
Jeszcze w 2009 roku 20-lecie transformacji ustrojowej świętowano z wielką pompą. Uśmiechnięci panowie wręczali odznaczenia innym uśmiechniętym panom, wygłaszali laudacje, wymieniali uściski dłoni w świetle fleszy.
Od tego momentu głos niezadowolonych był coraz bardziej słyszalny. Nie chodziło o to, że nie zauważali żadnych zmian na lepsze, żadnych plusów transformacji, od których zaczęła się III RP. Po prostu mieli dość tego, że media głównego nurtu przedstawiają tylko jedną, jasną stronę przemian i rozmyślnie ignorują drugą, bardziej adekwatnie odzwierciedlającą ich doświadczenia.
Do elity politycznej zaczęły docierać pierwsze, groźne pomruki. Początkowo zastosowała sprawdzony manewr i udawała, że nic nie słyszy, że nic się nie dzieje. Potem wekslowała coraz głośniejsze przejawy niezadowolenia jako pojedyncze wybryki roszczeniowców. Przecież jest fantastycznie.
Nagle wszyscy zaczęli mówić o umowach śmieciowych. O żenująco niskich stawkach za godzinę pracy. O bezrobotnych. O młodzieży, której plan na życie w Polsce to zarobić na bilet lotniczy w jedną stronę. O nierównomiernym rozwoju Polski. O tragicznym położeniu opiekunek i opiekunów osób z niepełnosprawnością.
Prasa zaczęła opisywać historie byłych pracowników korporacji, którzy po utracie pracy nagle trafiali do innej rzeczywistości i orientowali się, że człowiek tylko w ograniczonym zakresie jest kowalem własnego losu. Przekonali się, że nie można postawić znaku równości między bezrobotnym lub pracującą ubogą, a roszczeniowym leniem. Rewidowali swoją opinię o planie Balcerowicza. Przekonywali się, że złe prawo ma znaczenie, gdy swojej wolności nie ma za co kupić. Rzeczywistość powiedziała im "sprawdzam".
Na to, że neoliberalizm gospodarczy pcha Polskę w objęcia PiS-u, a potem kierunek się odwraca, zwraca uwagę socjolog i kulturoznawca Jan Sowa. Jego zdaniem "z każdym obrotem liberalno-konserwatywnej śruby robi się gorzej". Z tych pozycji krytykuje Komitet Obrony Demokracji, który według niego nie dostrzega namacalnych – materialnych – przyczyn, dla których wybory wygrał PiS.
Wolność to piękna sprawa. Ale jak się nie ma za co dojechać do Warszawy z Radomia, to trudno docenić uroki Schengen, dzięki którym można polecieć do Rzymu. Czytaj więcej
W ostatnim czasie nastąpił wysyp tekstów i książek krytycznie oceniających transformację z pozycji centrowych i lewicowych. Głos zabierają także architekci zmian z lat 90-tych, którzy z perspektywy czasu żałują części ówczesnych posunięć. "Byliśmy głupi" – wyznaje odważnie Marcin Król wspominając okres politycznego oczarowania wizją polskiego "American dream", który każdemu pracowitemu Polakowi i każdej pracowitej Polsce da stabilną sytuację życiową, labradora i dom z ogródkiem. Rafał Woś, dziennikarz tygodnika "Polityka" pisze o "Dziecięcej chorobie liberalizmu". Czytane i dyskutowane są dawniejsze i współczesne teksty Ewy Majewskiej, Ewy Charkiewicz i Anny Dzierzgowskiej.
Jeśli już przechodzimy przez okres smuty, to warto ten czas wykorzystać nie tylko na protesty, ale też solidnie przemyśleć własne błędy. Bo nie jest tak, że Kaczyński poprowadził lud na manowce, a my - cali na biało. Mamy istotny udział w fatalnym klimacie, w którym obecnie tkwimy po szyję. Czytaj więcej
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl