
Wśród pilotów była gorąca dyskusja o incydencie w Lublinie. Samolot tanich linii lotniczych miał lądować we mgle. Nie było tam jeszcze systemu ILS, który pomaga w bezpiecznym sprowadzeniu na ziemię. Opisując sytuację językiem laików pilot poprosił o jak najprostsze podejście do lądowania. Dostał informację, od kontrolera, że może się spodziewać trudnych warunków, blisko marginesów bezpieczeństwa. Wówczas załoga odpowiedziała, że i tak musi wylądować, bo brakuje im paliwa. Szczęśliwie wylądował za pierwszym razem , ale potem dyskutowano czy doleciałby do zapasowego lotniska w Rzeszowie. Przez taki stres niedoświadczony pilot może kiedyś podjąć jakąś złą w skutkach decyzję.
Trudno uwierzyć w takie postępowanie linii lotniczych, przecież pierwsza katastrofa, gdzie wyszłyby na jaw takie okoliczności, zakończyłaby biznes każdej linii lotniczej. Po drugie, piloci mogliby się poskarżyć jakiemuś urzędowi nadzorującemu, działalność przewoźników. A jednak nie robią tego?
Przede wszystkim są linie, które odpowiednio wyceniają pracę w stresujących warunkach. Ryanair płaci pilotom najwięcej. Kapitan może zarobić tam więcej niż 50 tys. zł na rękę. Oferuje też szybki awans, jeśli ktoś zgadza się na takie latanie. Ja pracuję u innego przewoźnika, powiedzmy, że mniej drapieżnego w kwestii oszczędności. Ponieważ tanie linie wciąż otwierają nowe połączenia łatwo jest zmienić pracę.
To na czym się lata? Bo na hasło lowcost pasażerowie wyobrażają sobie, że także samoloty muszą być stare, wysłużone i tanie.
Jedna z tanich linii lotniczych w Polsce nazywana jest w branży złomiarze, a mimo to zarabiają. (śmiech) Rzeczywiście, aby wejść na rynek i zaoferować niskie ceny musieli zagospodarować wysłużone maszyny. W wiodących tanich liniach samoloty są nowiutkie i dopieszczone. Wynika to z tego, że samolot musi być zawsze w ruchu, inaczej nie zarabia. Jeśli rozkraczyłby się na lotnisku to sypie się cały europejski rozkład lotów.
Łatwo zostać pilotem?
Teraz wystarczy 160 tys. zł, dwa lata szkoleń, dużo samozaparcia. Dziś szkolę młodych chłopaków, którzy potrafią liczyć. Niedługo znajdą pracę za 30 tys. miesięcznie i szybko odbiją sobie inwestycję w szkolenia. Do nauki od zera garną się nawet 40-latkowie, znudzeni dotychczasowa pracą. Przecież latać można potem do 65 roku życia.
Kiedyś był to zawód elitarny, a praca na przykład w LOT na połączeniach długodystansowych szczególnie nobilitowały. Trzeba było na to zapracować długim stażem i doświadczeniem, aż zostawało się kapitanem Wroną. Leciało się do Dubaju czy Nowego Jorku i można było odpocząć trzy dni na miejscu i jeszcze otrzymywało się diety, hotel itd. To się skończyło. Kapitanowie pracują jak kierowcy TIRów. W jednej z linii jednego dnia śniadanie jadłem w Londynie, obiad w Marsylii, a kolację na Sycylii. Odpoczywałem dzień i łapałem kurs powrotny do domu. Inna pozwalała mi latać w tę i z powrotem. W najbliższych dniach lecę cztery razy na Luton… mam wrażenie, że rozpoznaję już każdy dom w sąsiedztwie lotniska, a każdy kamień mówi mi tam dzień dobry.