Zabił, bo naoglądał się filmów. Czy media próbują nam wmówić, że kultura może być niebezpieczna?
Bartosz Świderski
08 lutego 2016, 20:09·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 08 lutego 2016, 20:09
Za każdym razem, kiedy stanie się coś strasznego, ktoś zabije z zimną krwią, media zasypują odbiorców szczegółowymi informacjami na temat ulubionych filmów i książek sprawców. Tak było w przypadku morderców z Rakowisk, tak jest teraz, kiedy poszukiwany jest Kajetan P. Jednak takie tłumaczenia dla rozsądnego człowieka nie są przekonujące. Czy to możliwe, żeby ktoś postanowił zabić pod wpływem ulubionego serialu?
Reklama.
Polski Hannibal
Takich historii jest wiele. Że kilkuletni chłopiec wyskoczył przez okno, bo myślał, że poleci jak Superman. Albo że ktoś był tak zafascynowany jakimś bohaterem, że postanowił się do niego upodobnić. Jednak niemal każdy z nas ogląda te filmy i seriale, które mają być inspiracją do morderstw, wielu czyta te książki i nikogo nie zabijamy.
Głośna od kilku dni sprawa Kajetana P., domniemanego zabójcy nauczycielki włoskiego z warszawskiej Woli, zaczyna już żyć własnym życiem. Oliwy do ognia dolał „Super Express”, na łamach którego opublikowano przetłumaczony z łaciny wiersz pod tytułem "Kolacja Hannibala Lectera", który określono jako pochwałę mordu. Dzieło miało być inspirowane bohaterem książki Thomasa Harrisa i poezją Horacego.
Pojawiły się głosy, że Lecter był idolem poszukiwanego mężczyzny, narodziły się domysły, że swoją ofiarę chciał zjeść, ale nie dał rady i postanowił ją spalić. Są to tylko medialne plotki, które zauważyły potencjał w historii - ludzie na okrągło chcą nowych informacji, żyją okrutnym morderstwem i rozmawiają o tym z sąsiadami.
"Jak się dowiedzieliśmy, 27-latek uczył się antycznego języka w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim. Napisany przez niego wiersz na cześć Lectera to opis krwawej uczty, w czasie której zjadane są ludzie szczątki. Makabrycznej kolacji nadaje on charakter mistyczny. W ostatnich wersach mówi zaś o sile pchającej do sztuki morderstwa" – czytamy na tvn24.pl.
Portalowi wtóruje "Polska The Times": "Nie ukrywał swoich fascynacji filmową postacią kanibala i mordercy Hannibala Lectera" – pisze.
Z mediów dowiadujemy się, że poszukiwany pracował w miejskiej bibliotece, gdzie organizował spotkania na tematy filozoficzne, a w jego pokoju odnaleziono liczne dowody świadczące o jego fascynacji śmiercią oraz że „chorobliwie czcił” postać Lectera z horroru „Milczenie owiec” – mordercy, który zjadał mózgi swoich ofiar. Takie wyjaśnienie znajdziemy w "Super Expressie".
Urodzeni mordercy
Pod koniec 2014 roku Polska żyła zbrodnią z Rakowisk. Historia również rozpalała widzów i czytelników. Oto nastoletni kochankowie zabili rodziców chłopaka, którzy sprzeciwiali się ich związkowi. Zuzanna była poetką, a Kamil cichym, niczym nie wyróżniającym się chłopakiem. Niemal od samego początku uwaga mediów skupiła się na twórczości dziewczyny - publikowano wiersz, w którym poruszała temat śmierci, choć dla wielu opowiada w nim o swojej miłości i tęsknocie. Wywnioskowano, że o popełnieniu zbrodni myślała od dłuższego czasu, przelewała swoje frustracje na papier.
Po przesłuchaniach pary w mediach pojawiły się informacje, że do morderstwa zainspirowały ich przesycone agresją filmy, na przykład „American Pscycho” Mary Harron, a Karolina Korwin - Piotrowska stwierdziła, że Zuzanna i Kamil przypominają bohaterów „Urodzonych morderców” Oliviera Stone’a. Po czym stwierdziła, że byli kinomanami, lubili filmy Davida Lyncha i Quentina Tarantino, co wśród młodzieży jest rzadkością. – To nie były jakieś głupie dzieciaki. Doczekaliśmy się swoich "urodzonych morderców”. Choć akurat filmowi bohaterowie Olivera Stone'a byli kryminalistami. Oni dopiero się nimi staną – komentowała Korwin-Piotrowska w 2014 roku.
W „Dzienniku Wschodnim” opublikowano również wypowiedź psychologa i specjalisty profilaktyki społecznej i resocjalizacji - Andrzeja Komorowskiego. – Pierwotnie oni nie mieli zamiaru zbrodni. Najpierw to była gra. Zachwycili się fantazjami. Ale z czasem nakręcili się tą bajką. Wyimaginowany obraz, który mieli w głowach, stał się rzeczywistością. Brutalne filmy, które oglądali, mogły tylko wzmacniać ich fantazje. By zrealizować swój plan, musieli o nim rozmawiać. To mi przypomina zbrodnię dokonaną przez sektę Charlesa Mansona, kiedy zamordowana została m.in. Sharon Tate, ówczesna żona Romana Polańskiego. Do zbrodni też wykorzystano noże, w domu też było dużo krwi – stwierdził psycholog.
