Przychodzi taki moment, kiedy życie mówi "sprawdzam", stawiając nas przed skrajnie trudnymi wyborami. W takiej właśnie sytuacji znaleźli się dziennikarze wciąż pracujący w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu. Zostać, czy odejść? Czy jeśli zostanę, będę legitymizował działania PiS, zwolnienie Bogdana Ulki, i wielu, wielu innych koleżanek i kolegów?
Kilka tygodni temu spotkałem się z Jackiem Tacikiem, dawnym dziennikarzem "Wiadomości". Widzieliśmy się dzień po tym, jak szef TAI Mariusz Pilis wezwał go do swojego gabinetu i wręczył wypowiedzenie. Wszystko przez to, że "nie pasował do nowej koncepcji programu".
Twarz ma się tylko jedną
Zapytałem wówczas Tacika, jaka jest atmosfera w TVP. Stwierdził, że ludzie są trochę zmęczeni, a może nawet "bezradni". Rozumieją nową sytuację, ale się z nią nie zgadzają. – Jedni mówią, że chcieliby zostać, ale nie zostaną, bo masz jedno nazwisko i jedną twarz. W pewnych sprawach nie można iść na kompromisy – mówił dziennikarz. I rzeczywiście, wielu nie poszło.
Zwolniona we wrześniu z Polskiego Radia RDC Ewa Wanat rozumie tych, którzy się nie zwalniają i zostają w mediach publicznych. Jak zauważa, trudno od ludzi wymagać heroizmu w imię solidarności ze zwalnianymi kolegami, kiedy sami mają rodziny, dzieci i kredyty. Dodaje jednocześnie, że jakiś rodzaj solidarności należałoby pokazać.
- Przecież nikt nie musi zostać dziennikarzem. Nie ma przymusu. Dlatego spodziewałabym się, że jak ktoś idzie do tego zawodu, to po coś. Ma się poczucie misji, ale i kręgosłup moralny - uważa dziennikarka.
Jedną z osób, które powiedziały "nie" zmianom w TVP była Dominika Wielowieyska. Zdecydowała się odejść z TVP Info, gdzie od roku prowadziła program "Puenta". Odrzuciła również bardzo interesującą propozycję, złożoną przez nowego prezesa TVP Jacka Kurskiego. Uznała, że to, co dzieje się w Telewizji Publicznej, przekracza dopuszczalne granice i standardy, które powinny obowiązywać w mediach publicznych. – Nie chcę być współpracownikiem takiej telewizji. To jest moja forma osobistego protestu – mówi naTemat.
Wielowieyska nie chce jednak powiedzieć, że wszyscy przeciwnicy obecnych zmian powinni zrobić to samo, co ona. – Nie bardzo widzę sens absolutnej solidarności czy strajku. Nie uważam, że wszyscy którzy pracowali wcześniej w mediach publicznych, powinni się teraz zwolnić – zaznacza dziennikarka. Jej zdaniem, każdy musi samodzielnie ocenić, na ile jest w stanie przestrzegać ważnych dla siebie reguł w pracy dziennikarskiej.
Nikt nie zazdrości pracownikom mediów publicznych sytuacji, w której się znaleźli. W końcu większość z nich ma rodzinę, kredyt i wiele innych zobowiązań. Dlatego właśnie dziennikarz Konrad Piasecki nie zamierza nikomu podpowiadać, że powinien odejść z pracy. – To musi pozostać indywidualną decyzją każdego człowieka, podyktowaną jego sumieniem, jego sytuacją, jego poglądami, jego wrażliwością na to, co się dzieje – mówi naTemat.
Dziś jednak pracownicy TVP nie są tak "bojowo nastawieni", nawet gdy nie zgadzają się z decyzjami nowych władz. – Jeśli ich nie wyrzucają, to każdy chce zostać. Ludziom jest przykro, ale każdy robi swoje i tyle – słyszę od pracownika Telewizji Polskiej.
Gdzie jest granica, która nie pozwoliłaby na dalszą pracę w państwowych mediach? Zdaniem Piotra Maślaka, nie jest nią zwolnienie żadnego konkretnego dziennikarza, nawet tak szanowanego jak Bogdan Ulka. – To zwolnienie uważam za skandaliczne. Nikt, kto go choć trochę zna nie może powiedzieć, że Boguś podporządkowuje się jakimkolwiek wpływom czy naciskom politycznym. To dziennikarz, który z obiektywizmu uczynił swój znak firmowy. Najlepiej świadczy o tym sam fakt jego 24 lat pracy. Mimo to, nie mam przekonania, że gesty solidarności na tym etapie są uzasadnione – mówi były dziennikarz TVP Info.
