Puszczalscy i zasady - brzmi to dość dziwnie. W końcu albo idziemy w tango, albo grzecznie zostajemy z mężem w domu. Jak połączyć jedno i drugie? Jak puszczać się i nie czuć się puszczonym kantem? Jak uprawiać wolną miłość i nie być zazdrosnym? Na te i wiele innych, równie zawiłych pytań, próbują odpowiedzieć autorki książki „Puszczalscy z zasadami”, przewodniku po seksie dla ubogich. Czy rzeczywiście potrzebujemy dziś porad w każdej dziedzinie życia?
„Puszczalscy z zasadami” Dossie Easton i Janet W.Hard to lektura dla wytrwałych. Puszczania uczymy się na prawie 400 stronach. W trakcie można zwątpić w miłość, seks i inne przyjemności. W końcu trudno nabrać ochoty na skok w bok, kiedy przeczyta się o wszystkich zagrożeniach jakie mu towarzyszą. Zazdrość, poczucie odrzucenia, HIV i niechciane ciąże to tylko niektóre z nich. Oczywiście autorki, które swoją drogą były kiedyś kochankami, w żaden sposób nie zniechęcają do niezobowiązującego seksu. Po prostu w siermiężnym sposób, krok po kroku tłumacza jak to się je. Czy rzeczywiście trzeba przeczytać poradnik żeby pójść z kimś do łóżka?
W dobie książek „Nauka gry w golfa w weekend” czy „Niemiecki w dwa tygodnie”, nie dziwne, że powstają książki typu „Puszczalscy z zasadami”. W końcu dziś nic nie jest oczywiste, a seksu najlepiej uczyć się z książek. Przynajmniej z takiego założenia wyszli wydawcy, którzy zdecydowali zainwestować w puszczalskich. Poradnik napisany jest w nieznośnym, amerykańskim stylu. Wszystko więc tłumaczone jest od a do zet i okraszone wyssanymi z palca historyjkami, po to żeby czytelnik na pewno zrozumiał o co chodzi. Dodatkowo każdy rozdział kończy się ćwiczeniami. Wiadomo, praktyka czyni mistrza. Zadania są wszelakie, od nauki afirmacji, która polega na ciągłym powtarzaniu zdania „Problemy to szansa na rozwój”, czy „Własną drogą zmierzam ku ekstazie”, przez uczenie się nakładania prezerwatywy ustami ( w rozdziale bezpieczny seks), po stwarzanie listy „puszczalskich” celebrytów i doszukiwania się pozytywów we frywolnym stylu bycia.
Ćwiczenia to jednak nie wszystko, irytujący w całej lekturze jest też język. Rozdziały „Jak zdobyć sprawność puszczalskiego” czy zdania „Przyzwoita rozwiązłość to dom z wieloma pokojami” to w książce absolutna norma. Nieznośny jest nie tyle przejęty z poradników dla gospodyń domowych styl, ale też pseudonaukowe tezy, które przewijają się przez tekst. Z grubsza przecież chodzi o to, że każdy ma swoją seksualność, którą lepiej rozwijać niż tłumić. Czy potrzeba 400 stron żeby wyjaśnić tak prostą sprawę? Moim zdaniem nie. Chyba, że chce się poznać historię frywolnych związków na przestrzeni wieków, dowiedzieć się jak nie zarazić się HIV czy poszukać odpowiedzi na pytanie, czy warto nago chodzić przy dzieciach. Takich rad zdecydowanie w książce jest najwięcej.
Świerszczyki, skarpetki, potwory. Co kryje się pod redakcyjnym łóżkiem?
Nie oszukujmy się. Jeśli masz się puścić, to i tak to zrobisz. Jeśli miałeś kiedykolwiek jakieś zasady w życiu, to raczej będą ci towarzyszyć. Jeżeli kiedykolwiek widziałeś jakikolwiek film amerykański, to wiesz też na czym polega seks. Reszta nie jest ci potrzebna. Ten kto ma ochotę wdać się we flirt, romans, czy zaszaleć w trójkąciku i tak to zrobi. A ten kto chce, a nie potrafi, niech nie szuka pomocy w poradniku. W końcu życia nie można się nauczyć.