Łapu - capu
Kiedy w latach 60-tych Charles Manson zyskał sławę guru morderczej "rodziny", media rozpisywały się o tym, że inspiracją do serii zbrodni były utwory zespołu The Beatles, szczególnie "Helter Skelter". Powstały filmy i książka na ten temat o tym samym tytule. Zwrot ten można przetłumaczyć jako "łapu-capu", co prawdopodobnie pasuje do sposobu wybierania ofiar przez grupę.
Sam Manson miał tłumaczyć, że dokonuje apokaliptycznej wojny rasowej, która według niego opisana jest subtelnie w piosence liverpoolskiego bandu. Nie wiadomo, jaka jest prawda. Być może Manson szukał odpowiedniego usprawiedliwienia swoich poczynań, ponieważ wyczuł, że zespoły rockowe odbierane są przez część społeczeństwa jako deprawujące. Być może to media zasugerowały mu odpowiedź na pytanie "dlaczego?". Albo, co przecież nie jest nieprawdopodobne, powiązanie "rodziny Mansona" z "Helter Skelter" obrosło taką legendą, że brane jest za prawdę.
To nie jest charakterystyczne tylko dla XX i XXI wieku, że media próbują przypisać zgubny wpływ kulturze. Ze szkoły pamiętamy "efekt Wertera", który miał mieć związek z falą samobójstw młodych ludzi w XVIII wieku. Bohater "Cierpień młodego Wertera" Johanna Wolfganga von Goethego był dandysem, ubierał się w charakterystyczny niebieski frak i w żółtą kamizelkę, tak bardzo cierpiał, że popełnił samobójstwo.
Młodzi romantycy mieli po przeczytaniu powieści naśladować jego strój i masowo się zabijać. Teraz nazwa tego zjawiska pojawia się, kiedy po nagłośnieniu w mediach samobójstwa znanej osoby wzrasta liczba samobójstw w społeczeństwie. Jednak oskarżanie bohatera powieści o doprowadzenia kogoś do zabicia się wydaje się być mało rozsądne.
Tak, ale…
Jak to się dzieje, że miliony odbiorców dzieł kultury i popkultury reaguje na nią tak, jak powinno? Czyli nigdy nie przyjdzie im do głowy, żeby powtórzyć w życiu to, co widzieli na ekranie albo to, co przeczytali. Z kolei niektórych morderców próbujemy z kulturą powiązać. Pomocna może być odpowiedź psychologa z Centrum Psychologii Kryminalnej Jana Gołębiowskiego.
– Kiedy media podają informacje o inspiracjach morderców zaciągniętych z popkultury, to nie jest usprawiedliwianiem zbrodni, a raczej szukaniem przyczyny. Część ludzi oglądając filmy identyfikują się z bohaterami, a nawet inspirują się wydarzeniami tam przedstawionymi. Nie każdy jednak zabija. Filmy czy książki podkręcają potencjał mordercy, ale nie budzą mordercy w normalnym człowieku. Popkultura ma na nas wpływ, inspiruje nas, jednak to bardziej dotyczy osób z zaburzoną osobowością, czasami też chorych psychicznie - na przykład na schizofrenię paranoidalną – wyjaśnia ekspert.
– Ludzie normalni, zdrowi, nie inspirują się dosłownie historiami filmowych mordów. To zaburzenia osobowości mogą zmotywować do przestępstwa. Czasami może to być zaburzenie osobowości np. psychopatia, a czasami wystarczy niedojrzała osobowość. Najczęściej morderstwa są dokonywane impulsywne, ludzie zabijają pod wpływem wybuchu emocji, swoją rolę odgrywa również alkohol. Dużo mniejsza część zbrodni jest zaplanowana. Zdarzają się i tacy sprawcy, którzy przed zbrodnią czytają nawet fachowe książki związane z kryminologią czy medycyną sądową – dodaje Jan Gołębiowski.
– Należy zastanowić się, jaką motywacją kierował się morderca. Motywacja może być złożona, mogą w niej pojawić się motywy wiodące i motywy towarzyszące. W przypadku Kajetana P. mamy do czynienia z zabójstwem kobiety, więc należy rozważyć motywację seksualną. Niektórzy mordercy również zabijają, żeby podnieść swoją samoocenę, tak również mogło być i w tym przypadku. Zabójstwo w oczach sprawcy wyróżnia go z populacji, daje poczucie mocy, kogoś wyjątkowego i w ten sposób właśnie podnosi samoocenę. Może to wynikać z zaburzonej osobowości ale nie można też wykluczyć poważniejszych zaburzeń psychicznych, nawet początku choroby psychicznej np. schizofrenii – wyjaśnia psycholog w rozmowie z naTemat.pl.