Kierowca karetki stanął przed dramatycznym wyborem. Na podjęcie decyzji miał zaledwie kilka sekund. Aby dowieźć poszkodowanych do szpitala, zdecydował się na staranowanie bramki wjazdowej na autostradzie A4. Przedstawiciele służb ratunkowych już wcześniej alarmowali, że stracony czas na bramce wjazdowej, w celu pobrania biletu, może kosztować kogoś życie. Kto zawinił? Lekarze czy administrator bramek?
Czarny scenariusz służb ratunkowych sprzed kilku dni właśnie się spełnił. 2 czerwca około godz. 22.30 w pobliżu węzła autostradowego Przylesie doszło do wypadku. O zajściu poinformował dyżurny komendy wojewódzkiej policji. Według relacji policjanta, 20-letni kierujący peugeotem 206 wjechał do rowu i uderzył w drzewo. W wypadku
poszkodowane zostały dwie osoby. Według dyżurnego straży pożarnej, jedna z nich była reanimowana. To wszystko sprawiło, że kierujący karetkami, wobec braku możliwości wjazdu na autostradę A4, postanowili staranować bramkę wjazdową, by jak najszybciej dotrzeć do szpitala w Opolu.
- Rzeczywiście taki fakt miał miejsce. Lekarze ze szpitala, w związku z tym, że poszkodowani byli ciężko ranni, postanowili staranować bramkę i przewieźć ich do Wojewódzkiego Centrum Medycznego - potwierdza w rozmowie z naTemat nadkom. Maciej Milewski, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Komendy Policji w Opolu. Jak zaznacza policjant, firma, która administruje bramkami, nie zgłasza żadnego wykroczenia w związku ze staranowaniem bramek wjazdowych na autostradę: - Na lekarzy nie zostania nałożona kara, ponieważ firma Kapsch nie zgłasza żadnych roszczeń w tej sprawie - dodaje.
Dr Arkadiusz Niczyponuk, specjalista medycyny ratunkowej z Katowic podkreśla, że sytuacja, która miała dzisiaj miejsce na A4, co najmniej go dziwi: - U nas wygląda to zupełnie inaczej. Po ustaleniach z administratorem bramek ustaliliśmy, że karetka na sygnale, która wiezie pacjenta, informuje pracowników firmy, która zarządza bramkami, o zdarzeniu, po czym skrajna bramka na autostradzie od razu zostaje otwarta - mówi lekarz. Jednocześnie dodaje, że zachowanie lekarzy, którzy uszkodzili bramkę jest - według niego - nieodpowiednie: - Nie uważam, że jest to dobre zachowanie. Nie znam sprawy i nie wiem, jaki był stan pacjentów, ale taranowanie bramki to złe rozwiązanie - podkreśla.
Problem uszkodzenia bramki może zastanawiać. Wojewoda opolski Antoni Jastrzembski oświadczył niedawno, że zezwala pojazdom ratowniczym na autostradzie A4 na taranowanie bramek, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jednak Michał Wandrasz, rzecznik opolskiej GDDKiA zaznacza, że nie ma możliwości, by samochody służb ratunkowych wyłamywały bramkę. Twierdzi jednocześnie, że plan ratunkowy dotarł do służb późno z winy firmy Kapsch, która go przygotowała i to ona jest odpowiedzialna za zaproponowane rozwiązania w tej sprawie.
Firma Kapsch, nadzorująca pobór opłat na autostradzie A4, po protestach służb ratowniczych, postanowiła zmienić zasady. Przedstawiciele firmy zadeklarowali, że w najbliższych dniach dostarczą straży, policji i służbom medycznym działającym wzdłuż A4 nadajniki viaAudio, które pozwolą wjechać na autostradę bez zatrzymywania się. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo.
Dorota Prochowicz, rzeczniczka firmy Kapsch, obiecywała w rozmowie z RMF.FM, że firma zrobi wszystko, aby takie sytuacje nie miały miejsca: - W sytuacjach awaryjnych w razie zatoru na wjeździe dyspozytorzy obsługujący bramki będą podnosić bramki na tzw. pasie serwisowym - podkreśla. Niestety dziennikarzom nie udało się dowiedzieć, dlaczego dyspozytorzy nie zrobili tego podczas dzisiejszej nocy.
Od 1 czerwca na autostradzie A4 obowiązują opłaty za wjazd na autostradę. Pobór biletów obowiązuje również kierowców ambulansów, pojazdów straży pożarnej i policji. Choć służby nie muszą płacić za przejazd A4, to nowe przepisy sprawiły, że opóźnił się czas dotarcia do poszkodowanych w wypadku na autostradzie.
Reklama.
nadkom. Maciej Milewski,
rzecznik prasowy Wojewódzkiej Komendy Policji w Opolu
Rzeczywiście taki fakt miał miejsce. Lekarze ze szpitala, w związku z tym, że poszkodowani byli ciężko ranni, postanowili staranować bramkę i przewieźć ich do Wojewódzkiego Centrum Medycznego. Na lekarzy nie zostania nałożona kara, ponieważ firma Kapsch nie zgłasza żadnych roszczeń w tej sprawie.