Być może są jeszcze ludzie, którzy wierzą, że to Beata Szydło rządzi Polską. Po tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 24 godzin, powinni przejrzeć na oczy. Jarosław Kaczyński przez 6 godzin rozmawiał z premierem Węgier o strategicznym sojuszu. Mówiąc o tym spotkaniu, I wicepremier Piotr Gliński wprost stwierdził, że Szydło "zajmuje się administrowaniem". Od dużej polityki jest Prezes.
Dobra mina do złej gry – tak można podsumować dotychczasowe urzędowanie Beaty Szydło. Bo premier zajmuje się tłumaczeniem, dlaczego coś dzieje się za jej plecami, przekonywaniem, że to jej nie przeszkadza i że tak ustalono, a od czasu do czasu pokrzykuje na opozycję, by pokazać, że jest poważnym politykiem.
Brak powagi
Ale już nawet politycy PiS nie biorą Szydło na poważnie. Przede wszystkim Jarosław Kaczyński. Wiadomo o nim, że szanuje tylko kilka osób ze swojego otoczenia, najstarszych kompanów z czasów Porozumienia Centrum. Resztę traktuje przedmiotowo, a szarmanckie traktowanie Beaty Szydło nie powinno nikogo zmylić. To "zderzak", jak określił ją Paweł Reszka z "Tygodnika Powszechnego". Widać to od samego początku rządów PiS, a właściwie jeszcze od kampanii.
Później podobnie było już po wyborach – w trakcie ustalania składu rządu. Oczywiście nie ma czegoś takiego jak "autorski rząd". Skład Rady Ministrów zawsze musi być odbiciem składu partii (czy koalicji) rządzącej. Ale premier zawsze ma ostatnie słowo, zawsze to premier jest głównym negocjatorem, architektem. Tutaj było inaczej, Szydło pojechała na urlop, a w Warszawie Prezes z kolegami meblowali jej gabinet.
Różnica klas
Podobnie było podczas expose. Szydło sucho odczytała co po kolei będzie robił jej rząd. To było standardowe urzędnicze przedstawienie planu działań, które nie mogło nikogo porwać. Po niej na mównicę wyszedł Kaczyński, który przedstawił wizję państwa według PiS. Można się z nią zgadzać albo nie, ale trzeba przyznać, że to był zupełnie inny poziom. Zarówno jeśli chodzi o myśl polityczną, jak i o retoryczną sprawność.
Szydło ma też problem z prezydentem Dudą, chociaż była ona jego najbliższą współpracownicą w kampanii wyborczej. Dowód? Słynny hołd PiSki złożony Prezesowi. Kluczowe jest to, kiedy Duda pochwalił prezesa: podczas desygnowania Beaty Szydło na premiera. To powinien być jej dzień, chociażby na potrzeby PR-u, tylko w wymiarze symbolicznym.
No respect
Nie szanuje jej też opozycja. Z Kaczyńskim się nie zgadza, ale nie można powiedzieć, że nie czuje respektu. Dlatego od czasu do czasu, by utwardzić wizerunek, dociążyć go, Beata Szydło występuje z jakimś "ważnym" politycznym przemówieniem. Piszę "ważnym" w cudzysłowie, bo przemówienia pani premier to nic innego jak powtarzanie sloganów z kampanii o oderwaniu PO od rzeczywistości zwykłych Polaków i o słuchaniu ludzi przez polityków PiS.
Poza tym premier gra rolę dobrego policjanta. Występuje przy okazji konsultacji programu 500 plus czy chwali się na konferencji z ministrem zdrowia, że tym razem 1 stycznia lekarze nie zamknęli gabinetów (dlatego, że lekarzy po prostu przekupiono, pisała o tym Anna Kaczmarek). Wszystko z przyklejonym uśmiechem.
Polityka przez duże "P"
Bo w istocie wodzem, naczelnikiem, najwyższym przywódcą (zwał jak zwał) jest Jarosław Kaczyński. Widać to chociażby po treści przemówień i wywiadów Prezesa. To on, a nie Szydło ogłosił, że do końca 2015 roku przeprowadzona zostanie "ustawa naprawcza" dotycząca Trybunału Konstytucyjnego, a na początku 2016 roku Sejm ma zająć się zmianą konstytucji.
To Prezes jest od długofalowej polityki przez duże "P". Beata Szydło tłumaczyła, że nie musiała być na spotkaniu w "Zielonej Owieczce", bo już dwukrotnie spotykała się z Viktorem Orbanem. Ale to były spotkania przy okazji (spotkania Grupy Wyszehradzkiej i Rady Europejskiej), nie trwały długo i trudno się po nich dowiedzieć czegoś o strategicznych decyzjach. Dominowały zapewnienia o przyjaźni, współpracy i dialogu.
Spotkanie i "spotkanie"
Tymczasem Kaczyński i Orban rozmawiali sześć godzin. Panowie zapewne ustalali to, co Beata Szydło "ustali" podczas oficjalnej wizyty w Budapeszcie w lutym. Nie ma oficjalnego komunikatu o treści rozmów, ale są domysły i przecieki. Według nich w agendzie były kwestie tego, jak radzić sobie z unijną krytyką, jak grać z Wielką Brytanią ws. referendum i zasiłków, jak grać z Berlinem i Brukselą w sprawie imigrantów oraz czy (i jak) rozmawiać z Rosją w sprawie surowców energetycznych.
Brzmi poważnie, prawda? Znacznie poważniej, niż infantylne powtarzanie zaprogramowanych formułek, które po dwóch miesiącach rządów PiS budzą już tylko pusty śmiech. Ale dotychczas to były tylko poszlaki, wskazówki. Teraz politycy PiS uznali, że nie ma już sensu dłużej ciągnąć tego przykrego teatrzyku.
Szczerość
– Pani premier zajmuje się rządzeniem Polską na co dzień, administrowaniem Polski – powiedział z rozbrajającą szczerością Piotr Gliński. – Jest pewien podział władzy po naszej stronie, podział funkcji – dodawał gość "Jeden na jeden" w TVN24. Stwierdził też, że "spotkali się przywódcy państw". Jeśli nawet twój pierwszy zastępca mówi, że rządzi ktoś inny, to coś jest nie tak.
"Nie tak" jest cały projekt "premier Szydło". To PR-owa wydmuszka na potrzeby kampanii wyborczej. Już przed wyborami pisałem, że jeśli PiS ma rządzić, to niech realny szef przyjmie także formalną odpowiedzialność. Bo dzisiaj Szydło jest jak "redaktor odpowiedzialny". To znana w prawie prasowym instytucja. Redakcje zatrudniały człowieka, który w razie procesu brał na siebie odpowiedzialność. Nawet, jeśli nie miał nic z konkretnym artykułem do czynienia.
Tak jak premier Szydło nie ma nic do czynienia z podejmowaniem decyzji. I tak nie obroni nas ona przed egzotycznymi pomysłami Prezesa, a utrzymywanie tej iluzji tylko pogarsza naszą sytuację, bo przecież rządzenie przez pośrednika jest mniej efektywne. Za poprzednich rządów PiS dojście do tego wniosku zajęło Kaczyńskiemu osiem i pół miesiąca.