Prezydent Andrzej Duda miał objąć patronatem m.in. planowany na 27 lutego I Hajnowski Marsz Żołnierzy Wyklętych. Kontrowersje budzi organizator marszu – Obóz Narodowo-Radykalny, oraz plakat, na którym pojawia się Romuald Rajs "Bury" – oskarżany o zbrodnie przeciwko ludzkości. Kim jest postać, z powodu której Kancelaria Prezydenta zmieniła zdanie?
Na plakacie promującym imprezę przedstawiony jest m.in. Romuald Rajs ps."Bury". To życiorys tego partyzanta wzbudza kontrowersje i zdaniem części komentatorów nie powinien mieć nic wspólnego z upamiętnianiem żołnierzy wyklętych.
Lata w konspiracji
Biografia Rajsa jest typowa dla rejonu Wileńszczyzny. Ten żołnierz urodzony w 1913 roku w Jabłonce zaraz po gimnazjum wstąpił do Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich. Dla wielu kresowiaków była to przepustka do kariery i lepszego świata. Wojsko było dla nich drugim domem i jedyną rzeczywistością jaką znali.
Podczas kampanii wrześniowej oddział Rajsa (85 Pułk Piechoty) walczył w armii "Prusy" i został rozproszony 5–6 września w walkach pod Tomaszowem Mazowieckim. Te starcia osłaniały przegrupowanie polskich oddziałów i umożliwiły przygotowania do kontrofensywy i bitwy pod Bzurą.
Sam Rajs ps. "Bury" nie złożył łatwo broni. Jego oddział został rozbity 15 września pod Lublinem. Rajs znów uszedł z bronią, ale szybko został zatrzymany i odesłany do Berezy Kartuskiej w celu złożenia broni i zdania koni. Później... zwolniono go do domu. Żołnierz nie mógł długo wytrzymać bez walki i szybko zaczął wchodzić w skład pierwszych wileńskich konspiracyjnych organizacji. Przeszedł szlak, który był udziałem wielu przedwojennych wojaków – Związek Walki Zbrojnej, później Armia Krajowa.
Partyzantka była tym, co "Bury" kochał i umiał robić. Surowy, dynamiczny i bezkompromisowy, intensywnie zwalczał litewskich kolaborantów oraz niemieckich żandarmów. Gdy linia frontu wschodniego zbliżała się do Wilna, podjął walkę z NKWD i radzieckimi partyzantami, którą uznawał za swój naturalny obowiązek. Od 1943 roku dowodził 1. kompanią szturmową w 3. Wileńskiej Brygadzie AK. Rok później jego oddział został jednak rozbity. Szczęśliwie, dzięki bohaterstwu "Burego", udało się wydostać z okrążenia i żołnierze rozeszli się do domów.
Rajs w październiku 1944 roku zapisał się do komunistycznego Wojska Polskiego pod fałszywym nazwiskiem Jerzy Góral. Dowodził w tym czasie plutonem w Ochronie Lasów Państwowych, właśnie w Hajnówce. Gdy jednak mjr. Zygmunt Szendzielarz postanowił odtworzyć V Wileńską Brygadę AK, dawny partyzant zdezerterował. Zabrał ze sobą 29 żołnierzy oraz sprzęt i został dowódcą 2 szwadronu tego oddziału. Na koncie miał m.in. zwycięską potyczkę z Armią Czerwoną w powiecie siemiatyckim. Za służbę otrzymuje Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari
Mimo decyzji o rozwiązaniu AK nadal walczono na Wileńszczyźnie i dopiero we wrześniu 1945 roku mjr. Szendzielarz rozwiązał V Wileńską Brygadę AK. Rajs jednak jak zwykle broni złożyć nie chciał i kontynuował walkę w porozumieniu z innymi żołnierzami wyklętymi.
Oddział Rajsa liczył 228 ludzi i toczył walki z milicją, Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz bezpieką. Partyzantom jednak usuwał się grunt spod nóg. Coraz więcej urzędów w terenie sprawiało, że poprzez sieć donosicieli należących do Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, partyzanci stali się łatwym celem. Postanowiono więc spacyfikować wsie powiatu bielskiego, aby nikomu nie przyszło do głowy donieść na żołnierzy podziemia. Winnym wszystkiego mieli być Białorusini.
Rajs objął dowodzenie nad oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Jego zadaniem było zastraszenie i pacyfikowanie okolicznej ludności. W Zaleszanach zabito lub spalono żywcem 16 osób, w Puchałach Starych rozstrzelano 30 prawosławnych białoruskich chłopów. W późniejszych akcjach w Zaniach i Szpakach zamordowano 31 cywili.
Oddziały partyzanckie zostały jednak rozproszone przez przeważające siły aparatu bezpieczeństwa. Rajs wyjechał do Elbląga, następnie pracował w Karpaczu, gdzie w listopadzie 1948 roku został zatrzymany. Jego proces był szeroko opisywany w ówczesnych gazetach – władze miały w ręku człowieka, który nie tylko podniósł rękę na władzę ludową, lecz także pacyfikował ludność cywilną. Dla dodania dramaturgii dodana została również sprawa rzekomego rozstrzelania milicjantów i członków MBP. Rajs skazany został na karę śmierci, mimo swej obrony mówiącej o winie zastępcy. Wyrok wykonano 30 grudnia 1949 w więzieniu w Białymstoku. Miejsce pochówku nadal pozostaje nieznane.
