Politykę międzynarodową reguluje ścisły protokół. I zgodnie z nim tacy liderzy jak David Cameron czy Viktor Orban przyjeżdżając do Polski na ważne rozmowy polityczne, muszą dopełnić protokołu. Czyli spotkać się i zrobić sobie zdjęcie z Beatą Szydło. Dopiero później mogą się zająć robieniem poważnej polityki, czyli spotkaniem z Jarosławem Kaczyńskim.
Podział władzy w Polsce jest jasny: rządzi Jarosław Kaczyński, a Beata Szydło i Andrzej Duda spotykają się z różnymi ważnymi ludźmi i robią sobie z nimi zdjęcia. W przypadku prezydenta to norma, bo formalnie ma on niewielką władzę. Ale dotychczas szef rządu był rzeczywistym kreatorem polityki.
Degradacja
Dzisiaj Beata Szydło sprowadziła tę funkcję do roli figurantki. Bo politycy, którzy przyjeżdżają do Polski, by porozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim, muszę też porozmawiać z Beatą Szydło. Takie są wymogi protokołu dyplomatycznego.
Ale z reguły są to krótkie spotkania, poprzedzone bądź zwieńczone zdawkowymi oświadczeniami. Tak było podczas rozmów z Viktorem Orbanem w Warszawie i w Budapeszcie. Na tym tle spotkanie węgierskiego premiera z Jarosławem Kaczyńskim było więc maratonem rozmów. Podobnie jak przypadek wizyty Davida Camerona.
Krótko i bez konkretów
Znamienne jest też to, że Szydło i Cameron wygłosili oświadczenia przed spotkaniem. Zapewniali o przyjaźni, partnerstwie i woli do rozmów. Czyli powtarzali dyplomatyczne ogólniki. Beata Szydło przez kilka minut wypełniała eter mową-trawą.
Później Cameron spotkał się z Prezesem i to Jarosław Kaczyński poinformował o ustaleniach. Prezes mówił, że rozmawiał z Cameronem o wschodniej flance NATO, a także uzyskał "pełne zabezpieczenie" przywilejów Polaków na Wyspach.
Czekając na Prezesa
Na zakończenie tych rozmów czekał też rzecznik rządu, który opóźnił swoją konferencję prasową. Stwierdził, że w trzech tematach "zapadły pewne ustalenia", ale niektóre sprawy będą jeszcze przedmiotem negocjacji. Czyli podobnie jak w przypadku szefowej mowa-trawa.
Bo to Jarosław Kaczyński jest od podejmowania decyzji. Jest menadżerem, jak określił go Jacek Karnowski na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Nie mają co do tego wątpliwości zachodnie media, które często zaznaczają w tekstach o Polsce, że to właśnie Jarosław Kaczyński, a nie Szydło czy Duda, jest najpotężniejszym człowiekiem w kraju.
Pani od zdjęć
Skoro wątpliwości nie mają dziennikarze, to tym bardziej nie mają ich dyplomaci, którzy wiedzą jak się sprawy u nas mają. Tyle, że oni nie mogą stwierdzić wprost, że Szydło nie ma żadnej realnej władzy. A tym bardziej nie mogą tego pokazać. "Usłyszałem w Brukseli: W Polsce z szefową rządu robisz sobie zdjęcia ale sprawy załatwiasz z szefem partii" – napisał na Twitterze Maciej Sokołowski z TVN24.
Ale politycy są przyzwyczajeni do odbywania nic nieznaczących spotkań, które wymusza na nich ceremoniał, by później spotkać się z prawdziwym decydentem. Problem pojawia się, kiedy Szydło jest naszym jedynym reprezentantem. Jak chociażby na posiedzeniu Rady Europejskiej za dwa tygodnie. Wtedy czeka nas powrót do dzwonienia po instrukcje do Warszawy.