Niedawno w internecie pojawiła się strona rayfish.com. Wygląda jak normalny sklep z butami on-line, ale to tylko pozory. Serwis twierdzi, że opracowali metodę ingerowania w DNA płaszczek, tak, by każdy mógł sobie wyhodować własne, jedyne w swoim rodzaju, buty. Przekręt? Prawda? Element jakiejś akcji społecznej? A może po prostu najbliższa przyszłość?
Na razie nie możemy zamówić butów z genetycznie modyfikowanej płaszczki. Na stronie znajdziemy informacje, że jest możliwość wygrania pary za darmo, po wzięciu udziału w konkursie. Polega on na zaprojektowaniu swojego wzoru z dostępnej palety wzorów przeniesionych z innych zwierząt. Możliwości jest mnóstwo. Po rozpoczęciu produkcji, buty mają kosztować tysiąc osiemset dolarów.
Choć wszystko wygląda bardzo profesjonalnie i na początku od razu daliśmy się w redakcji nabrać, przyszła chwila zastanowienia. Zaglądając głębiej, widzimy w różnych miejscach strony podejrzane rzeczy, które mogą świadczyć o tym, że jest to oszustwo, bądź zaplanowana akcja społeczna. Przykładowo na jednym z filmów, gdzie ma przemawiać szef RayFish (zobacz tutaj), na początku widzimy centralnie umieszczone logo organizacji WWF, a sam prezes wydaje się być aktorem. Dlatego postanowiliśmy sprawdzić fakty.
Wiele wskazuje na to, że to kłamstwo
Profesor Piotr Węgleński, biolog i genetyk, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego, zaczyna ironicznie – Czy pan sprawdził, że z płaszczek można zrobić buty? – pyta profesor. Z braku specjalistów od hodowli płaszczek i produkcji z nich obuwia, postanowiliśmy skupić się jednak na kwestiach genetyki. Naukowiec mówi nam też, że bezpośrednie modyfikowanie genetyczne tych zwierząt byłoby po prostu niepraktyczne dlatego, że możemy wybrane wzory i kolory osiągnąć dużo taniej przez selektywne rozmnażanie, jak robimy od wielu, wielu lat z krowami, końmi, gołębiami czy psami.
Inny naukowiec, profesor Piotr Stępień z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego także był sceptyczny – Sądzę, że to jest jakieś oszustwo, ale musiałbym zapoznać się z materiałami. Modyfikacja genetyczna płaszczek jest bardzo trudna. Może być to jakaś akcja promocyjna na przykład przeciwników GMO – mówi profesor.
Także profesor Magdalena Fikus z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN mówi, że wygląda to podejrzanie – Z punktu widzenia biologii, to na razie nie jest możliwe. Żadnego skomplikowanego organizmu nie wyprodukowaliśmy. – tłumaczy naukowiec i dodaje – Wzorów na pewno nie da się projektować w ten sposób, z kolorami to co innego. Nie widziałam takich prac, żeby sterowano kolorem ryby, płaza czy gada. Tym kieruje kilka genów. Może coś takiego dzieje się na świecie. Ale nawet, jeśli jest to możliwe to, czym miałoby się różnić od farbowania? Może to podpucha, albo oszustwo – opowiada profesor.
Realny stan obecny
Możemy więc założyć, że jest to prawdopodobnie początek jakiejś kampanii społecznej. Znając kreatywność sprzeciwiających się genetycznie modyfikowanym organizmom ekologów, to pewnie sprawka jednej z ich organizacji.
Może buty z modyfikowanych genetycznie płaszczek to jeszcze bardzo daleka przyszłość, ale już teraz zaczynamy wchodzić w sferę genetycznej modyfikacji zwierząt dla rozrywki, mody czy osobistej przyjemności. Pojawiają się laboratoria komercyjnie klonujące psy (od niedawna także koty), dzięki którym możemy się cieszyć identyczną kopią swojego pupila, gdy przyjdzie się nam pożegnać z jego oryginalną formą. Na razie jest to jednak jeszcze bardzo drogie.