Czas zadać sobie pytanie
Piasecki przyznaje, że boli go seria zwolnień w mediach publicznych. Skalę i ostrość tych zwolnień uważa za "niespotykane", mimo iż każda władza miała w tej sprawie swoje grzechy i grzeszki. – Najczęściej jednak osoby, które były nie w smak władzy, przesuwano na mniej odpowiedzialne stanowiska. Dawano im, mówiąc kolokwialnie - żyć. Marzena Paczuska została szefową "Wiadomości", będąc pracownicą telewizji przez ostatnie osiem lat. To o czymś świadczy – mówi dziennikarz RMF FM i TVN24. Dziś nowa władza nie daje żadnej alternatywy, tylko wyrzuca z pracy.
Wielowieyska nie zamierza piętnować tych, którzy zostali w mediach publicznych i starają się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Co więcej, jej zdaniem robią wciąż dobrą robotę. Nie widzi sensu wprowadzania zasady, że wszyscy, którzy są porządni powinni odejść z Telewizji Publicznej w ramach solidarności. – Absolutnie takiej zasady nie należy promować. Każdy sam musi podjąć decyzję, na ile to, co będzie robił, będzie zgodne z zasadami, które wyznaje – mówi naTemat Dominika Wielowieyska.
Odejść, czyli uciec z pola walki?
Piotr Maślak, będący ofiarą czystek w TVP, mógłby podać szereg powodów do bojkotu mediów publicznych. Ale jego zdaniem zejście z pola walki nie jest najlepszym sposobem na poprawienie standardów TVP i Polskiego Radia. – Jeśli ktoś ma szansę tam pracować i czuje, że nie jest naruszana granica jego niezależności, powinien robić swoje, a takich dziennikarzy wciąż jest w mediach publicznych bardzo dużo – mówi naTemat. Przy czym jest to teraz o wiele trudniejsze, bo pracownicy "starej ekipy" są dziś ostro atakowani w mediach społecznościowych.
Pozostawanie w mediach zdominowanych przez jedną opcję polityczną może być także metodą na ich pluralizowanie. – Można oddać te media, a później wściekać się, że są jednopartyjne. Ale wtedy ponosi się za to współodpowiedzialność. Jeśli wszyscy dziennikarze postrzegający rzeczywistość inaczej, niż obecna władza na znak protestów czy solidarności porzucą media publiczne, sami pozbawiają się prawa do krytykowania TVP czy Polskiego Radia – mówi dziennikarz.
Sytuacja, w której znaleźli się dziennikarze mediów publicznych jest jednym z powodów, dla których Piasecki od lat omija to miejsce pracy. – Ta miotła partyjna zawsze zamiata. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy przyzwoitym jest zgadzanie się na to. Nie pracuję w państwowych mediach, bo te zawsze są sprzęgnięte z podobnymi dylematami – mówi dziennikarz.
Piasecki podpowiada, że najważniejsze jest dziś, by nie stygmatyzować. – Najgorsze, co możemy w tej trudnej sytuacji zrobić, to właśnie dzielić się jeszcze bardziej na tych, którzy zostawszy w mediach publicznych coś legitymizują. No nie, świat jest jednak znacznie bardziej skomplikowany, a nie czarno biały – podsumowuje prowadzący "Piaskiem po oczach".
Ewa Wanat zauważa jednak, że dopóty, dopóki goście przychodzą do programów, i dopóki jest komu te programy robić, to wszystko działa i nie ma powodów do zmiany. - Na to zresztą ta władza liczy - na oportunizm i koniunkturalizm - mówi naTemat dziennikarka.
Gdyby wszyscy solidarnie się namówili i zrobili cokolwiek, żeby bronić kolegów zwalnianych z pracy z powodów niemerytorycznych, na przykład poprzez jednodniowy strajk czy akcję protestacyjną, może inaczej by to wyglądało. A tak po prostu każdy myśli o sobie.
Dominika Wielowieyska
Dziennikarka "Gazety Wyborczej"
Wiem, że wiele osób odeszło z Telewizji Publicznej, choć może nie są postaciami pierwszoplanowymi. Ale zrobili to właśnie dlatego, że uznali, iż to co robili jest niezgodne z ich sumieniem. Znam tych ludzi i bardzo szanuję ich decyzję. Nikt o nich nie napisał i być może mało kto o nich wie. Ale oni właśnie nie chcieli robić tego, co uważają za niezgodne ze standardami czy etyką dziennikarską.
Konrad Piasecki
Dziennikarz RMF FM i TVN24
Przyglądając się temu, każdy musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to jest już ponad jego wrażliwość i wytrzymałość, czy nie.