To nie było ludobójstwo
W poniedziałek wybuchła dyskusja wywołana patronatem Dudy. O zawiłej sprawie pisał w naTemat Adam Gaafar. Tak naprawdę prezydent objął patronatem cały dzień żołnierzy wyklętych – na stronie głowy państwa marsz w Hajnówce jest jedną z imprez należących do obchodów. Najważniejsza w dyskusji stała się ocena "Burego". Zdaniem części komentatorów był on bohaterem, inni oskarżali kapitana o ludobójstwo.
Cała akcja w powiecie bielskim nie wyczerpywała jednak wszystkich znamion ludobójstwa. Termin ten po raz pierwszy użył polski prawnik pochodzenia żydowskiego Rafał Lemkin. Do warunków należą dolus specialis i mens rea zbrodni. Terminy te kwalifikują zbrodnie ludobójstwa jako popełnioną celowo z zamiarem zniszczenia całej grupy etnicznej, wyznaniowej, rasowej etc. W przypadku zbrodni popełnionych przez oddziały "Burego" takich znamion nie ma. Nie chciano bowiem wymordować wszystkich Białorusinów, a jedynie poprzez terror zmusić ich do uległości.
Jak więc określić mordy dokonane przez oddziały "Burego"? W gruntownym śledztwie IPN zakończonym w 2005 roku, stwierdzono, iż "doszło do zbrodni przeciw ludzkości o znamionach ludobójstwa". Drugi element definicji pojawił się, ponieważ rozkazy jasno mówiły o mordowaniu wyłącznie ludności białoruskiej. Winą za zbrodnię IPN obarczyło Rajsa.
To jednak niejedyne plamy na mundurze "Burego", który w partyzantce otrzymał stopień kapitana. W jednym z pacyfikowanych domów żołnierze "Burego" zgwałcili nastoletnią dziewczynę, zaś inną 18-latkę zastrzelili po nieudanej próbie zgwałcenia.
Rehabilitacja czy zadośćuczynienie?
Historia żołnierzy wyklętych nie jest łatwą do pojęcia dla współczesnych. Kilka lat okupacji niemieckiej i sowieckiej demoralizująco wpłynęło również na partyzantów. Czy to jednak tłumaczy gwałty i mordy na ludności cywilnej?
"Bury" został zrehabilitowany w 1995 r. Sąd w orzecznictwie podał, że: "wydając rozkazy dotyczące m.in. pacyfikacji białoruskich wsi, działał w sytuacji stanu wyższej konieczności, zmuszającego do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie". Rodzina Rajsa otrzymała około 180 tys. zł odszkodowania. Ofiary kapitana partyzantki pochowano dopiero dwa lata później, zaś w 2002 roku doczekały się pomnika.
Teraz w prawosławnej w dużej mierze Hajnówce chcą maszerować narodowcy wychwalając Rajsa. Informację o wydarzeniu można odnaleźć na stronie prezydenta. I może to dobrze, wszak wojna nigdy nie była łatwa do pojęcia. Wielu żołnierzy dokonywało wyborów, z których nie byli dumni. Warto więc przypomnieć historię "Burego", która ukazuje, że wbrew politycznym mitom historia nie jest czarno biała i często kończy się tragedią. To lepszy sposób na przypomnienie sprawców i ofiar niż robienie ze sprawy polityki.
Napisz do autora: piotr.celej@natemat.pl
Reklama.
Wspomnienia ofiary masakry w Zaniach P.M.
(...)Wziąłem dwie moje córki na ręce, wyszedłem z nimi na dwór i przez ulicę, biegiem. Jak najprędzej, do lasu! Za mną strzelali, kula trafiła mnie w biodro, upadłem z córkami w bruzdę w ogrodzie. Skądś przybiegła moja siostra, zabrała dziewczynki i poniosła za wieś. Patrzę, leży moja mama w ogrodzie, zabita. Podczołgałem się do niej, dotykam, a ona się już nie rusza. Leżałem obok niej nie wiem jak długo, aż słyszę, krzyczą: - Zbiórka! zbiórka! Wioska płonie, oni jadą ulicą, zauważyli nas, podchodzi jeden, drugi: - K...a mać, nie ma naboi! Potem podchodzi trzeci z karabinem, taki konus, może z metr w kapeluszu – strzela w mamę, już martwą. Potem strzelił we mnie. I ja wtedy, jak leżałem, od razu usiadłem. Siadłem i nie wiem co się ze mną stało. Nic więcej nie widziałem. Kula wybiła mi jedno oko, przeszła przez kość nosową i wyłupiła drugie. Ono, jak mi potem ludzie mówili, wisiało jakiś czas na jednej żyłce. Tamci poszli dalej, a ja zostałem tam, siedząc bez oczu, żywy. I temu konusowi nie starczyło amunicji na mnie. (...) Na początku lat siedemdziesiątych w tym miejscu postawiono tablicę pamiątkową. Wyryto na niej 24 nazwiska. Najstarszemu z zabitych było 83 lata, najmłodszemu – 4. (...) Zanie spalił jeden z oddziałów tak zwanego Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS), którym dowodził Bury (Romuald Rajs). Oddział składał się z akowców, którzy przyszli na Białostocczyznę z Wileńszczyzny, a także miejscowych Polaków. (...)Zapisałem te słowa 17 kwietnia 1990 roku w Zaniach, na białoruskiej wysepce w Rzeczypospolitej Polskiej. Ja nie czuję nienawiści do Polaków.