Na rynku amerykańskim (i tylko tam – oprócz Kalifornii, która wprowadziła restrykcje) możemy też zakupić GloFish – opatentowane ryby (danio pręgowane), które świecą. Do wyboru mamy pięć kolorów – zielony, czerwony, pomarańczowy, niebieski i fioletowy. Rybki wyglądają niesamowicie, ale ich "zaprogramowanie" nie było, aż tak skomplikowane jak koloru i wzoru potencjalnej modyfikowanej płaszczki. – Taką reakcję powoduje jeden gen, jeden enzym. Mieliśmy też już świecące myszy i inne zwierzęta – tłumaczy profesor Fikus. Oczywiście z takich ryb czy myszy nie zrobimy świecących butów, fluorescencja jest aktywna dopóty, dopóki zwierzę żyje.
Jak jest z legalnością takich działań w Polsce? Prawo nie jest jednoznaczne. Profesor Piotr Stępień mówi, że pewnie nie byłoby problemów z obrotem produktem z modyfikowanych genetycznie zwierząt, szczególnie, jeśli nie służyłby konsumpcji. Profesor genetyki Ewa Bartnik z Instytutu Genetyki i Biotechnologii UW oraz Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN tłumaczy – Nie wiem, co by było ze sprzedawaniem takich zwierząt, ale samo eksperymentowanie w laboratorium oczywiście byłoby możliwe. Od lat modyfikuje się u nas na przykład myszy, króliki czy świnie. Trzeba wystąpić do Ministerstwa Środowiska o pozwolenie – mówi Bartnik.
– Nasze prawodawstwo jest jeszcze bardzo daleko w tyle, na razie zastanawiają się czy wprowadzić u nas kukurydzę z dodanym jednym genem – tłumaczy profesor Fikus. Kwestiom związanym ze zwierzętami modyfikowanymi genetycznie na razie nie było potrzeby się zajmować, bo większość z nich nie wychodzi na razie poza laboratoria. Dlatego nie ma też presji społecznej w tym temacie. – Były jakieś strachy kilka lat temu, gdy mówiło się o karpiach traktowanych hormonem wzrostu, ale od tamtej pory jest cisza – opowiada profesor Bartnik.
Przyszłość
Kiedy doczekamy się sklepów zoologicznych, w których będziemy mogli zaprojektować sobie genetycznie zwierzęta? – Na pewno z czymś takim zetkniemy się szybciej niż z modyfikacją dzieci. Będzie to mniej wątpliwe etycznie dla ludzi i stanie się poligonem doświadczalnym – spekuluje profesor Fikus i dodaje – Wątpliwe bym doczekała się tego za swojego życia, a jeszcze z dziesięć lat zamierzam żyć. Sklepy, w których zamówimy sobie kota z przykładowo grubszym ogonem, pojawią się pewnie za jakieś pięćdziesiąt lat. Tak samo jak z klonowaniem, będzie to początkowo bardzo drogie, i żeby każdy mógł sobie na coś takiego pozwolić, potrzebne będzie jeszcze jakieś piętnaście lat – tłumaczy profesor Fikus.
Na podobne problemy zwraca uwagę profesor Ewa Bartnik – Pytanie ile będziemy skłonni zapłacić za takie zwierzę – mówi naukowiec i stawia też inną ważną kwestię – Wiele zależy od tego, jakie trendy w społeczeństwie wygrają. Europa jest obecnie bardzo przeciwna organizmom modyfikowanym genetycznie. Jeśli zmieni się myślenie, to za kilkadziesiąt lat będziemy mogli sobie zaprojektować zwierzęta domowe – mówi profesor Bartnik.
Pamiętajmy jednak, że to tylko spekulacje, a rozwój nauki potrafi nas zaskakiwać. Nawet uznanych naukowców: – Kiedyś kolega syna, który wiedział, że jestem genetykiem zapytał mnie, czy możliwe jest klonowanie ssaków. Ja powiedziałam, że nie, bo to za bardzo skomplikowane. Następnego dnia po przebudzeniu włączyłam radio, a tam mówili o owcy Dolly – śmieje się profesor Magdalena Fikus.